- Te wszystkie problemy niewątpliwie są i musimy się z nimi zmierzyć, choć są niezależne od nas. Pokazujemy mieszkańcom naszego regionu, że dbamy o ich bezpieczeństwo, że jest z nimi wojsko, które w razie potrzeby będzie ich bronić. Ale również to, że jako rząd rozdajemy dziesiątki milionów zł dla podlaskich, w tym przygranicznych, samorządów na inwestycje, co ma spowodować rozwój i docelowo zatrzymać mieszkańców w ich regionach. Być może pójdą za tym nawet powroty. Zachęcam wszystkich, którzy wyemigrowali kiedyś z Polski, z Podlasia, by tu wracali - komentuje Adam Andruszkiewicz, podlaski poseł PiS, sekretarz stanu w kancelarii premiera.
Z trendem coraz szybszego wyludniania się tzw. ściany wschodniej od lat borykają się podlaskie samorządy, zwłaszcza te z pogranicza. Dane Głównego Urzędu Statystycznego są w tym zakresie nieubłagane. Wśród miast i wsi, którym najszybciej ubywa mieszkańców, są Dąbrowa Białostocka, Kleszczele, Krynki, Lipsk, Michałowo, Białowieża, Boćki, Czyże, Dubicze Cerkiewne, Milejczyce, Narew, Orla, Rudka i Szudziałowo.
- Jest źle, a będzie chyba tylko gorzej - przyznaje Artur Gajlewicz, burmistrz Dąbrowy Białostockiej.
I dodaje, że jeszcze kilka lat temu wydawało się, że negatywny trend uda się zatrzymać. W gminie pojawili się inwestorzy, a wraz z nimi - nadzieja na nowe miejsca pracy. Wykupili od gminy działki pod działalność, miały być budowane m.in. markety. Niestety, czas mija, a nic się nie dzieje.
Ani rozwojowi gmin, ani zapobieganiu odpływowi ludności nie pomaga to, co dzieje się za granicami Polski. Wojna na Ukrainie, kryzys na granicy polsko-białoruskiej, sytuacja w obwodzie kaliningradzkim sprawiają, że gminy z wschodniej części woj. podlaskiego nie mają przed sobą dobrych perspektyw.
- Te obawy są całkiem zasadne - przyznaje Leon Małaszewski, wójt gminy Dubicze Cerkiewne. - To może być kolejny gwóźdź do tej trudnej sytuacji demograficznej, z którą mierzymy się już od wielu lat. Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 80., kiedy - w odpowiedzi na hasło, że rolnictwo nie wyżywi wszystkich - młodzież powyjeżdżała ze wsi do miast. Jestem jednak pełen nadziei, że ci, którzy kiedyś wyjechali, wrócą do nieruchomości po swoich rodzicach i dziadkach, nie sprzedadzą ich w obce ręce. My ze swej strony staramy się stwarzać warunki do godnego mieszkania - dodaje.
Z drugiej strony słychać głosy mieszkańców wyludniających się gmin, że ani wojna, ani sytuacja na granicy nie skłonią ich do wyjazdu. Tyle, że to w większości ludzie starsi, którzy nie mają dokąd wyjechać, a co ważniejsze - nie chcą.
- Wyjazdy bardziej dotyczą ludzi młodych, w wieku produkcyjnym, którzy są bardziej mobilni. Sama znam rodzinę z Białegostoku, która we wsi blisko granicy kupiła działkę i wybudowała dom. Mieli tam zamieszkać, ale tuż po tym, jak wybuchła wojna na Ukrainie, zdecydowali o sprzedaży domu i wyjeździe za granicę - opowiada mieszkanka powiatu hajnowskiego.
Dla osób, które żyły z przygranicznego handlu, jego obsługi i interesów z Białorusią, zamknięte drogowe przejścia graniczne to niemal wyrok. Przejście w Kuźnicy nie działa już niemal półtora roku, w Bobrownikach zostało zamknięte w ubiegłym tygodniu. Na jak długo - nie wiadomo. Wiadomo za to, że zamknięcie przejścia w Kuźnicy mocno pogorszyło sytuację tamtejszych przedsiębiorców.
- Zamknięte przejście spowodowało, że wiele firm, nie tylko w naszej miejscowości, padło. Dlatego bardzo liczymy na jak najszybsze jego otwarcie. Dla firm, które działają na przejściu, ale też dla naszych mieszkańców, jest to w tym momencie najważniejsza sprawa - podkreśla Paweł Mikłasz, wójt gminy Kuźnica.
iPolitycznie - Czy słowa Stefańczuka o Wołyniu to przełom?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?