Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Idiotyczny przepis zniszczył ich starania

Urszula Ludwiczak [email protected]
Dr Jerzy Bychowski, ordynator oddziału kardiologii w szpitalu wojewódzkim, zrobił już grafik dyżurów w poradni. Ale wiele wskazuje na to, że dyżury pozostaną tylko na papierze.
Dr Jerzy Bychowski, ordynator oddziału kardiologii w szpitalu wojewódzkim, zrobił już grafik dyżurów w poradni. Ale wiele wskazuje na to, że dyżury pozostaną tylko na papierze.
Jest miejsce, odpowiednia kadra, sprzęt, a przede wszystkim - potrzeba, aby w Białymstoku istniała znowu poradnia kardiologiczna przy szpitalu wojewódzkim.

Rocznie mogłoby tu być leczonych nawet 4 tys. chorych. Niestety, choć lekarze szykowali się do tego, aby od stycznia przyjmować pacjentów, na przeszkodzie stanął... idiotyczny przepis.

Zlikwidowana 2 lata temu

Przyszpitalna poradnia kardiologiczna została zamknięta w listopadzie 2009 r. Podlaski NFZ rozwiązał umowę z placówką, gdy okazało się, że nie zatrudnia ona ani jednego kardiologa, a jedynie internistów. Nie miało znaczenia, że są doświadczeni i mają mnóstwo pacjentów. Przepisy wymagały, aby połowę czasu pracy w poradni innych specjalistów (np. internistów), pracowali kardiolodzy lub hipertensjolodzy. Ale tych specjalistów brakowało w całym regionie i szpital nie miał możliwości ich zatrudnienia.

Niedawno wymogi się zmieniły, teraz wystarczy w poradni zatrudnić specjalistę (także internistę), który od przynajmniej 5 lat pracuje w oddziale kardiologii.

- Mamy sześciu takich lekarzy i bez problemu moglibyśmy zacząć przyjmować pacjentów w przyszpitalnej poradni - mówi dr Jerzy Bychowski, ordynator oddziału kardiologii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Białymstoku. - Szpital zamierzał złożyć ofertę na te usługi od 2012 roku. Rozpisałem już grafik przyjęć pacjentów w poradni. Lekarze mogliby przyjmować ok. 100 osób tygodniowo.

Byłoby to ogromne wsparcie dla pacjentów, którzy teraz muszą czekać w kolejkach do kardiologa nawet rok. Zyskaliby też chorzy, którzy opuszczają po leczeniu oddział kardiologiczny w WSZ, bo teraz muszą szukać dalszej opieki w różnych poradniach w mieście, zamiast u lekarzy z oddziału.

- Nie może być tak, że taki chory znika i lekarz nawet nie wie, jakie są efekty leczenia - dodaje prof. Włodzimierz Musiał, podlaski konsultant ds. kardiologii.

Dożywotnia dyskwalifikacja?

Tymczasem okazuje się, że WSZ nie ma szans na umowę na poradnię. Tylko dlatego, że jeden z artykułów ustawy o świadczeniach zdrowotnych mówi, iż odrzuca się ofertę od świadczeniodawcy, z którym wcześniej umowa została rozwiązana przez NFZ z przyczyn leżących po jego stronie.

Wprawdzie prawnicy podlaskiego NFZ analizują teraz ten zapis, aby zdecydować, czy obowiązuje on dożywotnio, ale centrala funduszu rozwiewa wątpliwości w interpretacji.

- Ustawa jest jednoznaczna, a my musimy jej przestrzegać - tłumaczy Andrzej Troszyński z centrali NFZ.
- To absurd - mówi dr Bychowski. - Taki przepis to przecież karanie pacjentów, a nie szpitala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna