Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzyba już nie weźmie do ust

Norbert Ziętal, Janusz Motyka [email protected]
============zdjęcie podpis(3162696)============- Jak sobie przypomnę jaki mój Tomcio pomocny był w gospodarstwie, to od razu mnie w gardle ściska - mówi pan Jerzy, ojciec 6-latka, który zatruł się sromotnikiem
============zdjęcie podpis(3162696)============- Jak sobie przypomnę jaki mój Tomcio pomocny był w gospodarstwie, to od razu mnie w gardle ściska - mówi pan Jerzy, ojciec 6-latka, który zatruł się sromotnikiem
6-latek zatruł się sromotnikiem. Jest po przeszczepie wątroby

Od września Tomek miał iść do zerówki. Bardzo na to czekał. Zapowiadał się na dobrego ucznia. Potwierdza to dyplom superprzedszkolaka. Ale nie szybko siądzie w szkolnej ławie. Chłopak walczy o życie w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Zatruł się sromotnikiem.

Skromny, drewniany domek w środku Tarnawiec, w gminie Krasiczyn. Niedaleko sklepu i kościoła. Pan Jerzy krząta się po gospodarstwie. Właśnie próbował wydoić krowę, ale nie daje sobie rady. Zwykle zajmowała się tym żona. Ale teraz kobieta czuwa w szpitalu przy chorym Tomku.

- Próbowałem podłączyć dojarkę. Ale ta krowa ma ze dwanaście lat, a dojarki na oczy nie widziała, to gdzie się przyzwyczai. Marta, znaczy żona, to raz, dwa i krowę wydoiła a mnie za nic nie idzie - mówi pan Jerzy i zaprasza do domu.

Co chwilę odrzucali dawców
Widać, że jest bardzo zmęczony. Kilkanaście minut przed naszą wizytą w Tarnawcach, w Warszawie zakończyła się kolejna operacja jego ukochanego synka.

W środku, na ścianach, sporo świętych obrazków, głównie z Matką Bożą, nad drzwiami krzyżyk. W gościnnym pokoju, w oszklonej szafce zdjęcie Tomka wkomponowane w zieloną, czterolistną koniczynę. Obok dyplom ukończenia katechizacji. Na dole stylizowana na cyfrę sześć świeczka na tort. Pewnie została z urodzin chłopca.
- W Warszawie wszyscy dziennikarze chcieli z nami rozmawiać. W końcu przed kamerami uciekałem. Mnie już psychika zaczęła wysiadać. Teraz trochę mi przeszło - mówi.

Ciągle przed oczami ma najtragiczniejsze wydarzenia... Tydzień temu rozpaczliwie poszukiwali dawców wątroby dla Tomka.

- Zwątpiłem już całkowicie. Moja siostra chciała swoją dać, potem siostrzenica, i jeszcze inna siostrzenica - ze strony żony, ale lekarzom żadna wątroba nie pasowała do Tomka - wylicza załamany ojciec. - To znaczy siostry wątroba by pasowała, ale jest za otyła i lekarze się bali o nią. Ta siostrzenica ze strony żony to już prawie pewne było, że będzie dawcą. Jeździli do Warszawy, w sądzie byli, wszystko się zgadzało, wszystko było obgadane. Ale jakiś głupi ząb, chory kiedyś, zapalenie okostnej, zadecydowało o odrzuceniu - przez dłuższą chwilę pan Jerzy nie może nic powiedzieć.

Odrzucanie kolejnych dawców dla walczącego o życie syna, gdy decydują minuty, było zbyt traumatyczne, aby o tym tak sobie mówić.

- No i tak jakoś wyszło, że jeden człowiek się w tym czasie koło Warszawy zabił, a zaraz potem drugi, prawdopodobnie gdzieś koło Rzeszowa. Nie wiem. Podziękowaliśmy już tej rodzinie - wspomina.

Bo skurczysyny są jednakowe
Pan Jerzy nie rozstaje się z telefonem komórkowym. Co chwilę ktoś dzwoni, ale najbardziej czeka na telefony od żony. Bo od niej dostaje najnowsze informacje o synku.

- Najbardziej to się obawiam, jak on na tym łóżku szpitalnym wytrzyma. Tomuś był taki ruchliwy. Już naprawdę tylko bardzo wysoka gorączka mogła go do łóżka wpędzić. A tak to nawet mowy nie było - wspomina.
Ojciec wyrzuca sobie, że dał się skusić na te grzyby i dał je zjeść Tomkowi. Jego jedynemu dziecku.
Na grzyby wybrali się w niedzielny poranek, do Cisowej.

- Ja gołąbka czerwonego nie wezmę, pieczarki i podpinek też nie. Jak byliśmy na tych grzybach, to tutaj sobie rósł gołąbek raz, dalej jeszcze jeden. Jak ja się po nie schyliłem, to Tomcio mówi, tato tam jeszcze jest. No i go ręką zgarnąłem. One skurczysyny są jednakowe (z muchomorem sromotnikowym - przyp. red). Różnią się tylko nogą. Na sromotniku jest pierścień, a na tamtym nie ma. No, ale ja ciachnąłem kapelusz i wrzuciłem do koszyka - opowiada pan Jerzy.

Zaraz po przyjechaniu do domu zaczęli oporządzać grzyby. Smażyli. Tomek nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł je zjeść. Była uczta dla wszystkich.

- Daję głowę, że ten trzeci, to musiał być sromotnik. Bo tamtych nogi widziałem, a tego nie. I to jest mój straszny błąd i to do końca życia będzie mnie prześladować - rozpamiętuje.

Od tej dramatycznej chwili minął tydzień, a ojciec Tomka przez ten czas przespał tylko kilka godzin. Taki był w nerwach. Dopiero teraz lekarze dali mu tabletki na sen, ale i tak spać nie może. Co chwilę się budzi.
- Zobaczę jakieś buty syna albo coś innego, to nie mogę wytrzymać i zaraz płaczę - wyznaje.

Drugi "byk", którego też nie może sobie darować, to to, że tak późno zgłosili się do lekarza. Zaczęło się w niedzielę wieczór. Tomek wymiotował. Pan Jerzy i żona też. Wszystkim chciało się spać. Ale sąsiedzi tłumaczyli, że to pewnie grypa żołądkowa, bo we wsi grasuje. Przejdzie. Dopiero w poniedziałek, gdy synka zaczęło "rzucać", pojechali do lekarza do Krasiczyna, stamtąd szybko do Przemyśla, a potem do Warszawy...
Nasuszyłem grzybów i... wyrzuciłem

Tomek to duma i oczko w głowie pana Jerzego.

- Pomaga mi w gospodarstwie. Jak jeszcze nie znał się na cyferkach, a mu kazałem przynieść kluczyk ósemkę, to Tomcio pytał: tato, a czy to ten, gdzie są dwa brzuszki? Tak synku, to ten. Jak sobie o tym przypomnę, to mnie zaraz w gardle ściska - mówi pan Jerzy.

Ojciec Tomka zaklina się, że już nie będzie zbierał i jadł grzybów. Te, co miał zasuszone, już wyrzucił na śmieci. Tak samo prawie pełny koszyk borowików ceglastych. Bardzo smacznych. Jednak wylądowały na śmietniku.
- Lekarze powiedzieli mi, że nie jest powiedziane, że wystarczy zjeść niewielki kawałek sromotnika, aby się zatruć. Jak to mówią: coś zjesz, to wódka z pieprzem pomoże. Przy kiełbasie tak, ale nie przy tym skurczybyku - mówi.

Dowiedział się też innej rzeczy. Niektórzy grzybiarze do koszyka z jadalnymi grzybami zabierają na pamiątkę, do ozdoby, muchomory. Nie wolno! Toksyny ze sromotnika przejdą na inne grzyby.
Wszyscy czekają na powrót Tomka

W Tarnawcach wszyscy czekają na powrót Tomka.

- Fajnie się z nim bawiło. Często do nas przychodził na komputer - opowiada kuzynka Tomka.
Tuż przy sklepie zaczepiają nas dwie starsze kobiety. Nawet się nie upewniają, czy my w sprawie Tomka. Od kilku dni każdy obcy w ich miejscowości przyjeżdża w sprawie chłopca.

- Wiecie coś panowie? - zagadują kobiety. - To taki fajny chłopaczyna był. Wszędzie go było pełno. Rodzicie w ogień by za nim poszli. Jest dla nich wszystkim. A i my za nim tęsknimy.

Stan zdrowia chłopca poprawia się z dnia na dzień. Po przeszczepie wątroby i zaszyciu mu powłok brzusznych, wątroba i nerki pracują normalnie. Chłopiec nie jest już dializowany, ale jest podłączony do respiratora. Na odzyskanie w pełni świadomości, trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Wtedy też będzie można zbadać, czy i w jakim stopniu trucizna wpłynęła na układ nerwowy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna