Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gmina Wasilków wydała kontrowersyjną powieść. Fakty były inne

Andrzej Zdanowicz [email protected]
Jak można było coś takiego napisać, gdy ta książka się ukazała znajomi pytali mnie, czy mój dziadek był komunistą - mówi pani Stanisława. - To nieprawda.
Jak można było coś takiego napisać, gdy ta książka się ukazała znajomi pytali mnie, czy mój dziadek był komunistą - mówi pani Stanisława. - To nieprawda. W. Wojtkielewicz
Adam Hukałowicz w swej książce opisał m.in. egzekucję dziewięciu mieszkańców Wasilkowa w styczniu 1946 roku. Łączy w niej prawdziwe wydarzenia i postaci z literacką fikcją. Bliscy opisywanych przez niego bohaterów walczą o dobre imię swych rodzin.

Książkę Hukałowicza pt. "Poletko wszystkich świętych" wydał Urząd Miasta w Wasilkowie. Publikacja ta wzbudziła ogromne emocje, nie tylko dlatego, że rozgrzebywała zabliźnione przez czas rany, ale przede wszystkim dlatego, że opisane w niej zdarzenia odbiegały od faktów potwierdzonych przez historyków.

- W styczniu 1946 roku miałam osiem lat - opowiada pochodząca z Wasilkowa Stanisława Skobodzińska. - Na własne oczy widziałam zakrwawione ciała swoich wujków zastrzelonych przez żołnierzy. Te wydarzenia wyglądały jednak zupełnie inaczej niż w książce.

Autor: to powieść nie opis historyczny

Jest oburzona tym co napisał Hukałowicz. - Książka ta godzi w dobre imię mego dziadka Ignacego i wujka Aleksandra Niżyborskich - skarży się. - Autor opisał jak AK-owcy zastrzelili dziadka, a jego ciało wyrzucili na kupę gnoju. Tymczasem dziadek zmarł półtora roku później śmiercią naturalną. W akcji tej zastrzelono za to dwóch moich wujków. Hukałowicz napisał tylko o Aleksandrze, jako o skazanym za przynależność do partii komunistycznej i współpracę z komunistami. A on do żadnej partii nie należał.

W książce pojawiła się też wzmianka, że wujek pani Stanisławy przetrzymywał działacza partyjnego o imieniu Leopold.
- To też nieprawda - mówi kobieta. - Mieszkałam w tym domu z rodzicami, dziadkami i wujkami. Nawet nie było miejsca, na takiego lokatora.
Autor twierdzi, że jego książka to powieść, a nie opis historyczny, więc mógł napisać co chce. Zapewnił jednak, że opierał się na opowiadaniach ludzi i paru źródłach: między innymi na kronice, w której wspomniano o tym wydarzeniu oraz na artykule w archiwalnym wydaniu lokalnej gazety. W żadnym z tych źródeł nie podano jednak opisu sądu i zarzutów jakie stawiano Niżyborskim oraz pozostałym zabitym, a tym bardziej opisu ich egzekucji. Te fakty, to inwencja samego autora.

Rodziny chcą przeprosin

Skobodzińska w imieniu swoim i rodzin zabitych zażądała przeprosin od autora i burmistrza, który sfinansował wydanie publikacji. Pieniądze na ten cel pochodziły z podatków, płaconych także przez rodziny opisanych tam osób. Ale zarówno autor jak i burmistrz nie widzą w tym nic złego.
- Wybrali mnie mieszkańcy, miałem prawo wydać taką książkę - mówi burmistrz Antoni Pełkowski.

O jakichkolwiek przeprosinach nie chce nawet słyszeć. Pani Stanisława postanowiła jednak walczyć o prawdę i chce skierować sprawę do sądu.
- Na wydarzeniach bolesnych dla mnie i rodzin pozostałych poległych zbudowano jakąś fikcję literacką, która robi z naszych bliskich komunistów - mówi.
Takie uprawianie literatury krytykuje także znany białostocki historyk Adam Dobroński.

- Bardzo dobrze, że ludzie chcą pisać, ale niedopuszczalne jest wydawanie książek, które wypaczają historię i w dodatku mogą kogoś krzywdzić. To łamanie prawa - komentuje prof. Dobroński. - Tego typu publikacje powinny być poddane redakcji i recenzji historyka.
Hukałowicz jest natomiast technologiem włókiennictwa i na historii nie musi się znać.

Dokumenty są w archiwum

Aby zdobyć informacje o tych wydarzeniach wystarczyło zapoznać się z dokumentami białostockiego Archiwum Państwowego i Instytutu Pamięci Narodowej. 76-letnia pani Stanisława dotarła do nich bez problemu. Archiwum Państwowe zapewniło, że jej wujkowie i dziadek nie byli członkami partii komunistycznej. Potwierdzili to także historycy z białostockiego Instytutu Pamięci Narodowej.

- Mam wrażenie, że jeden z partyzantów chciał zabić moich wujków, bo był zazdrosny o dziewczynę - komentuje pani Stanisława.
Jej wersje trudno potwierdzić, bo wydarzenia z 1946 roku ciągle owiane są tajemnicą. Głównym źródłem wiedzy o nich są zeznania członków wasilkowskich struktur AK składane przed komunistycznym wymiarem sprawiedliwości. Dwaj bracia Leon i Kazimierz Zawadzcy, którzy brali udział w egzekucji zeznali, że rozkaz likwidacji dziewięciu mieszkańców miasta otrzymali od Stanisława Zawadzkiego ps. "Irydion" (mimo zbieżności nazwisk nie był ich krewnym), szefa wywiadu WiN.

Piotr Łapiński z IPN który badał historię podlaskiego podziemia wątpi w wiarygodność tych zeznań. - "Irydion", jako szef wywiadu nie miał odpowiednich kompetencji, by wydać taki wyrok - twierdzi. - Teoretycznie decydentem w takich sprawach był dowódca Batalionu WiN (w owym czasie był nim ppor. Jakub Górski "Jurand"). Bez jego wiedzy i aprobaty nie mogły być przeprowadzone żadne akcje. "Irydion" jedynie wskazywał ludzi do likwidacji, ale nie wydawał wyroków.

Dodaje, że duże znaczenie w takich sprawach miał też plut. Aleksander Żukowski ps. "Nowy", bo był mieszkańcem Wasilkowa. Jednak zeznania Żukowskiego także sugerują, że decyzję o egzekucji miał podjąć właśnie "Irydion" i to bez zgody władz plutonu. Łapiński zwraca jednak uwagę, iż momencie składania tych zeznań "Irydion" już nie żył, więc możliwe, że przesłuchiwani specjalnie zwalali winę na niego. - Likwidacja dziewięciu osób była wówczas wydarzeniem ponadprzeciętnym, więc siłą rzeczy wszystkim osobom zamieszanym w niniejszą sprawę zależało na zdjęciu z siebie ciężaru odpowiedzialności - tłumaczy historyk.

Jest przekonany, że egzekucji nie dokonano by bez rozkazu dowództwa. - Wspomniane osoby nie zostały ukarane za samowolę, a wręcz przeciwnie - latem 1946 r. zostały awansowane - podkreśla Łapiński. Inną sprawa jest, że wyrok sądu AK nie zachował się, więc trudno powiedzieć, kto i za co został skazany. - Moim zdaniem, egzekutorzy musieli dysponować nazwiskami konkretnych osób do likwidacji - uważa Łapiński. - Zupełnie innym problemem jest to, kto wówczas faktycznie został zabity.

Niewykluczone bowiem, że niektórzy zginęli tylko dlatego, że znaleźli się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Faktem jest jednak, że wielu zabitych 6 stycznia 1946 roku rzeczywiście należało do organizacji komunistycznych lub byli rodzinami ich członków.
Historia udokumentowana

Szczegółową ocenę tych wydarzeń Łapiński zawarł w tekście pt. "Podziemie niepodległościowe 1944-1947" napisanym do przygotowywanej monografii Wasilkowa. Nie wiadomo kiedy ona się ukaże, ale do druku trafi już w kwietniu.
- Nie "mianuję" tam nikogo "współpracownikiem władzy komunistycznej", tylko przedstawiam wydarzenia jakie rozegrały się wówczas w Wasilkowie - podkreśla Łapiński. - Posługuję się przy tym cytatami oraz jednocześnie podaję ich źródło.
- Szkoda że na takie poświęcenie nie zdobył się Hukałowicz - żali się pani Stanisława. - Jak chciał tworzyć fikcję, to mógł zmarłych pozostawić w spokoju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna