Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ich mieszkanie ma 7 metrów kwadratowych! Żyją tak od lat

Andrzej Zdanowicz [email protected]
- Jak pierwszy raz je zobaczyłem, wyglądało strasznie.

Dla bezdomnych zaczyna się właśnie ciężki okres. Mrozy. Zdzisław i Ela wiedzą, co to znaczy. Przez wiele lat bowiem błąkali się po opuszczonych budynkach, a dopiero od kwietnia mają swoje cztery kąty - na 11. piętrze białostockiego wieżowca.

Nareszcie mamy swój kąt - mówi Zdzisław (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji) - Do tej pory byliśmy bezdomni. Przez kilka lat musieliśmy błąkać się po pustostanach, mieszkaliśmy kątem u znajomych lub w domu dla bezdomnych. Ale to właśnie bezdomność nas połączyła.

Zdzisław i Ela są ze sobą od 7 lat. Jemu w przyszłym roku stuknie "pięćdziesiątka", ona jest o 12 lat młodsza. Oboje wiele przeszli. Właściwie nigdy w życiu nie mieli lekko i dopiero teraz jakoś je sobie układają.

Dom dziecka, później więzienie i ulica...
Historię Zdzisława przedstawiają tatuaże, które ma zarówno na twarzy jak i na dłoniach. Są to pamiątki po pobycie w domu dziecka i więzieniu.

- Pochodzę z Włodawy. Do Białegostoku sprowadziłem się z rodzicami 44 lata temu - opowiada Zdzisław. - Gdy ojca już zabrakło, to mieszkaliśmy z mamą "po ludziach". Pewnego razu mama zachorowała i miała operację. A że nie mieliśmy zameldowania w Białymstoku, to zabrano mnie do domu dziecka.

Minęły lata. Zdzisio skończył 17 lat i matka chciała go zabrać z domu dziecka, jednak wówczas wspólnie zdecydowali, że nie warto, bo jako wychowanek "bidula" będzie mógł dostać mieszkanie. Tak też się stało. Gdy wszedł w dorosłe życie, zamieszkał w domu przy ul. Jurowieckiej w Białymstoku. Niestety, własnym kątem nie cieszył się długo.

- Miałem nieodpowiednie towarzystwo. Popisując się przed kolegami popadłem w konflikt z prawem. Parę razy za drobne kradzieże i pobicia trafiłem z kratki. Czasem nawet nie byłem winny, ale przylgnęła do mnie etykietka przestępcy - opowiada. - Wyroki nie były duże, ale podczas jednej odsiadki zburzono kamienicę, w której miałem mieszkanie. Gdy wyszedłem z więzienia stałem się bezdomny...

Zdzisław starał się o mieszkanie zastępcze. Zanim jednak je otrzymał, tułał się po znajomych. Ale w końcu się udało. Zamieszkał przy ul. Przędzalnianej. Poznał tam dziewczynę. Byli z sobą przez kilkanaście lat. Mieli nawet córkę. Ale ich życie odbiegało od ideału. Gdy ich córka miała 11 lat, została im zabrana i adoptowana przez ludzi z Francji. Zaraz potem ich związek się rozpadł.

Zdzisławowi się nie układało. Pracował na czarno jako malarz, szpachlarz, ale pieniędzy wciąż brakowało. Do tego doszedł alkohol. W pewnym momencie administracja przysłała mu decyzję o eksmisji za zaległy czynsz. Wyprowadził się.

Od 2001 roku jest bezdomny. Przez dłuższy czas, razem z innymi bezdomnymi, mieszkał po różnych melinach i pustostanach. Parokrotnie trafił też do domu dla bezdomnych.

- Przede wszystkim starałem się nie trafić pod most - wspomina. - Szukałem opuszczonych lokali.
Zdzisław przyznaje, że sporo wtedy pił. Żeby ukoić nerwy, zapomnieć o swojej sytuacji....

- Pierwszy raz do białostockiego domu dla bezdomnych Caritas trafiłem w 2003 r. Wówczas zachorowałem i po operacji przez pół roku spędzałem tam całe dnie. Teraz jest tam dość dobrze, ale wcześniej przebywanie tam było jak koszmar - opowiada.

Ich mieszkanie ma... 7 metrów kw
W międzyczasie poznał Elę. Zamieszkali w wynajętym pokoju w starym domu na białostockich Pietraszach. Ale szybko musieli znaleźć inne lokum. Pomogli im znajomi i kierownik domu dla bezdomnych Caritas. Dzięki nim Zdzisław znalazł własny kąt - malutkie mieszkanko na ostatnim piętrze wieżowca w centrum Białegostoku.

- Jak pierwszy raz je zobaczyłem, wyglądało strasznie. Ściany były poplamione i zagrzybiałe. Wszystko trzeba było otynkować, pomalować, odnowić - opowiada Zdzisław.

Spółdzielnia zgodziła się, żeby w zamian za odremontowanie pomieszczenia płacił mniejszy czynsz.

- No i z czasem dało się dość niskim kosztem stworzyć całkiem przyjemne mieszkanie - opowiada.
Lokal, w którym zamieszkuje wraz z Elą, ma tylko 7 metrów kwadratowych. Ale dla nich to 7 metrów wolności i nadziei na lepsze jutro.

Matka wyrzuciła mnie z domu
- Ja mieszkam u Zdziśka, ale oficjalnie ciągle jestem bezdomna - mówi Ela. - Już od 11 lat...

Ela pochodzi z Kruszynian. Kiedy kończyła szkołę podstawową, razem z mamą przeprowadziły się do Białymstoku.

- No i w dużym mieście wpadłam w złe towarzystwo - wspomina. - Byłam też skonfliktowana z matką. W końcu po licznych kłótniach wyrzuciła mnie z domu i wymeldowała. Było to 11 lat temu. Od tamtej pory jestem bezdomna. Mam dwie córki. Starsza ma 17 lat, młodsza 9. Obie są w rodzinach zastępczych.
Ela przez wiele lat błąkała się po pustostanach i opuszczonych domach.

- Zazwyczaj z innymi bezdomnymi, bo w grupie było bezpieczniej. Zwłaszcza kobiecie - tłumaczy. - Nie będę ukrywała, że często piłam. W takiej sytuacji trudno było nie pić. Stres , nerwy, okropne warunki. Ale jak trafiałam do domu dla bezdomnych, to tam już nie było mowy o alkoholu.

- Najtrudniejsze jest wychodzenie z bezdomności - mówi Zdzisław. - Gdy próbowałem pójść na swoje, to spotykałem same bariery. Panie w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej chciały mi cofnąć zasiłek, gdy tylko usłyszały, że staram się znaleźć stancję. Mam wrażenie, że jako śmierdzącemu pijakowi byłoby mi łatwiej dostać wsparcie niż wtedy, gdy wyglądam jak człowiek. Tylko niektórzy wierzyli w to, że ułożę sobie życie.
Zdzisław i Ela przyznają, że wielu bezdomnych nie chce korzystać z pomocy innej, niż pieniądze na alkohol, a te zawsze się znajdą.

- Kiedy już wejdziesz w nałóg i bezdomność, bardzo ciężko jest z tego wyjść - tłumaczy Ela. - Wielu naszych znajomych już nie żyje. Zamarzli lub popełnili samobójstwo. Niedawno byliśmy na pogrzebie kolegi, który kiedyś był bezdomny. Zamieszkał niedaleko nas i powiesił się w swoim mieszkaniu.

Zdzisław i Ela nie pozwolili, by wódka ich pokonała, ale burzliwe życie odbiło się na ich zdrowiu. Oboje zmagają się z licznymi chorobami. Przeszli liczne operacje, czekają ich kolejne. Zdzisław ma problemy z sercem, kręgosłupem i nogą, więc nie może pracować. Ale jakoś sobie radzą.

Nie dawaj pieniędzy
- W Białymstoku nie ma problemu głodu - mówi Marek Masalski z Eleosu. - Działa tu mnóstwo instytucji, które codziennie o różnych porach wydają posiłki.

- W naszej placówce są 83 miejsca dla mężczyzn - mówi Sebastian Wiśniewski, kierownik domu dla bezdomnych Caritas przy ul. Sienkiewicza, w którym kiedyś mieszkał Zdzisław. - Działa tu także noclegownia z 35 miejscami. Do tego przy ulicy Raginisa schronienie znajdzie 20 kobiet.

Caritas oraz wiele innych organizacji zapewniają też bezdomnym ciepłą odzież, pomoc specjalistów oraz paczki żywnościowe.

- Zamiast dać żebrzącemu złotówkę lub dwie, lepiej jest skierować go do jednej z takich instytucji jak Caritas lub Eleos - mówi Masalski. - Wówczas będziemy mieli pewność, że bezdomny otrzyma prawdziwą pomoc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna