Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Druh Hannibal

Konrad Kruszewski
Kronika Wypadków Umysłowych. Kaczaszwili w warotach (w tłumaczeniu: Hannibal u bram)! - to krzyczeli przerażeni bojcy na widok naszego bohatera, który kulom się nie kłaniał, bo nie musiał - strzelali za wysoko.

"Kronika wypadków umysłowych" dokładnie przysłuchała się taśmom z wizyty naszego umiłowanego pana prezydenta na linii frontu. Pan prezydent po stokroć ma racje - to Rosjanie usiłowali zastrzelić nasz skarb narodowy. I po rosyjsku krzyczeli to, co udało się nam rozszyfrować:

"Strielaj, strielaj! Kaczaszwili w warotach!" (Strzelajcie, strzelajcie! Hannibal u bram". I jeszcze: "- Za Rodinu, za Putinu, wpieriod, na boj, na boj, na boj" - czego tłumaczyć nie trzeba, bo to wszyscy pamiętają. W takie przerażenie wprowadził ich widok naszego giganta.

Niestety, mimo konsultacji z najlepszymi specjalistami od broni maszynowej, nie udało się nam ustalić, w jaki sposób nasz pan prezydent rozpoznał po głosie kałasza. Według ich wiedzy, człowiek z takim doświadczeniem wojskowym jak Lech Kaczyński, nie jest w stanie odróżnić kałasza od korkowca, zwłaszcza po ciemku.

Według najpewniejszej wersji (a jest tych wersji przynajmniej pięć), nasz pan prezydent pojechał na granicę z Osetią oglądać Ruskiego, którego tam być nie powinno. Namówił go do tego prezydent gruziński. - Chodź - powiada - druhu serdeczny, pojedziemy do Osetii, zobaczyć, czy tam jest Ruski, którego tam być nie powinno.

Takie podchody Gruzin zorganizował naszemu panu prezydentowi.
Oczywiście, wszyscy wiedzą, że Ruski jest tam, gdzie go być nie powinno, bo zawsze tak było w historii. Zawsze się pakował tam, gdzie go nie prosili. Ale nie tylko wiedza historyczna wskazywała na to, że Ruski przebywa w miejscu dla niego nieprzeznaczonym.

Właściwie to wszystkie satelity szpiegowskie 24 godziny na dobę przekazywały tę informację. Tak, że nawet prezydent Francji Sarkozy widział tego Ruskiego na osetyńskim posterunku na ekranie swojego monitora, a przecież to głównie Francuzowi obaj panowie harcerze, przepraszam prezydenci, chcieli obecność Ruskiego w tamtym miejscu uświadomić.

Co tam satelity, co tam GPS-y! My harcerze w podchodach się kochamy. A jak podchody, to oczywiście w nocy. Bo co to za podchody w dzień. W to niech się bawią zuchy. Nam harcerzom noc sprzyja!

I co z tego, że po ciemku nie da się odróżnić Ruskiego od Murzyna. Po co go odróżniać, skoro wiadomo, pokazują to satelity, że to Ruski?

Podsumujmy! Nasz pan prezydent, razem z prezydentem Gruzji, pojechali udowodnić światu, że Ruski jest tam, gdzie go być nie powinno. Jednocześnie obaj panowie prezydenci wiedzieli, bo przecież nie są idiotami, że dzięki łączności satelitarnej i szpiegowskim sputnikom, a także całej masie innych urządzeń i ludzi, świat doskonale o tym wie.

Dodatkowo, chyba tylko po to, żeby podchody były atrakcyjniejsze, obaj panowie prezydenci postanowili Ruskiego wymacać rękami w nocy, bo przecież zobaczyć go po ciemku raczej się nie dało. Nawet latarek ze sobą nie zabrali. To już nawet nie harcerstwo, tylko schizofrenia.

W tej sytuacji nie ma się zatem co dziwić, że Ruski zaczął strzelać. Dlatego, że jak on zobaczył (dzięki noktowizorom) naszego Hannibala, to był święcie przekonany, że Hannibal przybył odbić Osetię. Przecież sołdat tak głupi nie jest, żeby sądzić, że taki wielki wojownik przybył go oglądać w nocy i sprawdzać, czy on tam, na swoim posterunku jest. Wszyscy przecież wiedzą, że jest. Czasami nawet prezydent Francji łączy się z nim internetem i pyta, kiedy sobie pójdzie, ale on nie odpowiada, bo nie ma takich rozkazów.

No to jak on widzi takiego giganta z Polski, to strzela. Ręce mu się ze zdenerwowania i strachu trzęsą, więc trafia, na szczęście, kulą w płot.

Według niektórych relacji, zwłaszcza prezydenckiego ministra Michała Kamińskiego, walka naszego pana prezydenta z Rosjanami trwała od 7 do 10 minut. Proszę Państwa, to nie są żarty. W dzisiejszych czasach niektóre bitwy trwają krócej! Bitwa ta, czego należało się spodziewać, zakończyła się pełnym zwycięstwem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I tylko dzięki skutecznemu przeciwdziałaniu prorosyjskiego lobby w Polsce, Osetia nie jest na powrót w gruzińskiej macierzy.

A tak już zupełnie poważnie. Panu Bogu należy dziękować za to, że ta prezydencka zabawa w podchody nie zakończyła się zabawą w dwa ognie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna