MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Finansowa sytuacja Jagiellonia pogarsza się z dnia na dzień

<B>Przemysław Sarosiek</B>
Walka o bazar trwa nadal
Walka o bazar trwa nadal Piotr Niemczynowicz
Nie najlepiej dzieje się w białostockiej Jagiellonii. Klub od kilku tygodni pozbawiony jest wpływów z bazaru zlokalizowanego przy ulicy Jurowieckiej.

Na domiar złego urzędnicy magistratu dopatrzyli się poważnych nieprawidłowości w funkcjonowaniu targowicy i wysokości opłat bazarowych pobieranych w przeszłości przez pracowników klubu. Pat w sprawie bazaru trwa od początku lutego. Miasto, które przez wiele miesięcy nie mogło doczekać się należnych pieniędzy z targowicy (klub powinien odprowadzać do gminnej kasy całą zebraną kwotę, skąd otrzymywałby z powrotem 70 procent wpłacanej sumy - reszta pozostawałaby w magistracie) zdecydowało się wreszcie podjąć zdecydowane kroki. 4 lutego na klubowy bazar przy ulicy Jurowieckiej wkroczyli inkasenci komunalnej spółki "Lech", którzy zaczęli pobierać opłaty od handlujących. W ten sposób z dnia na dzień "Jaga" straciła prawie połowę klubowych dochodów.
- Prawie natychmiast interweniowałem u prezydenta Ryszarda Tura prosząc o zmianę niekorzystnej decyzji oraz umorzenie części długów i rozłożenie na raty pozostałych należności - powiedział prezes Dariusz Ciszewski. - Nie dostałem odpowiedzi na moje propozycje, ale powodem zwłoki jest choroba prezydenta Ryszarda Tura.
Jagiellonia na odpowiedź prezydenta czeka już kilkanaście dni. Szef klubu liczył, że pod nieobecność Tura sprawę rozstrzygnie kolegium wiceprezydentów. Gremium te sprawy bazaru jednak nie poruszało.
- Niebawem będę miał okazję spotkać się z prezydentem Turem i prywatnie poproszę go o jak najszybszą odpowiedź - stwierdził Ciszewski. - Wiadomo już, że nie ma co liczyć na umorzenie lub kompensację długu wobec miasta. Prawnicy twierdzą, że nie ma takiej możliwości. Będę zabiegał o rozłożenie zaległości na raty należności. Wynosi ona około 150 tysięcy złotych.
"Sprawa bazaru" to nie tylko kwestia: kto powinien pobierać opłaty. Sprawą otwartą jest też ich wysokość. Od dawna krążyły pogłoski na temat nieprawidłowości na bazarze - m.in. o tym, że klub zaniża wysokość opłat od handlujących. Informację o tym od handlarzy potwierdził ostatnio w jednej z białostockich gazet wiceprezes klubu Stanisław Bańkowski.
- Jeśli tak faktycznie jest to może oznaczać, że Jagiellonia jest winna miastu spore pieniądze - stwierdził proszący o anonimowość miejski urzędnik. - Przy dużej dziurze budżetowej, jaką ma Białystok gmina zmuszona będzie dochodzić tych sum. A, że będzie to bardzo trudne, to sądzę, że skończy się na polubownym załagodzeniu sprawy.
Najprawdopodobniejszy scenariusz zakłada, że "Jaga" zawrze porozumienie z gminą i zapłaci umowną karę finansową wyrównującą straty miasta.
- Jest problem i będę usiłował go rozwiązać - powiedział Ciszewski. - Jestem bardzo zaskoczony całą historią, bo nic o niej nie wiedziałem. Ogromnie zaskoczyła mnie też wypowiedź wiceprezesa Bańkowskiego o zaniżaniu opłat. Sytuacja klubu i tak już jest skomplikowana. Klucz do stabilności leży teraz w rękach miasta. Każdy dzień zwłoki pogarsza naszą pozycję.
Z nieoficjalnych informacji dowiedzieliśmy się, że większość radnych miejskich nie poprze propozycji klubu, by zwiększyć udział Jagiellonii w bazarowych dochodach z 70 do 90 procent. Pod znakiem zapytania stoi też poparcie Rady Miasta dla innych pomysłów prezesa "Jagi" zawartych w programie naprawczym.
- Mój pomysł na finansowanie i naprawę sytuacji klubu przestawię publicznie w najbliższych dniach - zapowiedział Ciszewski. - Cały czas szukam wyjścia z impasu. Rozmawiam obecnie z bardzo poważną firmą, która rozpoczęła prowadzenie interesów w Białymstoku i mam spore nadzieje. Rozmowy toczą się także z kilkoma innymi sponsorami. Z różnych stron dochodzą jednak do mnie dziwne wiadomości - jakby ktoś chciał przeszkadzać w ratowaniu Jagiellonii. Aż się nie chce w to wierzyć, bo nie wiem komu może na tym zależeć.

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna