Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gazeta zmieniła jej życie, czyli jak stokrotka poznała harcerzyka

Dorota Naumczyk
- Te setki zdjęć to moje lekarstwo na smutki - mówi Krystyna Markowska z Białegostoku. Na małym zdjęciu: pamiątkowa fotografia z Częstochowy
- Te setki zdjęć to moje lekarstwo na smutki - mówi Krystyna Markowska z Białegostoku. Na małym zdjęciu: pamiątkowa fotografia z Częstochowy Wojciech Wojtkielewicz
Dzięki „Kącikowi Samotnych Serc“ w „Gazecie Współczesnej“ poznałam mężczyznę, z którym spędziłam dwa cudowne lata swojego życia - wyznaje Krystyna Markowska z Białegostoku. - I choć pewnego dnia nagle zniknął, nie żałuję ani jednego dnia, ani chwili.

Kiedy pani Krystyna zapukała do drzwi naszej redakcji, ledwo było ją widać zza stosów albumów ze zdjęciami i grubych pamiętników z zapiskami chwil, które przeżyła. - Tu mam cudowną dokumentację dwóch pięknych lat, których dzięki Wam doznałam - tłumaczyła ze łzami w oczach. I rozpromieniona zaczęła rozkładać na stole kolejne fotografie...

Marzenia spychałam w kąt

„Jest taki zakątek ludzkiego życia, gdzie jest miejsce na szczęście, miłość i marzenia“ - czytamy w spisanych przez panią Krystynę wspomnieniach. I dalej: „Pochodzę z małego miasteczka na Białostocczyźnie. Za mąż wyszłam mając 20 lat, za mężczyznę o cztery lata ode mnie starszego. Tworzyliśmy zwyczajną rodzinę, wychowującą dwóch synów (...) Starałam się być troskliwą matką, oddaną i wierną żoną. Miałam też swoje marzenia: chciałam poznać różne piękne zakątki naszego kraju. Marzenia jednak spychałam w kąt, bo ciągle stawało coś na przeszkodzie (...) W cichości serca myślałam: jak będę na emeryturze, synowie będą dorośli, to wówczas razem z mężem będziemy realizować nasze podróżnicze plany (...). Stało się inaczej. Nagła choroba męża, operacja i walka o życie. Zwolniłam się z pracy, stworzyłam mu domowe hospicjum. Byłam nie tylko żoną, ale całodobową pielęgniarką. Widziałam, jak z dnia na dzień umyka życie. I stało się... Odszedł. (...)

Byliśmy małżeństwem 37 lat. Mając 58 lat zostałam wdową. Długo układałam sobie życie na nowo, w pojedynkę. Przychodziły jednak takie chwile, że bardzo tęskniłam, pragnęłam usłyszeć obok siebie czyjś miły głos, pójść na spacer we dwoje albo po prostu posiedzieć w ciszy i zadumie na ławeczce... “

Ten dzień zmienił moje życie

- Dzień, który zmienił moje życie przypadł w ostatni piątek kwietnia 2011 roku, dwa lata po śmierci męża - wspomina pani Krystyna.

To właśnie tego dnia znalazła w Magazynie „Gazety Współczesnej“ anons, który ją poruszył. Autor, podpisany „Harcerz niedołęga“, pisał: „Stokrotko, witam Cię. Wdowiec bez zobowiązań. Może dlatego, że bardzo długo był sam, a może dlatego, że „niedołęga“ to był sam? Ale któż jest ideałem? Niby nauczyłem się z tym żyć, ale... Jakieś wady każdy ma. Ja kilka z nich skrzętnie ukrywam, nawet przed sobą, ale samotność i 60 plus tak mnie wykształciło. Chcesz mnie wziąć czy nie? “.

- Od razu wtedy pomyślałam: oczywiście, że chcę! - opowiada pani Krystyna. - Bo jeżeli ktoś jest samotny i tak pięknie pisze, jeżeli nazywa kobietę stokrotką, to musi być dobrym człowiekiem.

Odpisała, podała swój numer telefonu, i już po kilku dniach dostała całą serię przepięknych, poetyckich sms-ów.

- Nazywał mnie w nich stokrotką, czarodziejką, Krysiaczkiem - z rozrzewnieniem wspomina pani Krystyna. I pokazuje zeszyt, w którym ma zapisane wszystkie wiadomości, jakie dostała na swój telefon komórkowy od pana J. (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). „Dajmy szansę losowi, przeznaczeniu....“ - pisał. A w następnym: „Czarodziejko, już jestem zazdrosny. Jeżeli nocką zagląda do ciebie księżyc, to jak się czuje Pan Twardowski? Zasłonię księżyc albo może zamienię się z Panem Twardowskim“.

Zwiedziliśmy całą Polskę

Po dwóch tygodniach sms-owej korespondencji postanowili się spotkać. Ustalili, że pierwsza randka odbędzie się na gruncie neutralnym, że pojadą na wycieczkę do Świętej Wody koło Wasilkowa. - Na przyjazd mojego harcerzyka czekałam z bijącym sercem - wspomina pani Krystyna. - Nigdy bym nie pomyślała, że ja, prawie 60-letnia kobieta, jeszcze mogę coś takiego poczuć.

Przyjechał samochodem. Kiedy wysiadł, zobaczyła przystojnego, prawie 70-letniego mężczyznę z ogromnym bukietem kwiatów... Cała spięta, wzruszona i poddenerwowana wsiadła do jego auta, a on wykrzyknął: „Huuuraaa!“. - Tak się ucieszył, że mu się spodobałam również wizualnie. Poczułam się taka szczęśliwa - opowiada Krystyna.

Odwiedzili górę krzyży, uczestniczyli w Mszy św. w Sanktuarium w Świętej Wodzie, a wieczorem dostała sms-a: „Byłaś jedyna! Cieszę się bardzo. To mi w pełni i Ty - Moja - odpowiada. Śpij“.

- Tak zaczęliśmy powoli spełniać nasze marzenia. Nie byliśmy już samotni... - wspomina Krysia. - Co drugą niedzielę porywał mnie na wycieczki do okolicznych miejscowości i pokazywał to, co piękne i warte poznania.

Pani Krystyna kartkuje kolejne albumy ze zdjęciami i pokazuje fotografie z Góry Grabarki, Tykocina, Kiermus, Supraśla...

- O tu, nad samą rzeką w Mielniku nad Bugiem, mieliśmy piknik , pyszne jedzenie, trochę wina, było tak romantycznie... - podkreśla. I bierze do ręki kolejną fotografię. - Tu spacerujemy po Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, a tu z kolei po Zakopanem. Jak patrzę na te zdjęcia, to przypominają mi się wszystkie zapachy i smaki, jakie poznałam podczas tych wyjazdów. Wszystko do mnie wraca...

Krystyna pokazuje zdjęcia z wycieczek do Nałęczowa, Częstochowy, Wadowic, w Bieszczady, nad Solinę... Na większości do obiektywu pozuje albo ona, albo jej harcerzyk. Wyciąga jednak ze stosu i takie, na których są oboje.

- I uwaga! Nie prosiliśmy nikogo, aby nam je zrobił! - zastrzega. - To mój harcerzyk porobił takie fotomontaże z fotografii, na których byliśmy pojedyczno. Był złotą rączką. Wszystko potrafił zrobić!

I na dowód pokazuje zdjęcia ze swojej działki: - O proszę, jaką piękną kapliczkę na działce mi skonstruował. I brzozowego ludzika! I grill! A po każdym naszym wspólnym grillowaniu wieszał na moim działkowym domku prawdziwą końską podkowę. Skąd je brał, nie mam pojęcia. Do dziś cała ścianka domku jest w tych podkowach. Na pamiątkę i na szczęście.

Również białostockie mieszkanie pani Krystyny wypełnione jest pamiątkami po tej dwuletniej znajomości. - Bo on nigdy nie przyjeżdżał z pustymi rękoma! - podkreśla. - Zawsze miał dla mnie kwiaty, maskotkę...

Do dziś stojak lampy podłogowej w sypialni pani Krystyny obwieszony jest od podstawy aż po klosz pluszowymi misiami i innymi zwierzątkami.

- Nigdy też nie zapomnę jak zapukał do moich drzwi z wielkim pudłem - wspomina 63-latka. - Otwieram pudło, a tam - miś, który trzyma w ręku mały woreczek. Rozwiązuję woreczek i widzę w nim... przepiękny zegarek... - pani Krystyna z czułością dotyka przegubu swojej dłoni, na której błyszczy bransoleta z zegarkiem. I pokazuje kolejnego otrzymanego sms-a: „Już nie wiem, co jest co? Czegoś nowego się uczyć, nieco późno, a to co było też nie... Dziękuję za te chwile wielkie mi. Do jutra. Zaśnij słodko Moja“.

Choć to Koniec, nie Żałuję

Ostatni raz widzieli się w czerwcu 2013 r. Wtedy jeszcze nie widziała, że to jest ten ostatni. - Choć rzeczywiście, jak teraz sobie analizuję, on był wtedy jakiś dziwnie smutny...

Potem dostała jeszcze tylko kilka czułych sms-ów i tajemniczą pocztówkę z Warszawy: „Wczoraj - zaproszenie, dzisiaj - wiza, jutro - bilet do innego świata“. Od tej pory kontakt się urywa. Raz próbowała nawet do niego dzwonić, ale bezskutecznie.

- Oczywiście, że się zastanawiałam, dlaczego to się tak zakończyło - Krystyna kiwa głową. - Może za mało ciepła mu okazywałam, bo byłam zajęta innymi sprawami? Często za mało czasu dla niego miałam, bo chciałam pobyć z dziećmi, z wnuczkami... A może wiedział to, co i ja wiem: że piękne chwile nie mogą trwać wiecznie i czasami lepiej zakończyć coś, zanim się zacznie psuć? Ale nie mam do niego żadnych pretens ji! Wręcz przeciwnie. Jestem mu bardzo wdzięczna za te dwa cudowne lata. I życzę wszystkim samotnym, aby im też się taka niezwykła znajomość przytrafiła - szepcze Krystyna i znowu, jeszcze raz od nowa, zaczyna oglądać wszystkie zdjęcia.

Kącik Samotnych Serc w „Gazecie Współczesnej“ ukazuje się już od ponad 20 lat. W piątkowych Magazynach „GW“ na str. 11 drukujemy anonse, które przysyłają do nas nasi Czytelnicy. Potem zaś czekamy na adresowane do nich listy i je przekazujemy. Wiemy, że pomogliśmy odnaleźć się wielu wspaniałym ludziom, a nawet przyczyniliśmy się do zawarcia małżeństw. Jeżeli ktoś z naszych Czytelników, kto dzięki Kącikowi poznał swoją drugą połowę, chciałby podzielić się z nami swoją historią, prosimy o kontakt telefoniczny (85 748 74 58) lub mailowy ([email protected])

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna