Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ikona. Piotr Łozowik nakręcił film o duchowości i batiuszce Leoncjuszu

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Ojciec Leoncjusz zawsze był dla mnie autorytetem – mówi Piotr Łozowik.
Ojciec Leoncjusz zawsze był dla mnie autorytetem – mówi Piotr Łozowik. Wojciech Wojtkielewicz
Może to i źle, że ikona stała się modna, że stała się przedmiotem pożądanym estetycznie. Ale dzięki temu ludzie zaczęli analizować ją pod kątem duchowym – mówi Piotr Łozowik, autor filmu „Odrodzenie ikony w Polsce. Studium Ikonograficzne w Bielsku Podlaskim”

Napisałeś kiedyś sam ikonę?
Nie, nie pisałem. Nie mam takiego talentu... Choć może inaczej: być może go mam, ale pamiętam, że w szkole podstawowej wszystkie rysunki na plastykę robiła za mnie siostra, która jest bardzo uzdolniona plastycznie. Ona ikony pisała. I nawet uczyła się w bielskim Studium Ikonograficznym.

Ty się na to nie zdecydowałeś.
Właśnie może dlatego, że mój zmysł plastyczny nie został uruchomiony w dzieciństwie.

Uruchomiona za to została twoja duchowość. Religia, wiara, Cerkiew są dla ciebie bardzo ważne.
Tak jest. Obok mego mieszkania w Bielsku Podlaskim, około 200 metrów dalej, stoi cerkiew Narodzenia Najświętszej Marii Panny. To wyjątkowa świątynia, bo jedna z najstarszych – jeśli nie najstarsza – na Podlasiu. Jest w niej cudowna ikona Bogarodzicy. Ta cerkiew zawsze była blisko mnie. I to nie tylko fizycznie, ale i duchowo, bo moja babcia i mama były bardzo religijne. Mama zresztą nadal jest. W każdym pokoju w jej domu są ikony.

Poza tym – jak już powiedziałeś – wychowałeś się w Bielsku Podlaskim. A Bielsk Podlaski jest bardzo prawosławnym miastem.
Cerkwi w Bielsku jest już co najmniej siedem. To dużo. Ale i historia Bielska jest ściśle związana z prawosławiem. Oczywiście katolicy też mieszkają w Bielsku, na równi z prawosławnymi.

Kiedy się zorientowałeś, że ikona dla innych ludzi może być czymś nie tak codziennym jak dla ciebie? Że jest czymś, nad czym trzeba pomyśleć, co trzeba zrozumieć...
Powiem szczerze, że dość późno dorosłem do poważnych tematów. Szybko wciągnęło mnie życie, codzienność. Dopiero w wieku 27, 28, może nawet 29 lat zacząłem być bardziej świadomy tego, co ważne, i doceniać to, co mam tutaj. Bo jak byłem młodszy – na studiach czy tuż po studiach – wciąż chciało mi się gdzieś jechać. Do Paryża, do Barcelony... Wciąż szukałem fajnych miejsc. A okazało się, że te fajne miejsca są tutaj. I to nie tylko miejsca, ale i obiekty, duchowość, bogata historia. Zaczęło mnie to interesować. Wciągnęło mnie też prawosławie. Wielokrotnie rozmawiałem z osobami z zachodniej i centralnej Polski, które nie rozumiały tej religii, a chciały się czegoś na jej temat dowiedzieć. Musiałem się więc dokształcić, aby poznać niuanse tej wiary. Im bardziej zgłębiałem ten temat, tym bardziej mnie wciągał.

Ale podróże też ci pomogły w docenieniu tego, co masz na miejscu, prawda? Spojrzałeś z dystansu...
To prawda.

Do prawosławia nawiązuje również twój najnowszy film „Odrodzenie ikony w Polsce. Studium Ikonograficzne w Bielsku Podlaskim”. Pamiętasz początki tej szkoły?
Urodziłem się w 1979 roku. W tym właśnie roku do Bielska przyjechał batiuszka Leoncij (ojciec Leoncjusz Tofiluk – przyp. red.), który później założył szkołę ikonograficzną. Moi rodzice bardzo się zaprzyjaźnili z batiuszką i jego żoną, a ja – jako kilkuletni chłopiec – bardzo często bywałem u batiuszki na plebanii. Oczywiście wszystkiego wtedy nie rozumiałem. A szkoda. Bo tam się wtedy tyle działo! Były konferencje, przyjeżdżali artyści, architekci, archeologowie. Był i Nowosielski, i Paprocki, był Grygorowicz... Wtedy w Bielsku, na tej plebanii, zaczęło kwitnąć życie naukowe. Te spotkania miały bardzo realny wymiar, bo to nie były tylko rozmowy. Przekładały się na realizacje architektoniczne i malarskie, o czym oczywiście dowiedziałem się dopiero później. Jako dziecko byłem blisko i tej cerkwi, i plebanii. Chodziłem tam na religię, ale i na półkolonie. W tych półkoloniach uczestniczyli też starsi, w tym moja siostra, którzy powoli zaczynali pisać ikony. Więc i ja na orbicie tej szkoły pisania ikon ciągle gdzieś latałem.

Kiedy uznałeś, że trzeba tę szkołę pokazać innym, utrwalić dla potomnych w filmie?
W 2016 roku zrobiłem swój pierwszy film, również o ikonach – „Bogurodzica. Szlakiem podlaskich ikon”. To był mój pierwszy autorski, w większości stworzony i wymyślony przeze mnie film. Zrobiłem go pod wpływem wykładu ikonopiscy Jana Grygoruka, który również skończył bielską szkołę ikonograficzną. Jego wykład zrobił na mnie wielkie wrażanie. Grygoruk tak pięknie wszystko przedstawił, tak obrazowo, że zdecydowałem, że muszę zrobić o tym film.

I zrobiłeś!
Zrobiłem. I jak się zaczęło, tak już poszło dalej – kręciłem kolejne filmy. W pewnym momencie naturalnym bohaterem stał się dla mnie właśnie ojciec Leoncjusz, bo on – jako skromna osoba – nigdy z mediami nie chciał rozmawiać, trzymał się od nich z daleka. A że wiadomo, że wszystko przemija, wszystko się kiedyś kończy, to chciałem uwiecznić go w filmie. Dla mnie zawsze był autorytetem, jednym z niewielu, jakie istnieją.

Jak sobie wyobrażałeś ten film o batiuszce?
Chciałem z nim porozmawiać o ikonie, o historii. Pierwszą okazją ku temu był film, który robiłem o Jerzym Nowosielskim. Zadzwoniłem do batiuszki i on wtedy kategorycznie odmówił. Bardzo mi to podcięło skrzydła. Zrobiłem film bez jego udziału, ale on przyszedł na premierę, obejrzał i powiedział, że tak właśnie było, jak pokazałem. Że to jest dobry film. Wtedy wiedziałem, że w przyszłości będzie mi już łatwiej go namówić, przekonać. Zwłaszcza, że mnie przecież zna od dzieciństwa.

I było łatwiej?
Po kilku latach znów się do niego zgłosiłem. I się zgodził. Ale mój ostatni film jest przede wszystkim o ikonie, a dopiero w dalszej mierze o studium. Jest też oczywiście o ojcu Leoncjuszu Tofiluku, który jest bardzo ważną osobą nie tylko w Bielsku, ale i na całym Podlasiu. I to chciałem podkreślić.

Uszanowałeś wolę ojca, który nie chciał o sobie mówić. I rzadko się w twoim filmie wypowiada, niewiele go pokazujesz. A tam, gdzie pokazujesz, to widać jego skromność, ale i jednocześnie rolę, jaką pełni w Studium Ikon.
Chciałem zrobić tak, żeby o batiuszce było powiedziane sporo i dobrze, ale nie chciałem, żeby czuł się zakłopotany. Dlatego pokazałem, że ikona – tak jak i w życiu – jest najważniejsza. Szkoły, postacie, ikonopiscy to tylko mała część duchowości ikony.

Film składa się jakby z kilku części...
Tak, i każda rozpoczyna się cytatem do niej nawiązującym. Jest tu rys historyczny, jest i o kanonie ikony, są rozważania na temat tego, czy ikona to sztuka czy raczej tylko sacrum, jak zostać ikonopiscą, co skłania człowieka do tego, żeby nim zostać, jak ikonopisca ma się zachowywać. Jest też w filmie sporo na temat historii bielskiej szkoły ikon, ale też o przyszłości, o perspektywach...

Mnóstwo w tym filmie informacji, wspomnień, ludzi... Dużo czasu zajęło ci nakręcenie go?
Bardzo dużo. Prace rozpoczęliśmy w 2019 roku, ale napotkaliśmy na początku na trudności z finansowaniem. Trochę co prawda wspomogło nas miasto Bielsk Podlaski – wtedy zrobiłem pierwszą wersję film, która miała premierę w Muzeum Ikon na sympozjum z okazji 30-lecia szkoły ikonograficznej. Ale dla mnie to było za mało. Chciałem, żeby film był większy, dłuższy, bardziej nasycony wypowiedziami, bogatszy w treść, obraz, muzykę. Dalej więc ten temat ciągnąłem. Ale przyszła pandemia i znów się wszystko rozmyło.

Ale w końcu się udało.
Bo w tamtym roku pani Joanna Kaczan z fundacji KAN wspomogła mnie finansowo. A to był kolejny bodziec, żeby jednak film skończyć.

Tego filmu nie nakręciłeś sam.
Ja czuwałem nad scenariuszem, który się tworzył w trakcie nagrywania, odsłuchiwania wypowiedzi. Zdjęcia robiłem ja i Marek Włodzimirow – filmowiec z Bielska. Marka często prosiłem, by przyszedł do cerkwi – to on robił zdjęcia polichromii, ikon. On odpowiadał za tę warstwę bardziej artystyczną. Ja podszedłem do zdjęć rzemieślniczo: nagrywałem wypowiedzi, wyszukiwałem archiwalne nagrania. Wziąłem do filmu też zdjęcia Stefana Parchanowicza, Kamila Cywoniuka czy Łukasza Troca i oczywiście mojej mamy Ireny Łozowik, która ma bogate archiwum. Wykorzystałem też nagrania z lat 90., które dostałem od pani Magdaleny Godlewskiej-Siwerskiej z Galerii Arsenał. Marek zajmował się też masteringiem dźwięku, co jest niezwykle ważne, bo ścieżka dźwiękowa w filmie jest bardzo atrakcyjna. Swoje nagrania udostępnił nam zespół wokalny Varslavia z Warszawy.

Po jednym z pokazów filmu Marek Włodzimirow powiedział, że jest człowiekiem niewierzącym. Jak wam się razem pracowało przy filmie o wierze, religii i duchowości?
Marka znam od wielu lat. Wychowaliśmy się na jednym osiedlu, a od 2017 roku coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy. Przy okazji premiery filmu o Nowosielskim Marek podszedł do mnie i powiedział: słuchaj, następnym razem daj mi znać, jak coś będziesz robił. Ja zrobię lepsze zdjęcia. I teraz faktycznie, jak coś realizuję, to zwracam się do Marka , a Marek chętnie mi pomaga. Fakt, że Marek jest niewierzący zupełnie nie wpływa na naszą relację. I tak rozmawiamy o rzeczach religijnych, duchowych – bo Marek jest osobą uduchowioną. Ikony i śpiew cerkiewny bardzo do niego trafiają.

Zauważyłeś, jak wiele osób czekało na ten film?
Bo to ważne tematy i dla bielszczan, i dla wszystkich prawosławnych. Ikona prawosławnemu towarzyszy od dziecka: czy jest wierzący, czy nie. Ikony mamy wszędzie: w cerkwi, w domu, u babci, u mamy w portfelu. Ikona towarzyszy nam od narodzenia aż do śmierci. A świadomość na temat ikony jest coraz większa – również za sprawą bielskiej szkoły ikonograficznej. Może to i źle, że ikona stała się modna, że stała się przedmiotem pożądanym estetycznie, z walorami artystycznymi. Ale z drugiej strony – dzięki temu ludzie zaczęli analizować też ikonę pod kątem duchowym.

Zadowolony jesteś z tego filmu?
Tak.

Mimo że – jak się okazało podczas dyskusji po pokazie – nie spełniłeś oczekiwań niektórych osób?
Chyba mylący jest trochę tytuł tego filmu: „Odrodzenie ikony w Polsce. Studium Ikonograficzne w Bielsku Podlaskim”. Wiele osób mi mówiło, w tym też duchowni, że spodziewali się reportażu: od początku do końca, od powstania szkoły ikonograficznej aż po czasy obecne. A ja podszedłem do tematu inaczej. Dziś myślę, że film powinien być zatytułowany po prostu „Ikona”. Bo poruszonych jest w nim wiele kwestii, i to w szerokim zakresie. Bo ja, jak coś robię, to podchodzę do tematu kompleksowo. I tu też chciałem zebrać całą wiedzę i skondensować ją w prostej, przystępnej formie.

Ile osób już widziało ten film?
Mieliśmy pokaz w Bielsku, w Muzeum Ikon w Supraślu, później w Białymstoku – w Książnicy i w Centrum Kultury Prawosławnej oraz w parafii na Wygodzie. Planujemy jeszcze pokazy w Boćkach, Kleszczelach, Gródku, Hajnówce i w Warszawie.

A w innych częściach Polski?
Myślimy o Krakowie – to oczywiste, bo stamtąd pochodzili profesor Nowosielski i profesor Adam Stalony-Dobrzański, którzy w odrodzeniu ikony odegrali ogromną rolę. A inne miasta? Jesteśmy otwarci na propozycje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ikona. Piotr Łozowik nakręcił film o duchowości i batiuszce Leoncjuszu - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna