Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gaudeamus igitur, czyli studenci wracają na uczelnie

prof. Adam Czesław Dobroński
Tomasz Holod
Radujmy się więc, vivat academia, vivant professores! Pieśń ta zabrzmi wkrótce wesoło na wielu białostockich uczelniach, by poświadczyć rozpoczęcie nowego roku akademickiego. A jakie były początki szkolnictwa wyższego w naszym regionie?

Pieśń zabrzmi wesoło, wszak w pierwszych swych wersjach powstała wśród wagantów, wędrownych żaków. Inauguracjom akademickim towarzyszą również wykłady. Zdarzało mi się je wygłaszać, nawet w Wilnie, ale dziś proponuję formę lżejszą. Zastanówmy się wspólnie, kiedy pojawiły się w Białymstoku pierwsze wyższe uczelnie. Jaka była ich kondycja, czym zasłynęli białostoccy profesorowie i żacy?

Szkoła oficerska na Podlasiu

Wiadomo, że i z Podlasia, Mazowsza Północno-Wschodniego (Łomżyńskie) oraz Suwalszczyzny docierali (nieliczni) studenci na staropolskie akademie, zwłaszcza Jagiellońską i Wileńską. Spotykano ich nawet w Królewcu, może i we Lwowie, poza granicami Rzeczypospolitej. Nikt jeszcze nie policzył, ilu było takowych śmiałków żądnych wiedzy i przygody. Łatwiej można wskazać na „studentów” kolegiów jezuickich, a potem pijarskich w Drohiczynie, Łomży i Szczuczynie. Zasługi kolegiów były oczywiste, zwłaszcza w przysposabianiu synów szlacheckich do życia publicznego. Po prawdzie jednak nie można ich nijak zaliczyć do szkół wyższych.

Płk Zygmunt Kosztyła lansował tezę, że pierwszą w Polsce szkołą oficerską, a na Podlasiu pierwszą placówką typu akademickiego była Wojskowa Szkoła Budownictwa i Inżynierii, istniejąca od 1745 do 1771 roku, z dwuletnią (1764-1765) przerwą. Ponoć wyszło z niej 300 wychowanków mających za sobą nauki teoretyczne ogólne (matematyka, historia, języki obce) i wojskowe. A wiosną odbywano zajęcia terenowe: marsze, prace inżynieryjno-saperskie. I tak przez trzy lata, karnie, w mundurach. Wszystko to działo się za sprawą hetmana wielkiego Jana Klemensa Branickiego. Jednym z elewów był Michał Starzeński, późniejszy autor znakomitych pamiętników i starosta brański, a za najbardziej znanego wykładowcą uznać należy architekta płka Jana Henryka Klemma, budowniczy pałacu. Taki opis brzmi pięknie, nawet za pięknie. Nie wątpię, że dobrodziej Białegostoku zadbał o powiększenie kadry osób dyspozycyjnych i sposobnych do prac wszelakich. Chwała mu, że zapewnił im kadrę i warunki materialne, możliwości edukowania się i ćwiczenia się. Chyba jednak nie zgrzeszę podejrzewając, że na ile wybitnym wodzem był Jan Klemens (to żart), tak i wyższą była ta szkoła oficerska.

Bili się kijami owiniętymi słomą

Tytuł uważam nieskromnie za bardzo zręczny, aczkolwiek niezupełnie adekwatny do rzeczywistości. W 1777 roku wdowa (status oficjalny) Izabela Branicka uruchomiła w Białymstoku szkołę podwydziałową, podlegającą pośrednio (zatem filia w cudzysłowie) Szkole Głównej Litewskiej, bo tak zwano Akademię Wileńską. To była pierwsza w naszym mieście nowoczesna szkoła średnia, przesiąknięta duchem Komisji Edukacji Narodowej. Taka z pierwszorzędną kadrą, odwiedzana przez znakomitych wizytatorów, mogąca poszczycić się wybitnymi wychowankami.

Szkoła średnia, jednak pod względem odebranej roli dorównująca obecnym szkołom wyższym. Nauka trwała 6 lat, po dwa w trzech klasach, liczba uczniów na ogół nie przekraczała 150 młodzianów. Nowością była troska o wychowanie fizyczne, największą popularnością cieszyła się oczywiście gra w piłkę, a po niej następowało pojedynkowanie się z użyciem kijów owiniętych słomą, zwanych palcatami. Widziano również „studentów” biegających po Lesie Zwierzynieckim.

Z ciekawszych innowacji dydaktycznych wypada wymienić maszynę elektryczną podarowaną przez Izabelę oraz lekturę gazet na lekcjach geografii w celu odszukiwania na mapie nazw: miejscowości, rzek, krain, itp. Duże zainteresowanie uczącej się młodzi budziły zajęcie teoretyczne i praktyczne z zakresu rolnictwa, a podczas wycieczki odkryto zielę „kosmaczek” skuteczne przeciwko wściekliźnie bydła.

Pierwsza szkoła medyczna, czyli izby dla położnic z dala od hałasu

W 1811 roku, a może i nieco wcześniej zaistniał w Białymstoku Instytut Akuszerii, kierowany przez Jakuba Feliksa de Michalisa. Naczelnik utworzonego w 1807 r. obwodu białostockiego, senator Ignacy Theyls, zadysponował budowę kompleksu instytutowego w pobliżu pałacu Branickich.

Pierwszy budynek drewniany wzniesiono w 1812 roku, znalazły się w nim potem: apteka, audytorium z preparatami naukowymi i księgami, pomieszczenie dla nauczyciela sztuki położniczej. Za sprawą cesarza Napoleona nastąpiła jednak w tymże roku zapaść inwestycyjna i dopiero w 1816 roku udało się ukończyć dwie izby z kuchniami dla położnic, dobrze ocieplone, znakomicie ulokowane, bo z dala od hałasu miejskiego.

Uprawiano ponadto dwa ogrody warzywne, ze studni czerpano kryniczną wodę. Wciąż jednak brakowało środków na dalszą rozbudowę, zaczęto także odczuwać skutki wilgoci z racji na pobliski, zaniedbany staw. W nowych obiektach zamierzano zakwaterować akuszerkę, 8 położnic z kolebkami dla niemowląt i 8 uczennic instytutowych, garderobę, spiżarnię, pokój dla dyrektora.

W listopadzie 1819 r. dr Michelis napisał, że wreszcie Instytut Położnictwa (zmieniała się nazwa) „przez wewnętrzne wygody przybliża się do swej ile być może doskonałości”. Łączono w nim naukę z praktyką, instytut cieszył się bardzo dobrą opinią, płynęły ze wszech stron podania o pozyskanie wychowanek. Sztuka „babienia” raczkowała, miejsce akuszerek spełniały sąsiadki, śmiertelność noworodków i młodych matek przerażała. Zgódźmy się, że przywołany instytut nie był szkołą wyższą, ale moim zdaniem zasłużył na miano protoplasty placówki promującej naukę i wdrażającą jej osiągnięcia. W dodatku zbudowano go w miejscu, gdzie po 150 latach ustanowiono Akademię Medyczną, obecny Uniwersytet Medyczny. Instytut i dr J. Michelis wciąż czekają na godne upamiętnienie.

GIMNAZJUM - Perła oświaty białostockiej

W 1802 roku Białystok zyskał gimnazjum, formalnie tylko szkołę średnią, która jednak bardzo podniosła prestiż miasta, ściągnęła prawdziwie uczonych profesorów i wykształciła kolejne pokolenia inteligencji. Miała więc w sobie zarodki szkoły wyższej, należała do gimnazjów zwanych akademickimi. By uwiarygodnić te pochwały tytułem przykłady wskażę na Michała Bobrowskiego urodzonego w pow. bielskim, który po ukończeniu szkoły białostockiej studiował w Wilnie: językoznawstwo, filologię klasyczną i hebrajską, a wykładał w mieście nad Wilią między innymi archeologię biblijną i język arabski. To on w 1822 roku odnalazł Kodeks Supraski. Z kolei Ignacy Daniłowicz (ur. we wsi Hryniewicze Duże) wykładał prawo na uniwersytetach w: Wilnie, Charkowie, Kijowie i Moskwie.

W okresie wojen napoleońskich wychowankowie gimnazjum białostockiego walczyli i w słynnym wąwozie Samosierra, a w 1812 roku kilkudziesięciu porzuciło naukę, by pociągnąć na Moskwę. Szwoleżerem gwardii był Michał Rukiewicz rodem spod Zabłudowa, potem jeden z najserdeczniejszych przyjaciół Adama Mickiewicza (wieszcz omal nie odwiedził go w Zawykach nad Narwią), członek Towarzystwa Filomatów, skazany na 10 lat katorgi i zmarły na Syberii. Uwaga, uwaga: A. Mickiewicz III część „Dziadów” zadedykował pamięci trzem filomatów, z nich Jan Sobolewski i Cyprian Daszkiewicz skończyli gimnazjum białostockie! Radzę przeczytać tom naszego kolegi uniwersyteckiego dr. Jana Trynkowskiego „Gimnazjum”, wgłębić się w podane tam biogramy ludzi pióra i artystów, lekarzy i duchownych, sybiraków i działaczy Wielkiej Emigracji. Niestety, w większości nie dane im było wrócić w rodzinne strony, co przyczyniło się do zapomnienia ich nazwisk i czynów. Jedynie szczątki Daszkiewicza udało się przywieść do Wilna i po obrzędzie pogrzebowym w kościółku św. Anny pochować na cmentarzu bernardyńskim „pod surową bacznością policji”.

Pomimo postępującej rusyfikacji i represjom gimnazjum białostockie, od 1872 roku szkoła realna, starały się utrzymać wysoki poziom. To nie przypadek, że wśród wychowanków znalazły się dwie osoby, które rozsławiły w świecie Białystok z krańcowo różnych powodów. Jednym był piewca nadziei i twórca języka esperanto Ludwik Zamenhof, drugim Ignacy Hryniewiecki, który w 1881 roku wykonał zamach na cara Aleksandra II.

Lata dwudzieste, lata trzydzieste, lata czterdzieste

Zmieniały się pokolenia białostoczan, również ich skład narodowościowy, społeczny. ,Białystok wolny od 19 lutego 1919 roku i wkrótce wojewódzki niestety nie doczekał się szkoły wyższej. Miał natomiast duży wybór szkół średnich, państwowych i prywatnych, męskich, żeńskich i koedukacyjnych. O nich pisze się sporo, zwłaszcza o „wielkiej trójce” szkół państwowych: im. Króla Zygmunta Augusta przy ul. Kościelnej (dyr. ks. dr. Stanisław Hałko), im. (ks.) Anny z Sapiehów Jabłonowskiej przy ul. Mickiewicza i im. Marszałka Józefa Piłsudskiego przy Warszawskiej. Pod wieloma względami nie ustępowały im gimnazja prywatne, szkoły handlowe (uczniem tej przy ul. Fabrycznej był Ryszard Kaczorowski). A w gmachu przypałacowym mieściły się męskie i żeńskie seminaria nauczycielskie, zastąpione w 1946 r. przez męskie Państwowe Liceum Pedagogiczne, Zwłaszcza to ostatnie zaliczyć można do szkół półwyższych. Brakuje wspomnień o Gimnazjum Hebrajskim przy ul. Sienkiewicza, które ukończył między innymi powojenny premier Izraela Icchak Shamir; wychowankowie spotykali się na zjazdach w Jerozolimie.

Absolwenci szkół białostockich najchętniej podejmowali studia w Wilnie, utworzyli tam nawet swoje koło liczące w roku akademickim 1934/35 437 członków. Z dyplomami akademickimi mieli większe szanse na posadę, awanse, poważanie w towarzystwie, dobrze rokujące małżeństwo. Liczono, że będą się też udzielać w życiu społecznym i kulturalnym, dawać dobry przykład białostoczanom, ożywiać miasto. Wybuch wojny zniszczył nadzieje na szybkie kariery, dyplom lepiej było starannie ukryć, by uniknąć represji w okresie obu okupacji. Sowieci utworzyli przy ul. Warszawskiej Białostocki Instytut Pedagogiczny podkreślając, że to jest pierwsza szkoła wyższa w dziejach miasta, dowód jego awansu. Była to niby prawda, bo instytut miał za cel jak najszybsze przygotowanie kadry nauczycielskiej, co chciano osiągnąć obniżając poziom nauczania. Do tego dochodziły problemy z wykładowym językiem rosyjskiego, którego nie znali młodzi Polacy, ale i część Białorusinów. A w ogóle szkoła w kręgach polskich została potraktowana jako obca, wroga. Nie wznowiono jej i po wojnie, natomiast w Grodnie obecny Państwowy Uniwersytet im. Janki Kupały liczy swe lata od założenia w lutym 1940 roku takiego właśnie instytutu.

Dar z Wilna

Ówczesny biskup i rektor Archidiecezjalnego Seminarium Duchownego w Białymstoku, ks. prof. Edward Ozorowski napisał w 1981 roku, że szkoła ta należy do najstarszych w Polsce, powstała bowiem w 1582 roku mocą aktu fundacyjnego bpa J. Radziwiłła. Nie ulega wątpliwości, że po rozwiązaniu w lutym 1945 roku przez władze państwowe Seminarium Duchownego w Wilnie, gros profesury (m.in. prof. prof. Michał Klepacz, Michał Sopoćko, Władysław Suszyński, Ignacy Świrski) i wielu kleryków znalazło azyl w Białymstoku, notabene należącym przez wieki do diecezji (od 1925 r. archidiecezji) wileńskiej. Znaleziono dla nich siedzibę (przychylność wykazał nawet komendant wojskowy) przy ul. Słonimskiej 8 wzniesionej na potrzeby zakładu rzemieślniczo-wychowawczego pw. św. Józefa przez Braci Sług NMP i św. Franciszka, nazywanych z sympatią „braciszkami”. Pierwszy rok pracy WSD w Białymstoku zainaugurowano 8 maja 1945 roku nawiązując do dorobku Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Ks. dziekan Aleksander Chodyko w swym przemówieniu podkreślił, że zespół profesorów przybyłych z Wilna „przynosi chlubę nie tylko swą wiedzą fachową, ale (i) chęcią pracy w tak niepomyślnych warunkach”.

Spełniły się zatem oczekiwania, Białystok zyskał szkołę wyższą i to z piękną tradycją. Oczywiste, że szkołę dla nielicznych, choć ci podejmowali przecież później pracę duszpasterską z rzeszami wiernych. Niektórzy z profesorów wydali pamiętniki, jednego wychowanka miewam w domu, o historii WSD przypomina zwłaszcza ks. prof. Tadeusza Krahel z gronem wychowanków (pozdrawiam serdecznie!). Seminarium jest już w stu procentach białostockim, ale ubogaconym nadal kontaktami z byłymi ziemiami kresowymi i przywołuje pamięć Wilna z Ostrą Bramą, co widać nawet w bryle siedziby przy ul. Warszawskiej.

Inżynierowie w dzień pracowali, a w nocy się uczyli

Jako pierwsi wolę posiadania szkoły wyższej objawili w powojennym Białymstoku członkowie oddziału Naczelnej Organizacji Technicznej. Potrzeby były aż nadto widoczne, trwała odbudowa zniszczeń i miano zacząć realizację planu sześcioletniego. Zgodnie z duchem czasu stosowny list do Ministerstwa Oświaty wystosował I sekretarz KW PZPR Mieczysław Tureniec i 1 grudnia 1949 roku 200 osób (chętnych było dwa razy więcej) podjęło trzyletnie studia w Prywatnej Wieczorowej Szkole Inżynierskiej NOT na wydziałach mechanicznym i elektrycznym. Zajęcia prowadzono w salach Liceum Pedagogicznego przy ul. Mickiewicza i Liceum Sztuk Plastycznych przy ul. Kilińskiego, zaś pierwszym rektorem został mgr inż. Karol Białkowski. Nie było łatwo, bo w dzień trzeba było wykonywać pracę, a wieczorem brać się do nauki. W efekcie do 1954 roku region dzięki WSI zyskał zaledwie 57 inżynierów.

Przełom nastąpił dopiero w 1964 roku, kiedy uzyskano zgodę na uruchomienie studiów dziennych. Zmianie uległa i nazwa, przy czym skrót pozostał ten sam, co często myli mniej obytych z historią miasta - WSI już jako Wyższa Szkoła Inżynierska z rektorem doc. dr. inż. Marianem Poniatowskim i siedzibą przy ul. Grunwaldzkiej, a od 1968 roku i z pierwszym w województwie komputerem Odra 1013. Politechnikę Białostocką mamy od 1974 roku, ten kampus podziwiał i tow. Edward Gierek. Ponoć, gdy spojrzał w kierunku ul. Świerkowej i zapytał, a co tam się mieści - w byłym budynku SN, a wówczas Wydziale Humanistycznym Filii UW, gdzie też pracowałem - ktoś przymilnie powiedział, że to nasze garaże i magazyny. Może to i wredna plotka, ale wciąż czekamy na pełną monografię uczelni wsławionej przez łaziki marsjańskie.

Medycyna w pałacu

Prof. Artur Pasko ustalił precyzyjnie, że list w sprawie WSI został wysłany z Białegostoku we wrześniu 1949 roku, natomiast o utworzeniu w mieście nad Białką Akademii Lekarskiej mówiono wprawdzie już od lipca tego roku, jednak bardziej konkretne zabiegi rozpoczęto w październiku. W grudniu zapadła decyzja o przejęciu pałacu Branickich i budynku przy ul. Mickiewicza 2, zaś wiążące rozporządzenie Rady Ministrów nosi datę 3 lutego 1950 roku (miesiąc później zmieniono nazwę z Akademii Lekarskiej na Akademię Medyczną). Rektor prof. Tadeusz Kielanowski otrzymał natomiast nominację już na początku stycznia. Wszystko to działo się w wielkim, ale słusznym pośpiechu, upadła nagle koncepcja obdarzenia Białegostoku Pałacem Pracy. Nie ulega wątpliwości, że dobrym duchem tego przedsięwzięcia był od początku Jerzy Sztachelski (1911-1975), pierwszy doktor honoris causa AM.

Uniwersytet Medyczny w Białymstoku (od 22 III 2008 r.) dba w sposób godny największej pochwały o dokumentowanie przeszłości, także o stan siedziby łącznie z parkiem. Zazdrość budzą sukcesy naukowe, wielkie inwestycje. To wszystko zwalnia mnie od dłuższej prezentacji tej uczelni. A anegdota? Rektor prof. Andrzej Kaliciński zaprosił mnie na wykład o Julianie Marchlewskim. Nigdy nie byłem specjalistą od historii ruchu robotniczego, ale tego argumentu rektor nie przyjął do wiadomości. A po przedstawieniu garści opinii i refleksji podszedł z podziękowaniami dodając: przepraszam, potrzebne mi to było, bo piszemy wniosek o zniesienie narzuconego nam kiedyś, wstydliwego imienia.

Dochodzenie do Uniwersytetu

Wcześniej tylko wzmianka o jeszcze jednej, zapomnianej zupełnie inicjatywie. Od 1949 roku próbowano w Białymstoku utworzyć wyższą szkołę rolniczą, w 1954 roku nawet obwieszczono jej powstanie w pałacu Lubomirskich w Dojlidach, zajętym przez Liceum Rolnicze. A jednak WSR powstał w Olsztynie, zaś na Dojlidach odbywały się (tu znak zapytania) konsultacje dla studentów.

O naszym Uniwersytecie będzie z pewnością w tym roku głośno. To jednak UwB stał się głównym spadkobiercą tradycji wymienionych i niewymienionych przeze mnie szkół średnich z ambicjach akademickich, powojennych SN i WSN, co stwierdziwszy oddaję głos JM prof. Robertowi W. Ciborowskiemu: „Sam nieco ponad dwie dekady temu byłem studentem Uniwersytetu w Białymstoku - wtedy jeszcze była to Filia Uniwersytetu Warszawskiego - więc wiem, jak bardzo zmienił się od tamtej pory. UwB dokonał spektakularnego rozwoju naukowego - aż 4 z 8 naszych białostockich wydziałów mają najwyższą kategorię naukową, mamy 6 uprawnień habilitacyjnych i 10 doktorskich. Imponująco rozwinęła się także oferta edukacyjna uczelni, dzięki czemu na 31 kierunkach kształci się u nas ponad 12 tys. studentów, co daje nam pozycję największej uczelni w województwie. Zrealizowane w ostatnich latach inwestycje w infrastrukturę dydaktyczną i aparaturę badawczą sprawiły, że UwB stał się nowoczesnym, świetnie wyposażonym uniwersytetem, który może śmiało konkurować z innymi ośrodkami naukowymi w Polsce i Europie. W zbliżającym się nowym roku akademickim będziemy świętować jubileusz dwudziestolecia i mogę śmiało powiedzieć, że będą to radosne urodziny, bo mamy naprawdę wiele powodów do dumy. Dobrze wykorzystaliśmy tych 20 lat samodzielności.” A za dwa lata jubileusz 50-lecia, licząc od powołania Filii UW.

Przepraszam, nie starczyło miejsca na wspomnienia innych jeszcze - fakt, że młodszych wiekiem - uczelni państwowych działających w Białymstoku i licznych szkół wyższych prywatnych. Będę powracał do tego tematu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna