Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Droga była zasypana, dlatego ciągnikiem dowieźli rodzącą kobietę do karetki

(db)
Lada dzień pani Katarzyna i Konstanty zostaną wypisani do domu. W szpitalu w Sokółce odwiedzili ich szczęśliwy ojciec malucha i dumna z wnuka babcia. (foto dziecko)
Lada dzień pani Katarzyna i Konstanty zostaną wypisani do domu. W szpitalu w Sokółce odwiedzili ich szczęśliwy ojciec malucha i dumna z wnuka babcia. (foto dziecko) Fot.: D. Biziuk
Sokółka: Ma na imię Konstanty, waży 2.900 gramów i urodził się nad ranem 29 stycznia w drodze z Wiązówki do Dąbrowy. Mało brakowało, a chłopak przyszedłby na świat na przyczepie przymocowanej do ciągnika.

Katarzyna Górewicz z poddąbrowskiej wsi Wiązówka spodziewała się rozwiązania pod koniec lutego. Lekarze zakwalifikowali kobietę do cesarskiego cięcia - To nasze pierwsze dziecko. Już kilka tygodni temu wszystko było gotowe na jego przyjęcie. Nie chcieliśmy czekać do ostatniej chwili z kupnem wyprawki - powiedziała świeżo upieczona mama.

Bóle porodowe zaczęły się w nocy z 28 na 29 stycznia. Było kilka minut po godz. 2. - Widząc, co się dzieje, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam po karetkę. Ambulans miał przyjechać z Dąbrowy. To tylko siedem kilometrów od naszej wsi. Problem jednak w tym, że na podwórku szalała burza śnieżna. Wszystko było zasypane - usłyszeliśmy od Danuty Czerwińskiej, matki pani Katarzyny.

Dyspozytorka pogotowia kilkakrotnie oddzwaniała do domu rodzącej kobiety. - Usłyszeliśmy, że karetka z Dąbrowy nie przyjedzie, bo jest w trasie. Ostatecznie wysłali do nas erkę z Suchowoli. Ambulans zatrzymał się jednak pół kilometra od naszego domu. Droga była tak zasypana, że nie szło dalej jechać - zrelacjonowała Danuta Czerwińska.

Na nic zdały się próby odśnieżenia. - Poprosiłem sąsiada o pomoc i wspólnymi siłami próbowaliśmy odśnieżyć pługiem te pół kilometra. W końcu daliśmy za wygraną - powiedział Marek Górewicz, mąż Katarzyny.

Nie mając innego wyjścia, pan Marek podstawił ciągnik pod dom, zamontował do niego przyczepę z metalową klatką i wrzucił do środka dwa ciuki siana. Na takim posłaniu ułożono rodzącą. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ciągnik dowiózł rodzącą do karetki i w połowie drogi z Wiązówki do Dąbrowy na świecie pojawił się Konstanty. Obyło się bez cesarskiego cięcia.

- Udany z niego chłopak. Daliśmy mu imię po dziadku - wyjaśniła Danuta Czerwińska. Młoda mama i jej pociecha leżą na oddziale noworodkowym w sokólskim szpitalu. Oboje czują się dobrze.

- Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło. A mogło być różnie - podkreślił Marek Górewicz. Okazało się, że w rodzinie Czerwińskich to nie pierwszy przypadek, kiedy zasypane drogi były przeszkoda w dotarciu na porodówkę.

- Kiedy rodziłam swojego syna 20 stycznia 1981 roku, mąż zawiózł mnie do szpitala saniami. Ale wtedy to były inne czasy. Teraz mamy przecież XXI wiek. Złość człowieka bierze na te nieodśnieżone drogi - dodała babcia małego Konstantego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna