Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziesięć lat życia po śmierci

Anna Mierzyńska [email protected]
Żanna i Wiktor od chwili odkrycia grobu Władimira nie ustają w poszukiwaniach. Wierzą, że w końcu natrafię na ślad ojca Żanny.
Żanna i Wiktor od chwili odkrycia grobu Władimira nie ustają w poszukiwaniach. Wierzą, że w końcu natrafię na ślad ojca Żanny. B. Maleszewska
Region. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Poszukiwany Władimir Siemion Różyński (lub Różycki)! Szuka go córka, której nigdy nie poznał. Władimir nie żyje od kilkudziesięciu lat, ale ostatnie lata jego życia wciąż okrywa tajemnica. Może mieszkał na Podlasiu? Może ktoś go pamięta?

Żanna Różyńska, Ukrainka, nigdy nie poznała swego ojca. Urodziła się w czasie, gdy młody Władimir, wcielony do Armii Czerwonej, szedł wyzwalać Polskę.

Zaraz potem zginął. Gdy dorosła, chciała przynajmniej odnaleźć jego grób. Szukała o nim informacji jeszcze w czasach Związku Radzieckiego, szukała po upadku ZSRR. Wreszcie znalazła, na cmentarzu komunalnym w Białymstoku. I to miał być koniec rodzinnej historii. Ale okazało się, że historia dopiero się zaczyna...

Żanna i Wiktor przyjechali do Białegostoku z Kijowa już po raz trzeci. Nie znają polskiego, przez miejscowe urzędy i instytucje przedzierają się więc trochę po omacku. Ich zawziętość w docieraniu do prawdy budzi jednak spory podziw, dlatego ludzie pomagają im, jak mogą. Ale tajemnicę życia ojca Żanny nie jest łatwo odkryć.

Partyzant spod Kijowa

Koniec lat 30-tych XX wieku. Na jedynym zachowanym do dziś zdjęciu - Władimir, czyli po naszemu Włodek, wychowany w polskiej wsi Rudnia pod Kijowem. Ma jasne oczy i poważne spojrzenie. Jeszcze przed ukończeniem 20 lat zdecydował, że zostanie zawodowym żołnierzem. A nawet więcej - oficerem.

Właśnie po to wstąpił do wyższej szkoły wojskowej w Sewastopolu. Wszystko było oczywiste - trwa wojna, będzie z kim walczyć. Ale życie lubi pisać własne scenariusze. Zdarzyła się więc rzecz nieprzewidziana - Władimir zachorował na zapalenie płuc. Nie poddał się chorobie, przeżył.

Odesłano go jednak do domu, by wydobrzał. I właśnie wtedy wybuchła wojna. Władimir nie ociągał się, wstąpił do Armii Czerwonej i wtedy po raz pierwszy zobaczył, jak naprawdę wygląda wojna. Nie potrafił tego znieść. Uciekł i dołączył do partyzantów, walczących w lasach pod Kijowem.

Jednak regularne wojsko dość szybko ich odkryło. Władimir miał do wyboru: albo trafić do łagra, albo iść na front z Armią Czerwoną. Wybrał to drugie. W 1944 r. przyszedł "wyzwalać" Polskę. Nie wnikając w historyczne interpretacje samego wyzwalania Polski przez Armię Czerwoną można stwierdzić z całą pewnością, że Różycki był wśród tych czerwonoarmistów, którzy w 1944 r. weszli do Białegostoku, a potem do Knyszyna.

Moskwa: zginął w sierpniu 1944 r.

Kilkanaście dni później rodzina Różyńskiego dostała oficjalne pismo: Różyński Władimir Siemionowicz zginął w Knyszynie 5 sierpnia 1944 r. Żałoba zapanowała tym większa, że na Włodka czekała wtedy już nie tylko jego matka, nie tylko ukochana dziewczyna, ale i roczna córeczka.

To właśnie ona, gdy dorosła, zaczęła dociekać prawdy o swoim ojcu. Jeszcze w latach 60-tych, przy okazji wizyty w Polsce, odwiedziła Ambasadę ZSRR w Warszawie. Zostawiła pismo z prośbą o ustalenie miejsca pochówku jej ojca. Odpowiedź owszem, dostała, po dwóch latach:

"Ojciec pani pochowany jest w mogile zbiorowej nr 24 w kwaterze wojennej Armii Radzieckiej na cmentarzu komunalnym w Białymstoku" - napisał w 1967 r. Stanisław Bonarek z Ministerstwa Gospodarki Komunalnej w Warszawie.
Żanna trochę się zdziwiła, że zginął pod Knyszynem, a pochowany został w Białymstoku, bo żeby w czasie wojny zwłoki przewozili z jednego miejsca w drugie?

Może jakaś ekshumacja była - powiedziała sobie i zaczęła się starać o zgodę na wyjazd do Polski. Tyle że wtedy była już mężatką, jej mąż był przez władze źle widziany, dlatego i w jej papierach zapisano: zakaz wyjazdu z ZSRR. Czekała więc na zmiany. Gdy imperium upadło, musiała zająć się swoimi chorymi rodzicami i znowu nie mogła wyjechać. W połowie lat 90-tych napisała jeszcze raz do Moskwy - może w papierach coś się zmieniło? Ale nie, znowu potwierdzono jej informację z 1944 r., że ojciec zginął pod Knyszynem.

Zmarł dziesięć lat później?!

Wreszcie, w 2007 r. , wyrwała się z Kijowa i dotarła do Białegostoku. Wszystko było jak w piśmie: cmentarz komunalny, mogiły zbiorowe żołnierzy Armii Radzieckiej. Tyle że grób ojca był obok, wyraźnie oddzielony od mogiły zbiorowej. Betonowe obramowanie, niewielki obelisk. Żanna na uginających się nogach podeszła do grobu, przeczytała umieszczony na niej napis i... zamarła z wrażenia.

Zgadzało się imię, nazwisko miało niewielkie zmiany, ale tzw. otczestwo też było właściwe. Tylko ta data śmierci: 5 grudnia 1954 roku! A więc dokładnie dziesięć lat później niż w oficjalnym piśmie!

- Jak to? Więc żył jeszcze przez dziesięć lat? Gdzie? Co robił? Z kim żył? - lawina pytań pojawiła się w głowie Żanny. A ona nie zwykła zostawiać takich spraw bez odpowiedzi. Razem ze swoim krewnym, Wiktorem, rozpoczęła poszukiwania.

Najpierw dotarła do białostockiego archiwum:
- W tutejszym zasobie nie odnaleziono dokumentów potwierdzających zamieszkiwanie Władimira Siemiona Różyckiego w Białymstoku po zakończeniu II wojny światowej - napisali jej archiwiści.

Żanna szukała dalej. Najpierw archiwa w katolickich kościołach - nic. Archiwa w cerkwi - podobnie. Wreszcie Podlaski Urząd Wojewódzki. Jedna z urzędniczek tak się przejęła historią Różyńskiego (Różyckiego), że obdzwoniła wszystkie gminy w okolicy Białegostoku, by sprawdzić, czy nie dokonywano tam ekshumacji grobów żołnierzy Armii Czerwonej i Armii Radzieckiej. Znowu nic! Ze wszystkich analiz wynikało, że cmentarz w Białymstoku to pierwsze miejsce pochówku Władimira, a jego grobu nigdy nie było ani w Knyszynie, ani w okolicach. A data śmierci na grobie nie jest pomyłką.

Zakochał się albo... został radzieckim wywiadowcą

- Myślimy, że mój ojciec żył jeszcze dziesięć lat po wojnie, przebywając na terytorium województwa białostockiego - mówi Żanna. - Możliwe, że miał nową rodzinę. Teraz w Knyszynie nie ma mieszkańców z nazwiskiem mego ojca, ale w Białymstoku są.

W książce telefonicznej miasta znalazłam siedem osób z nazwiskami Różycki oraz Różyński. Rozmawiałam z jedną z nich, z panem Markiem, ale jego ojciec nie nazywa się Władimir. Możliwe, że są jeszcze inne osoby o tych nazwiskach, tyle że ja sama nie potrafię się z nimi skontaktować.

Żanna wierzy, że uda się jej dowiedzieć, co jej ojciec robił od 1944 do 1954 r. Razem ze swoim krewnym, Wiktorem, snują najrozmaitsze przypuszczenia. Może po prostu spotkał piękną młodą Polkę, zakochał się i został? To, ich zdaniem, najbardziej prawdopodobne, właśnie dlatego Żanna szuka w książkach telefonicznych osób o takim samym nazwisku. Ale hipotez jest kilka. Może ukrywał się przez kilka lat? Dowiedział się, jaka jest sytuacja na Ukrainie i wolał zostać w Polsce?

- Ale przecież mój ojciec nie mógł żyć w Polsce przez dziesięć lat nielegalnie, nie wiadomo gdzie zniknąć, a potem zostać oficjalnie pogrzebanym na cmentarzu miejskim w 1954 r. - przekonuje Żanna.

Więc może zwerbowały go radzieckie służby specjalne? W Białymstoku w ostatnich latach wojny szkolono podobno wywiadowców radzieckich - takie informacje pojawiają się co pewien czas w rosyjskiej prasie.

Proszę, pomóżcie...

- Kto wie, czyje kości leżą w tym grobie. Może zresztą nie leżą żadne, może jest pusty. Gdyby ojciec związał się jakoś ze służbami specjalnymi, nawet najbardziej nieprawdopodobne hipotezy stają się możliwe - Żanna myśli głośno. - Ale ja wierzę, że mogło być najprościej. Po prostu tu żył, mieszkał. Tylko że ja chciałabym wiedzieć, co robił. Chciałabym dowiedzieć się o nim czegokolwiek. Przecież to mój ojciec, a ja go nawet nie znałam. Szukam każdego śladu po nim. Proszę, pomóżcie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna