Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Firmy zgubiły umowy a rodzice płacą

Urszula Ludwiczak [email protected]
Dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 31 w Białymstoku jedzą wprawdzie owoce, ale nie te darmowe, finansowane przez Unię Europejską. W czwartek były to pomarańcze zamiast polskich jabłek.
Dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 31 w Białymstoku jedzą wprawdzie owoce, ale nie te darmowe, finansowane przez Unię Europejską. W czwartek były to pomarańcze zamiast polskich jabłek.
Białystok. Tracą na tym dzieci.

Uczniowie trzech podlaskich podstawówek: w Białymstoku, Drohiczynie i Michałowie mieli w drugim półroczu jeść w szkole owoce i warzywa, sponsorowane przez Unię Europejską. Ale nie jedzą, bo gdzieś zaginęły umowy, jakie placówki podpisały z hajnowskim dostawcą.

Program "Owoce w szkole" to projekt dla uczniów klas I-III podstawówek. Wystarczy, aby szkoła zgłosiła chęć udziału w programie do lokalnej Agencji Rynku Rolnego i podpisała umowę z dostawcą. Potem gotowe do spożycia polskie owoce i warzywa oraz soki trafiają za darmo do szkół. Program okazał się bardzo popularny i szkoły chciały go kontynuować w drugim semestrze.

- Program się nam sprawdził w pierwszym semestrze, dzieci chętnie jadły jabłka czy marchewki - mówi Henryk Paliwoda, dyrektor SP nr 31 w Białymstoku, gdzie z programu korzystało 57 uczniów. - Zgłosiliśmy więc taką samą chęć w drugim semestrze. Znaleźliśmy się na liście ARR, podpisaliśmy umowę z tym samym dostawcą - firmą Mango z Hajnówki. I nawet przez parę dni drugiego półrocza te owoce dostawaliśmy. Ale potem dostawca stwierdził, że przestaje nam je dostarczać, bo... zaginęła gdzieś nasza umowa, a bez niej nikt mu nie zwróci kosztów. To bardzo niezręczna sytuacja, bo my ze swojej strony dopełniliśmy wszelkich formalności, mamy umowę, a owoców już nie.

Podobnie było w Michałowie i Drohiczynie. - Nawet nie myśleliśmy, że coś może być nie tak, bo w pierwszym semestrze ze współpracy z Mango byliśmy zadowoleni - mówi Dorota Kowalczuk, dyrektor Zespołu Szkół w Drohiczynie. - Owoce i warzywa jadło u nas 123 uczniów.

Szkoły interweniowały w ARR i u dostawcy. Bezskutecznie. - My pełnimy funkcję administratora - mówi Wojciech Kasjanowicz, dyrektor podlaskiego oddziału ARR. - Dostawca musi dostarczyć do nas kopię umowy ze szkołą, na tej podstawie może ubiegać się o zwrot kosztów. W tych przypadkach te umowy do nas nie dotarły, co uniemożliwia realizację programu. Jako ARR nie możemy nic zrobić.

Dyrektor zapewnia, że umowy nie zaginęły w ARR. Szef Mango uważa, że nie ma ich też w jego firmie.

- Nie potrafię wyjaśnić, co się stało z umowami - mówi Mirosław Popow, właściciel PHU Mango. - Przeszukaliśmy całą firmę, nie ma. Byliśmy pewni, że trafiły do ARR. Ale teraz tego nikt nie udowodni. Zaopatrywanie szkół bez umowy, to jednak są koszty. To i dla nas nieprzyjemna sytuacja. Postaram się jakoś dogadać z dyrektorami. Może dałoby się dostarczać te porcje im po kosztach.

Koszt dostarczenia jednej porcji to ok. 1 zł. - Za tyle można kupić kilogram jabłek czy marchwi - mówią jednak dyrektorzy szkół. I liczą, że wyjście z tej niezręcznej sytuacji się znajdzie, ale inne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna