Był wieczór 4 maja. Strażacy-ochotnicy kilka godzin walczyli z pożarem budynku gospodarczego we wsi Bondary. Z kolei 13 maja w nocy w Rybakach całkowicie spłonęło stodoła, przylegający do niej warsztat z wyposażeniem, maszyny rolnicze. Akcja trwała około 4 godzin, a właściciel oszacował swoje straty na 50 tys. zł.
Jak zawsze w takich przypadkach, wyjaśnieniem okoliczności pożaru zajęła się policja. Nie wykluczała, że mogło dojść do podpalenia.
- Natychmiast rozpoczęły się poszukiwania osób, mogących mieć związek z tymi zdarzeniami. Kryminalni skrupulatnie gromadzili i weryfikowali każdą informację mogącą przyczynić się do ustalenia podpalaczy. Ustalili, że związek z pożarami mają dwaj mieszkańcy gminy Michałowo, w wieku 21 i 31 lat. Zostali zatrzymani już dzień po drugim zdarzeniu - mówi mł. asp. Katarzyna Zarzecka, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku.
Czytaj też:Poniat. Tragiczny pożar w gminie Piątnica. Nie żyje 91-letni mężczyzna
Kontrowersji całej sprawie dodaje fakt, że obaj podejrzani to członkowie jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej działających na terenie gminy Michałowo. Mężczyźni usłyszeli już prokuratorskiej zarzuty. 21-latek, który miał zaprószyć dwa pożary, a potem sam je gasić, dwa zarzuty zniszczenia mienia. Starszy podejrzany, który go do tego namówił, odpowie za dwukrotne podżeganie do przestępstwa. Grozi im kara nawet 5 lat więzienia.
- Młodszy z podejrzanych przyznał się do obu stawianych mu zarzutów. 31-latek, tylko do jednego. Szczegółów wyjaśnień nie mogę ujawnić, gdyż postępowanie jest we wstępnej fazie, a sprawa jest rozwojowa - zaznacza Karol Radziwonowicz, Prokurator Rejonowy w Białymstoku.
W ostatnich miesiącach w gminie Michałowo już wcześniej dochodziło bowiem do tajemniczych pożarów. Czy za nimi również stoją strażacy z OSP? To wyjaśni śledztwo. Prokurator uznał, że dla jego dobra, podejrzani o majowe podpalenia nie powinni być na wolności. Złożył wniosek o tymczasowy areszt, ale sąd go oddalił.
- Złożyliśmy zażalenie na postanowienie sądu. Materiał dowodowy w naszym mniemaniu uzasadniał zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztu. Między innymi z uwagi na obawę matactwa lub ucieczki - podkreśla prokurator Radziwonowicz.
O motywach działania podpalaczy na razie niewiele wiadomo. Jedna z hipotez to finansowy zysk. Mimo, że służba w OSP jest uważana za charytatywną, druhowie otrzymują ekwiwalent pieniężny za udział w akcji. W każdej gminie może być inny. Z wyjaśnień jednego z podejrzanych wynika, że w ich przypadku była to kwota 21,50 zł za godzinę pracy. Wiedzieli więc, że w momencie, w którym zostaną zaalarmowani i pojadą gasić pożar, będą mieli z tego przypływ gotówki.
Na szczęście nikt w wyniku pożaru nie ucierpiał. Straty materialne nie upoważniały do postawienia zarzutu z art. 163 Kodeksu karnego (sprowadzenie zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach - grozi za to 10 lat więzienia), ale były jednak wysokie. Oszacowano je na około 70 tys. zł. Nie wspominając już o stratach wizerunkowych. Strażacy, w tym także ochotnicy, cieszą się ogromnym szacunkiem i zaufaniem społecznym. W samym tylko woj. podlaskim w jednostkach OSP służy blisko 14 tys. druhów.
- To przykre, że są ludzie tak nieodpowiedzialni, zachowujący się niegodnie strażaka. Jakaś ludzka słabość, chęć wykazania się... Trudno to ocenić. Na pewno nie po to mamy powołanie, żebyśmy tolerowali takie zachowania innych kolegów - komentuje Andrzej Koc, prezes Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku OSP RP województwa podlaskiego. Dodaje, że w każdym środowisku zdarzają się "czarne owce". - Mimo to, takie zachowania należą do rzadkości na tle tysięcy ludzi, którzy nieraz z narażeniem własnego życia niosą pomóc dla społeczeństwa. W naszym regionie w ogóle nie przypominam sobie podobnego przypadku.
Tu oglądasz: Słownik pojęć związanych z koronawirusem