Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy życiem jest film

Joanna Grzegorzewska
Oscara już w ręku trzymałem, bo pracowałem przy "Złotym kompasie” – mówi Łukasz
Oscara już w ręku trzymałem, bo pracowałem przy "Złotym kompasie” – mówi Łukasz
Aż 9 nominacji do Oscara dostał najbardziej dochodowy film w historii kina - "Avatar". Przy jego realizacji pracowały tysiące ludzi z całego świata, a wśród nich Polak - 33-letni Łukasz Bukowiecki.

Całe wieczory spędzał w restauracji, gdzie pracował na pełen etat, w dzień studiował... Jednak pod koniec każdego semestru udawał, że jest chory i brał zwolnienie... Nie było łatwo. Ale taki jest Londyn.

- Jeśli chcesz coś osiągnąć, musisz dać z siebie wszystko, a nawet więcej. I wtedy, przy odrobinie szczęścia, intuicji oraz odwadze w rozpychaniu się łokciami wśród tysięcy takich jak ty możesz powiedzieć: trzymałem w rękach Oscara, a moje nazwisko wymieniane jest po nazwisku twórcy "Titanica" - Jamesa Camerona - mówi 33-letni Łukasz Bukowiecki, Polak mieszkający w Londynie, entuzjasta filmu, multimediów, animacji komputerowej i programowania. Pracował on przy najgłośniejszym filmie ostatnich dni - trójwymiarowym "Avatarze", który w miniony wtorek otrzymał aż 9 nominacji do Oscara. W tej superprodukcji był edytorem efektów wizualnych.

Już trzymał w ręku Oscara

Dwanaście lat temu Łukasz Bukowiecki, początkujący grafik komputerowy z Bydgoszczy, postanowił sprobować czegoś odjazdowego i dobrze się zabawić się. Wybrał Londyn, bo...
- Byłem parę lat wcześniej na wycieczce w Londynie i to miasto zrobiło na mnie tak duże wrażenie - tłumaczy.

Więc pojechał. I trochę bawił się, dużo pracował (przez wiele lat jako kelner), no i uczył się (Blake College, dyplom z filmu; Middlesex University, kierunek: sztuka multimedialna).
- Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że każda praca daje jakieś doświadczenie, a zdobyte umiejętności mogą się przydać w najmniej oczekiwanej sytuacji - śmieje się i dodaje, że jeśli ktoś decyduje się na taką walkę, jak on (bo w sumie te pierwsze lata to była walka) musi być cierpliwy.

- To moje uczenie się, później dokształcanie, trwało dziewięć lat! I przez dziewięć lat próbowałem zaistnieć w branży filmowej, ale dopiero od trzech lat tak naprawdę zajmuję się tym, czym chcę.

Łukaszowi udało się bowiem dostać pracę w londyńskim Framestore - największej w Europie firmie produkującej zaawansowane efekty wizualne do największych, światowych produkcji filmowych, w tym do "Ciemnego Rycerza", "Australii", filmu "Złoty kompas", "Harry Potter" czy świeżutkiego "Sherlocka Holmesa".

- Przy "Australii" byłem tylko technicznym, mojego nazwiska nie było w napisach końcowych, ale przy "Złotym kompasie" pracowałem już przy produkcji efektów specjalnych, za które dostaliśmy Oscara - opowiada z dumą. - W Hollywood na scenę wyszedł oczywiście tylko szef, ale cała ekipa mogła sobie zrobić zdjęcie ze statuetką, bo to był nasz wspólny sukces. W "Avatarze", w napisach końcowych, moje nazwisko już się pojawiło!

- A jak to się stało, że właśnie ty znalazłeś się w ekipie "Avatara"? Framestore to ogromna firma.
- Gdy dowiedziałem się, że firma będzie nad tym pracowała, poszedłem do szefowej i powiedziałem: ja też chcę, a ona się zgodziła.

- Jak długo to trwało?
- Pracowaliśmy przez rok, nawet po szesnaście godzin dziennie. Moja praca polegała m.in. na organizowaniu sesji, na których VFX Supervisor, czyli osoba odpowiedzialna za wygląd każdego efektu w każdym ujęciu, kontroluje postępy grafików. To było podniecające. Widziałem, jak powstaje "Avatar".
- Oglądałeś film w całości?
- Oczywiście!
- Która scena zrobiła na tobie największe wrażenie?
- Scena lotu, wielkich egzotycznych ptaków.
- Co będzie jutro?
- Nazwisko Bukowiecki w czołówce! - śmieje się tato Łukasza - Ryszard, który dwie minuty wcześniej zdradził nam, że cały ten trzygodzinny film nad podziw szybko przeleciał mu przed oczami, bo...
- Nie mogłem doczekać się tych napisów końcowych właśnie i byłem tym chyba bardziej przejęty niż samym "Avatarem", choć film podobał mi się, mimo że nie przepadam z science fiction - wyjaśnia tato naszego bohatera.

Chce robić małe filmy

Praca pracą, a co po niej? Film, film i jeszcze raz film. Łukasz ogląda ich mnóstwo, a gdy tego nie robi, rozmawia o nich.

- Wśród moich znajomych są przede wszystkim ludzie, którzy zajmują się pisaniem scenariuszy albo reżyserowaniem, więc trudno od tego uciec - tłumaczy.
A co ceni w ludziach? Przede wszystkim szczerość. Ideał kobiety? - Dziewczyna, która ma to samo poczucie humoru co ja, i która będzie wspierała mnie w każdej sytuacji, czyli... Susie, moja angielska żona, oczywiście - zapewnia.
Łukasz do Polski przyjeżdża co najmniej trzy razy w roku.
- Mam dwa domy: w Londynie i w Bydgoszczy - wyjaśnia. - Poza tym, jeżeli przyjeżdżam do Polski, jadę z przyjaciółmi do Chałup.

Łukasz jest fanem spektakularnych efektów specjalnych i dobrych scenariuszy.
- Wrażenie na mnie może zrobić film za setki milionów dolarów i taki zrobiony domową kamerą. Najważniejszy jest bowiem bohater i jego historia. Reszta to jakby dodatek albo pomost to opowiedzenia tego, co mu się przydarzyło. I takie są filmy studia filmów animowanych Pixar, dlatego wszystkie ich filmy są moimi ulubionymi - tłumaczy.

Plany? - Szukam ludzi, którzy zajmują się produkcją niezależnych filmów. Powoli poszerzam swoje małe studio i w przyszłości chciałbym pracować w domu. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie będą to już wielkie, światowe produkcje tylko małe filmy, ale dzięki temu będę miał większą swobodę i niezależność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna