Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Harowali głodni i przerażeni. Musieli oddawać połowę zarobków

Helena Wysocka
123rf
Szajka Cyganów działała przez parę lat. Werbowała ludzi z życiowego dna. Bez rodziny, dachu nad głową, pieniędzy i nadziei, że coś się zmieni. Wywoziła ich do Niemiec, gdzie głodziła, zmuszała do pracy i zakupów na kredyt. I w gangu handlującym ludźmi, i wśród jego ofiar byli suwalczanie.

Jeden z suwalskich Romów niebawem zasiądzie na ławie oskarżonych. Drugi, póki co, uniknie karnej odpowiedzialności. Jego ofiary były bowiem za granicą tylko jedną noc. Gdy zorientowały się, że coś nie gra, uciekły i zgłosiły się do prokuratury. Ta umorzyła postępowanie, bo uznała, że bezdomni nie doznali żadnej krzywdy. Ale to nie oznacza, że suwalczaninowi nie spadnie włos z głowy. Nie jest wykluczone, że pośredniczył też w innych wyjazdach. To może wykazać śledztwo prowadzone wciąż przez niemiecką policję. Za kilka miesięcy powinna ona podjąć pierwsze merytoryczne decyzje. Wtedy będzie wiadomo, kto jeszcze z naszego regionu był handlarzem. A także to, na jaką skalę uprawiany był przestępczy proceder.

Cyganie pilnowali domu

Kto wpadł na pomysł, by zarabiać na bezdomnych, trudno powiedzieć. Sylwester W. - oskarżony suwalczanin nie jest skory do zwierzeń. Nie przyznaje się do winy. Prowadzącego śledztwo prokuratora przekonywał, że nikogo nie zmuszał do pracy. Owszem, organizował wyjazdy, ale tylko po to, by pomóc życiowym nieudacznikom. Bo kiedyś też był w trudnej sytuacji i także skorzystał z cudzego wsparcia. Teraz chciał spłacić dług. Zrobić coś dla innych. Rzecz jasna, bezinteresowanie.

Ale suwalscy śledczy mają swój pogląd na tę sprawę. Z ich ustaleń wynika, że parę lat temu powstał międzynarodowy gang zajmujący się handlem ludźmi. Przestępczym procederem trudnili się Cyganie mieszkający w różnych rejonach naszego kraju, a także w okolicach Hamburga.

- Mechanizm działania był prosty: Polacy werbowali swoich rodaków do pracy i wywozili ich za granicę- mówi Józef Murawko, naczelnik wydziału śledztw Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. - Tam najemnikami opiekowali się inni członkowie przestępczej grupy.

Romowie wybierali ludzi bez pracy, pieniędzy, rodziny i dachu nad głową. Takich, którzy właściwie nie mają nic do stracenia i bezkrytycznie podchodzą do większości propozycji. A te, co tu kryć, były kuszące. Pośrednicy proponowali stosunkowo lekką i bardzo dobrze płatną pracę. Otóż, w jednym z niemieckich zakładów trzeba było pakować przedmioty do kartonów, które później odbierała firma przewozowa. Za to można było zarobić tysiąc euro miesięcznie. Ale to nie wszystko. Pracodawca oferował także mieszkanie, całodzienne wyżywienie, pokrywał koszty ewentualnego leczenia i zakupu ubrań roboczych. Dojazd też był na koszt organizatorów.

Trudno chyba się dziwić, że chętnych nie trzeba było szukać z przysłowiową świecą.

- Takiej okazji to w życiu nie miałem - opowiada Krzysztof, który niedawno świętował pięćdziesiąte urodziny i przez pół życia w suwalskich śmietnikach wygrzebuje resztki. - Pracy się nie boję. Pomyślałem, że pojadę, przez rok stanę na nogi. Później wrócę na stare śmieci i jakoś się urządzę.

Mieszkającego w pobliskiej kamienicy Sylwestra W., który na początku minionego roku złożył ofertę Krzysztofowi, niemal całował po rękach. Obiecywał, że nie zapomni mu tego do końca życia. A wdzięczność była tym większa, że sąsiad obiecał zabrać za granicę także konkubinę Krzysztofa. Ona też nie miała ani rodziny, ani domu, ani pieniędzy. Latem koczowała z Krzysztofem w rozwalających się miejskich ruderach. Zimą schodziła do ciepłowniczego kanału.

- Parokrotnie chcieli zabrać nas do noclegowni, ale nie zgodziłam się - wyznaje kobieta. - Nie nadaję się do życia w klatce. Wolność cenię.

Sylwester W. zawiózł suwalczan w rejon Hamburga. A później nikt go już nie widział. Krzysztof przypuszcza, że wrócił do kraju, by łowić kolejnych naiwnych. Ale na to dowodów nie ma. Suwalczanie trafili pod opiekę Cyganów mieszkających w Niemczech.

- Nie wiem, skąd oni byli - dodaje mężczyzna. - Ale bardzo dobrze mówili po polsku.

Bezdomni zostali zakwaterowani w domach położonych w sąsiedztwie fabryki, gdzie mieszkali także inni, pochodzący z różnych części kraju najemnicy. Ilu zwerbowano, trudno ocenić. Rotacja była spora. Jedni wyjeżdżali, drudzy przyjeżdżali. Krzysztof szacuje, że mogło być ze sto osób. Budynki, w których mieszkali były strzeżone. Non stop pilnowali ich mężczyźni z ciemną karnacją skóry i jeszcze ciemniejszymi włosami.

W minionym roku na terenie kraju stwierdzono 76 przypadków handlu ludźmi.

W naszym województwie prowadzono pięć takich postępowań, o dwa więcej niż w 2014 roku. Natomiast w 2013 roku na Podlasiu dwie osoby zostały oskarżone o handel ludźmi. Sprawcy działali na terenie powiatu sokólskiego. Prokuratorzy obawiają się, że to wierzchołek góry lodowej. - Pokrzywdzeni z różnych powodów nie chcą zgłaszać się do organów ścigania - mówi Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach.

- Cyganie - przekonuje Krzysztof. - To oni rządzili w obozie. Zabrali nam dokumenty, wieczorami nie mogliśmy wychodzić na podwórze. Kiedyś chciałem zobaczyć się z konkubiną, więc przechytrzyłem „stróża”. Ale źle to się skończyło. Pobili mnie.

Pensję dzielili na pół

Standard pokoi, w których suwalczanie zostali zakwaterowani, mocno odbiegał od tego, czego się spodziewali. Sylwester obiecywał, że będą mieli przestronne apartamenty, lodówki pełne jedzenia i picia. Tymczasem pomieszczenia były małe, aludzie spali na połamanych łóżkach, albo na materacach. Jeden na drugim. A zamiast ciepłych obiadków dostawali suchy chleb tostowy i przeterminowane wędliny. Na dodatek podłej jakości.

Praca mniej więcej była taka, jak w ofercie. Ale wynagrodzenie - nie. Z wypłacanej na koniec każdego tygodnia pensji trzeba było odpalić działkę dla pośrednika. Czasem połowę, czasem jeszcze więcej.

- Ciągle krzyczeli, że jesteśmy śmierdzące lenie, że za słabo pracujemy i przynosimy za mało kasy - twierdzi Krzysztof. - Grozili, że jeśli nie będziemy zarabiać więcej, to gorzko pożałujemy. Myślę, że chcieli nas bić.

Jakby tego było mało, Romowie zabrali Polakom dokumenty i w miejscowych bankach wyrobili im po kilka kart kredytowych. A później, po pracy w fabryce, obwozili swoich podopiecznych po okolicznych sklepach. Zwiedzili bodajże wszystkie markety w promieniu 200 kilometrów. Kupowali tam markowe papierosy, alkohole, słodycze, kawior, suche i cienkie jak palec kiełbasy. Brali też sprzęt: telewizory, kamery, telefony komórkowe, a nawet lornetki, z których jedna warta była aż trzy tysiące euro.

Ile w sumie wydali, nie wiadomo. Pewne jest, że każda z kart miała po 5 tysięcy euro limitu. A Krzysztof miał ich cztery, albo pięć...

Cyganie tłumaczyli, że korzystają z promocji w marketach. A wszystkie, zakupione po okazyjnych cenach fanty pójdą na sprzedaż. Połowa zarobionych w ten sposób pieniędzy miała trafić do kieszeni Polaków. Oszukali ich oczywiście po raz kolejny. Nie dali ani grosza.

W niemieckim obozie pracy bezdomni byli dzień i noc pilnowani. Gdy chcieli wyjść za próg domu, dostawali lanie. Pokoje, w których zostali zakwaterowani były brudne, cuchnące i ciasne. Spali jeden na drugim, na połamanych łóżkach, albo dziurawych materacach. Do jedzenia dostawali suchy chleb. Czasem wędlinę podłej jakości i po terminie ważności. Harowali pod dyktando Cyganów, a ci wciąż krzyczeli, że za wolno i za mało. Zabierali im połowę pensji. Wieczorami obwozili bezdomnych po okolicznych marketach i kazali im kupować markowe papierosy, alkohole i bardzo cenny sprzęt. Wszystko na kredyt.

Dorobił się tylko długu

Krzysztof wytrzymał w Niemczech parę miesięcy. Później uznał, że miarka się przebrała. Pod pretekstem wyrobienia kolejnej karty kredytowej wziął od Roma swój dowód osobisty. A kilka dni później, pod osłoną nocy wymknął się z budynku i dostał do Hamburga. Stamtąd pociągiem wrócił do Suwałk. Bez pieniędzy i z kilkutysięcznym długiem w niemieckich bankach.

Mężczyzna zgłosił się na policję, by ścigała oszustów. A także po to, by odnalazła i uwolniła jego konkubinę. Ona wciąż pracuje w Niemczech. I wciąż jest wykorzystywana przez Romów.

Suwalska prokuratura oskarżyła Sylwestra W. o to, że handlował ludźmi. Krzysztofa wywiózł do obozu pracy, a dwóch innych bezdomnych zwerbował i zawiózł do Ełku. Tam przekazał ich swojemu koledze. Oni także trafili do Hamburga.

Suwalski Rom do tej pory nie był karany. Teraz, za udział w gangu może spędzić za kratami nawet ćwierć wieku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna