Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

I świat się przewraca do góry nogami

Urszula Ludwiczak
Niektórzy kochają swoje maleństwo od samego początku, u innych uczucie budzi się powoli
Niektórzy kochają swoje maleństwo od samego początku, u innych uczucie budzi się powoli
Około 40 podlaskich dzieci znajduje co roku nową rodzinę - dzięki adopcji. W kolejce po maluszka czeka zawsze około 30 rodzin. Czasem trzeba nawet kilku lat, aż to wymarzone i wytęsknione dziecko znajdzie się w ich domu. Dla takich rodziców to największy i najprawdziwszy cud. Prezent od losu i Boga.

Patrycja i Grzesiek, gdy okazało się, że nie mogą mieć własnych dzieci, od razu brali pod uwagę adopcję. Ewa i Tomek przeszli długą drogę, zanim podjęli taką decyzję.

- Do wszystkiego się dorasta, do adopcji również - mówią obie pary. - Przechodzi się przez etap myślenia o niej, czasem przez wątpliwości, do całkowitej akceptacji. Wątpliwości przychodzą zarówno od wewnętrznego głosu rozsądku, jak i od "życzliwych' . W końcu zapada decyzja.

To coś więcej niż informacja o ciąży

- Informacji na temat adopcji szukaliśmy w mediach i Internecie. Najwięcej dowiedzieliśmy się jednak bezpośrednio z ośrodka adopcyjnego - mówią Ewa i Patrycja. - Tam należy złożyć komplet dokumentów: podanie, życiorysy małżonków napisane odręcznie, zaświadczenia z zakładów pracy o zatrudnieniu i zarobkach, zaświadczenie z poradni zdrowia psychicznego, zaświadczenie o braku chorób społecznych.

- Rodziców chcących adoptować dzieci jest sporo, od kilku lat mamy stale w kolejce około 30 takich par - mówi Iwona Andrzejewska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Białymstoku. - Co roku też dochodzi u nas do około 40 adopcji. To decyzja na całe życie, nieodwołalna. Ale nasze rodziny doskonale to wiedzą. Nigdy nie zdarzyła nam się rezygnacja z procesu adopcyjnego. Takie pary chcą mieć upragnione dziecko i zrobią wszystko, by stworzyć normalną rodzinę.

Zanim jednak do adopcji dojdzie, droga jest długa. Najpierw złożone dokumenty czekają w ośrodku na swoją kolej. Przychodzi ona po kilku, czasem kilkunastu miesiącach. Wtedy rozpoczyna się proces kwalifikacyjny. Prowadzone są rozmowy z psychologiem, pedagogiem, testy, odbywa się wizyta w domu, niektóre rodziny trafiają na dalszy ciąg szkolenia, czyli spotkania grupowe. Po zakończeniu rozmów otrzymuje się informację o przebiegu kwalifikacji. Dalej jest już tylko cierpliwe czekanie. Nawet kilkanaście miesięcy.

- Czas oczekiwania, na początku dość przygnębiający, wbrew pozorom służy do swego rodzaju poukładania myśli - mówi Ewa. - Pozwala na oswojenie się z sytuacją, na poczynienie pierwszych przygotowań, zakupy, na weryfikację swoich oczekiwań odnośnie dziecka. Można wprawdzie marzyć np. o niebieskookiej blondyneczce w wieku do 6 miesięcy, ale to może skutkować wieloletnim oczekiwaniem na taką dziewczynkę. Naprawdę, w miarę oczekiwania spojrzenie się zmienia. A potem, któregoś pięknego dnia, gdy człowiek się niczego nie spodziewa, dzwoni ten telefon. I świat się przewraca do góry nogami. To jest coś więcej niż informacja o ciąży, coś więcej niż jakakolwiek pozytywna wiadomość... To cud.

Jedyne, co można, to tulić malucha

Rodzina zostaje zaproszona na spotkanie w ośrodku, gdzie dowiaduje się wszystkiego na temat dziecka, które jest gotowe do adopcji, jego zdrowia, badań, jakie przeszło, jego przeszłości. Przekazywane są informacje, które ośrodek posiada odnośnie rodziny i pochodzenia malucha. Potem można zobaczyć dziecko.

- Spotkanie jest niezwykłe. Człowiek jest nieprzytomny z wrażenia, a szczęście jest właściwie nie do wypowiedzenia - opowiada Patrycja, która z mężem kilka miesięcy temu zobaczyła swojego wyśnionego Bartusia. - Nie ma tutaj miejsca na zastanawianie się, czy dziecko jest nasze czy nie nasze.

W grę wchodzą takie emocje, że jedyne, co można, to tulić dzieciaczka i cieszyć się swoim szczęściem. Niektórzy kochają swoje maleństwo od samego początku, u innych uczucie budzi się powoli, jednak obustronna potrzeba bliskości powoduje, iż w ciągu sekundy właśnie to dziecko staje się skarbem największym, staje się nasze.

Ewa i Tomek dwa lata temu pierwszy raz zobaczyli kilkumiesięczną Kamilę. Od razu wiedzieli, że to będzie ich córka. Czekało ich jednak jeszcze kolejne wypełnianie dokumentów. Tym razem do sądu. I oczekiwanie na pozwolenie zabrania dziecka do domu. Przygotowania w domu. - Wszyscy chcieli nam pomóc. Każdy, kto miał coś do pożyczenia lub zaoferowania, przywoził rzeczy, pomagał w organizacji - opowiada Ewa.

- Od chwili, gdy się wie, że to wytęsknione dziecko gdzieś jest i czeka na swój dom, już nic nie ma znaczenia, nieważne są plany, dotychczasowe życie, wszystko podporządkowuje się jak najszybszemu zabraniu skarbu do domu - dodaje Patrycja. - Do tego czasu dziecko można odwiedzać w miejscu jego pobytu i my, tak jak każda z rodzin, robiliśmy to jak najczęściej.

Więzy, które się wtedy rodzą, są pierwszymi nićmi porozumienia i miłości. Oczy Bartka, który wpatrywał się w nasze twarze, poznając je i zapamiętując, wrysowały się w nasze dusze na całe życie. Sam dzień odebrania dziecka był wielkim świętem. Jechaliśmy tam jak na skrzydłach, a jednocześnie z niepokojem, czy damy sobie radę, czy spełnimy się w roli rodziców. Wątpliwości minęły już w domu, gdy zostaliśmy sam na sam z maluchem.

Świętują dzień, gdy się poznali

Adopcję oficjalnie finalizuje orzeczenie sądu. Kamilka i Bartuś zyskali nowe nazwiska, nowe życie i pełną rodzinę. Ale fakt adopcji nie będzie przed nimi ukrywany. - Ta informacja będzie wprowadzana stopniowo, naturalnie, od samego początku, tak by nie tworzyć jakichś specjalnych warunków, by naturalnie przejść nad nią do porządku dziennego - mówią rodzice.

Chociaż obie rodziny nie robią tajemnicy z adopcji, nie chcą też opowiadać o niej oficjalnie.

- W naszym kraju, niestety, pokutuje pogląd, że adoptowane dzieci to wywrotowcy, którzy przysporzą swojej nowej rodzinie samych problemów. Takie słowa bolą i są wyjątkowo niesprawiedliwe. Dzieci adopcyjne to dzieci, które pochodzą często z rodzin bardzo biednych, których matki nie mogą wychować i oddają, by wiodły lepsze życie, z rodzin, w których rodzice umierają, z rodzin, w których nic złego się nie dzieje. Stereotypy jednak krzywdzą dzieci wszystkie. Z powodu takich przekonań nie chcemy, by każdy wiedział o adopcji. Nie robimy z tego tajemnicy, ale nie opowiadamy każdej napotkanej osobie o naszej sytuacji.

Obie rodziny mają ogromne wsparcie swoich bliskich, czują się w pełni zaakceptowane.

- Mówi się o naszych dzieciach, że mają szczęście - dodaje Ewa. - Jednak to my jesteśmy szczęściarzami, że los dał nam się połączyć w rodzinę, że jesteśmy wszyscy razem. Że dane nam było zostać rodzicami, że nasze życie i miłość oddamy dla tego małego istnienia, które już teraz kocha nas miłością bezgraniczną, nieuwarunkowaną. Wiele rodzin adopcyjnych świętuje nie tylko dzień urodzin dziecka, ale i dzień, w którym dowiedzieli się o swoim istnieniu, lub ten, w którym się poznali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna