MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Izrael: Królestwo Niebieskie na granicy wojny. Podróż do Ziemi Świętej (zdjęcia)

Adrian Kuźmiuk
Leila Khaled na Murze Pokoju w Autonomii Palestyńskiej
Leila Khaled na Murze Pokoju w Autonomii Palestyńskiej Adrian Kuźmiuk
Do autokaru weszła dziewczyna z karabinem. Miała najwyżej 23 lata. Przeszła miedzy rzędami z bronią w pogotowiu taksując wzrokiem pasażerów. Przez głowę przemknęła mi myśl - w Ziemi Świętej nigdy nie zapanuje pokój. Zbyt wiele religii i narodów rości sobie prawo do życia i sławienia Boga w Królestwie Niebieskim

[galeria_glowna]
Granicę egipsko-izraelską przekroczyliśmy dość szybko. Według naszej przewodniczki 45 minut to rekordowy czas. Choć dla mnie każda minuta dłużyła się niemiłosiernie.

- Dokąd jedziesz? Na ile czasu? Czy masz pistolet, nóż, materiały wybuchowe, broń ? - Izraelka sprawdzająca mój paszport świdrowała mnie spojrzeniem. Miała długie, ciemne, kręcone włosy. Na szyi połyskiwała jej złota gwiazda Dawida zawieszoną na cienkim łańcuszku. Poczułem się nieswojo, gdyż swój krzyżyk musiałem zdjąć przechodząc kilka minut wcześniej przez wykrywacz metali.

Po prześwietleniu bagaży i skrupulatnym przebadaniu ich przez pograniczników w końcu byliśmy na terenie Izraela. Młodzi żołnierze z amerykańskimi karabinami najnowszego modelu m4 robili duże wrażenie. Przywołałem z pamięci sporadycznie widywanych na festynach i defiladach naszych wojaków. Wyświechtane mundury, poobdzierane klamry pasów z inicjałami WP i klasyczne kałachy.

- No foto! - usłyszałem po chwili. Kobieta z karabinem biegła w naszą stronę. Zorientowałem się, że jedna z dziewczyn próbowała sfotografować żołnierzy. Żyjąc bezpiecznie w Europie nie zdajemy sobie do końca sprawy z tego, że tu wciąż trwa wojna.

W Morzu Martwym nie utoniesz

Jechaliśmy wzdłuż Morza Czerwonego. To jego wody rozstąpiły się przed Mojżeszem, gdy ten wyprowadził swój lud z Egiptu. Nad górami wstawał świt. Zrobiłem zdjęcie. Regularne kształty słońca przypominały Gwiazdę Dawida. Mijaliśmy krajobraz rodem ze Starego Testamentu. Pustynie - po tych terenach lud Izraela błąkał się przez 40 lat nim dotarł do Ziemi Obiecanej. Gdzieniegdzie pojawiały się zagajniki drzew palmowych posadzonych przez człowieka. W końcu góry i Morze Martwe. Jest to w zasadzie jezioro o powierzchni około 1020 kilometrów kwadratowych. Znane jest ze swojego zasolenia, które wynosi mniej więcej 28 procent. Słona i oleista woda sprawia niesamowite wrażenie. Dopiero kładąc się na powierzchni można uwierzyć w reklamy przedstawiające ludzi leżących na wodzie i czytających gazetę. Wyporność jest tak duża, że nawet najcięższa osoba nie potrafiąca pływać nie pójdzie na dno. Niestety lustro wody znajdujące się w najniższym punkcie Ziemi (418 m p.p.m.) zmniejszyła się z powodu wykorzystywania części wód Jordanu Izrael i Jordanię. Dlatego hotele i Spa zbudowane kilka lat temu nad samym brzegiem morza dziś dowożą swoich klientów kolejkami do wody.

O tym, że Izrael to kraj na krawędzi wojny, przypominali nam nie tylko spotykani żołnierze, ale i mijane po drodze kibuce. To wspólnoty rolnicze, których członkowie prowadzą proste życie. Wspólnie dzielą się obowiązkami, pracują na roli, hodują zwierzęta i wykonują wszystkie konieczne prace w swym kibucu. Jego członkowie nie posiadają żadnej własności, a swoje potrzeby zgłaszają wspólnocie. Życie w takiej komunie to ciężka praca i najczęściej brak luksusów, ale jednoczy ludzi i uczy wytrwałości. Dzięki temu kibuc stanowi doskonale zorganizowaną jednostkę w czasie wojny. Organizowane są też letnie obozy militarne dla młodzieży, podczas których młodzi Izraelczycy uczą się m.in. walki wręcz, strzelania z broni i wszelkich sposobów przetrwania.

Raj tylko dla 144 tysięcy

- Masada nigdy więcej nie zostanie zdobyta - to słowa przysięgi jaką składają żołnierze armii izraelskiej - mówi nasza przewodniczka wskazując wzgórze z pozostałościami twierdzy z I wieku. W 73 roku około tysiąca zelotów (ugrupowanie polityczno-religijne w rzymskiej Palestynie) i ich rodzin stawiło opór pięciu tysiącom Rzymian i dziewięciu tysiącom ich niewolników. Gdy dalsza walka nie miała już sensu 960 obrońców popełniło samobójstwo. Ocalały dwie kobiety z pięciorgiem dzieci, ukryte w kanale. Słowa przysięgi izraelskich żołnierzy oddają w pełni ducha tego narodu.

Jerozolima - miasto o historii mierzonej w tysiącach lat - zachwyca swym ogromem i majestatem. Obserwując je z Góry Oliwnej oczami wyobraźni widziałem wojska Saladyna zdobywające chrześcijańskie mury. W oddali złota Kopuła na Skale, z której według muzułmańskiej tradycji Mahomet wstąpił do nieba. Obok Bazylika Grobu Świętego, w którym znajduje się Golgota oraz domniemane miejsce złożenia ciała ukrzyżowanego Jezusa. Nieopodal Meczet Al-Aksa, który zastąpił Świątynię Jerozolimską.

- Do Raju wejdą jedynie 144 tysiące ludzi - mówi nasza przewodniczka wskazując tysiące grobów w rozciągającej się u naszych stóp Dolinie Jozafata. - Według Żydów i muzułmanów to tu rozpocznie się Sąd Ostateczny.

Grób obok grobu tak blisko siebie usytuowane, że lawirowanie między nimi graniczy z cudem. Na myśl przyszedł cmentarz św. Rocha, tyle że tu za miejsce nie zapłacimy 4 tysięcy złotych. Parcela w Dolinie Cedronu kosztuje tyle, ile luksusowy apartament w Eilacie, czyli modnym kurorcie nad Morzem Czerwonym. Cóż, zbawienie kosztuje, a skoro niebo nie pomieści wszystkich wierzących, ziemski majątek to niewielka cena za możliwość stanięcia w pierwszym szeregu zbawionych.

Żydzi świeccy i ultraortodoksyjni

Mijając mury starego miasta czułem się, jakbym wkraczał do innego świata. Stare budowle z ciosanego kamienia, brukowane wąskie uliczki i ultraortodoksyjni Żydzi ubrani w tradycyjne chasydzkie stroje. Czarne spodnie, czarna długa marynarka i kapelusz w tym samym kolorze kontrastowały z białą koszulą. Ortodoksyjni Żydzi zapuszczają długie brody oraz pejsy nieraz sięgające im do ramion. Jest to symbol posłuszeństwa boskim prawom.

- Świeccy Żydzi nazywają ich bezwartościowymi obibokami - mówi nasza przewodniczka. - nie pracują, nie płacą podatków, żyją na koszt państwa i nie idą do wojska. Całe życie poświęcają temu, co przykazał im Pan, czyli studiowaniu Tory oraz zaludnianiu Ziemi.

W Izraelu każdy ma obowiązek odbycia służby wojskowej, nawet kobiety. W kraju będącym w ciągłej gotowości bojowej liczy się każdy żołnierz. Dlatego widok filigranowej dwudziestolatki z karabinem w ręku nikogo nie powinien dziwić. Izrael walczył już ze wszystkimi sąsiadującymi państwami. Z częścią z nich podpisał porozumienia i traktaty pokojowe, ale na granicach wciąż jest niespokojnie. Niedawno odchodzący ze stanowiska ministra obrony cywilnej Matan Vilnai ogłosił, że kraj gotowy jest do trzydziestodniowej wojny na wielu frontach. Zagroził też, że jeśli irański program atomowy nadal będzie rozwijany, izraelskie lotnictwo nie pozostanie bierne, a Stany Zjednoczone z pewnością poprą w walce swojego sojusznika.

Dlatego Izrael poważnie podchodzi do bezpieczeństwa kraju i swoich obywateli. Gdy młodzież izraelska przyjechała do Białegostoku, by odwiedzić miejsca pamięci swoich przodków, towarzyszyli jej uzbrojeni ochroniarze. Podobnie z nami, turystami z Polski, wciąż przebywał nieznany nam mężczyzna, który wsiadł do autobusu w Jerozolimie.

- To jest nasz przyjaciel - zdawkowo odpowiedziała przewodniczka, gdy zapytaliśmy kim jest.
Z nikim nie rozmawiał, ale czuliśmy na sobie jego spojrzenie. Wciąż obserwował to, co dzieje się wokół nas. Czasem odnosiłem wrażenie, że kieruje nas inną drogą, niż chciałaby to zrobić przewodniczka. Nie mogłem pozbyć się uczucia, że jest z nami dla naszego bezpieczeństwa.

Prośby do Boga trafiły do kosza

Uzbrojeni żołnierze to nie jedyny środek bezpieczeństwa, jaki spotkaliśmy w Jerozolimie. Przechodząc przez kolejną bramkę z wykrywaczem metali czułem się jak na lotnisku. W końcu dotarliśmy do Ściany Płaczu. To jedyna zachowana do dziś pozostałość Świątyni Jerozolimskiej, zburzonej przez Rzymian. Nazywana Murem Zachodnim ściana o długości 57-metrów jest najświętszym miejscem judaizmu. Plac przed ścianą przedzielony jest ogrodzeniem na dwie części. Prawa - znacznie mniejsza - przeznaczona jest dla kobiet. Po lewej zaś stronie mogą modlić się mężczyźni. Kilkanaście metrów przed murem stał pojemnik z jarmułkami. Każdy, kto chciał zbliżyć się do Ściany Płaczu, musiał przykryć głowę na znak służby przed Bogiem. Wkładając kipę czułem się dziwnie, a jednocześnie normalnie wśród dziesiątków innych mężczyzn w podobnych okryciach. Jedni modlili się żarliwie bijąc czołami o ścianę, inni wkładali kartki z prośbami do Pana w załomy muru. To sakralne miejsce profanowali jedynie turyści, tacy jak ja, którzy pozowali do zdjęć na tle modlących się Żydów. Jednocześnie widząc sprzątaczy, którzy w tym czasie zamiatali modlitewne skrawki papieru, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oni również bezczeszczą święte miejsce. Na moich oczach nasze najskrytsze prośby i myśli, które miały trafić do Boga, lądowały w koszu.

Postanowiłem szukać Boga gdzie indziej. Droga krzyżowa zupełnie mnie zaskoczyła. Krocząc śladami Jezusa nie spodziewałem się, że trafię na bazar.

- Polska, jak się masz, dobra cena, szisza, piwo, chodź, chodź - przekrzykiwali się wokół mnie handlarze.

Mieli wszystko. Kurczaki, ryby, parówki, chusty, kadzidełka, miniaturowe żydowskie świeczniki, różnego rodzaju figurki, wszystko to, co można spotkać na dobrze prosperującym ryneczku. Ale furorę robiły katolickie dewocjonalia. Co najciekawsze handlowali nimi Arabowie. Można było wybierać spośród różańców z drzewa oliwnego, rozmaitych krzyży, posążków świętej rodziny, stajenek betlejemskich, aniołków i czego tylko dusza zapragnie. Hitem był trójwymiarowy obraz Jezusa w koronie cierniowej. Syn Boży to zamykał, to otwierał zakrwawione oczy, w zależności od ustawienia obrazu.

Walki o Grób Pański

Ale największy szok przeżyłem docierając do Bazyliki Grobu Świętego. Przed monumentalnym, choć mocno zniszczonym budynkiem, zebrała się grupa młodych Azjatów, która bawiła się w ukrzyżowanie. Kilkunastoletni chłopiec wziął na plecy krzyż i robił głupie miny do fotografujących go kolegów. Gdzież było poszukiwane przeze mnie sacrum.

W samym budynku panował ścisk. Wdrapywaliśmy się po schodach w tłumie Rosjan, którzy zdawali się wypełniać całą świątynię. Minąłem skromny katolicki ołtarz - dwunastą stację drogi krzyżowej. Blat ze sklejki, nad którym widnieje mozaika przedstawiająca przybicie Jezusa do krzyża w niczym nie przypominał prawosławnego (XII stacji). Złocone ikony, malowane freski, błyszczące świeczniki i podwieszone pod sufitem lampy oliwne raziły przepychem. Pod ołtarzem skała, która pękła w chwili śmierci Jezusa. Każdy chciał jej dotknąć.

- Szybko, szybko, dalej - pogania nas zakonnik. Poczułem się jak na spędzie bydła.

Kaplica Grobu Chrystusa i Golgota znajdują się w odległości 50 metrów od siebie w tym samym budynku. Wszędzie widać odrapane ściany, odpadający tynk, a także pozostawione śmieci. A to dlatego, że świątynia nie ma właściciela. Jest wielu roszczących sobie do niej prawa, ale najwięcej do powiedzenia mają trzy wyznania: rzymscy katolicy, Ormianie i greko-katolicy. Często dochodzi między nimi do konfliktów, a nawet do bójek na pięści między mnichami. W końcu każdy chce być bliżej Boga.

Niestety sacrum nie odnajdziemy nawet w miejscu złożenia ciała Jezusa do grobu. Gdy po godzinnym oczekiwaniu w końcu wejdziemy do Kaplicy Grobu Chrystusa, po dziesięciu sekundach wygoni nas mnich, aby zrobić miejsce dla kolejnych pielgrzymów.

Znienawidzony Mur Pokoju

Ruszyliśmy do Betlejem, miejsca narodzin Jezusa. Miasteczko oddalone od Jerozolimy zaledwie o 10 kilometrów, jednak położone w Autonomii Palestyńskiej. Widok tak zwanego Muru Pokoju rzucił mnie na kolana. Prawie 800 kilometrów betonowych bloków. Wieżyczki obserwacyjne, zasieki i żołnierze pilnujący punktów kontrolnych. W taki sposób Żydzi zamknęli Palestyńczyków obawiając się zamachów ze strony mieszkańców Zachodniego Brzegu Jordanu.

Mur Berliński, getto, takie skojarzenia nasuwały mi się widząc graffiti na betonowym ogrodzeniu. "Róbcie humus (placki) a nie mury" krzyczały napisy ze ścian. I bożonarodzeniowa choinka otoczona murem - jakże proste, a zarazem trafne przesłanie. Zaniepokoiła mnie jednak namalowana obok Leila Khaled trzymająca w dłoniach kałasznikowa. Brała udział w porwaniu izraelskiego samolotu, który miał lecieć z Rzymu do Aten. Członkowie Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny zmusili załogę do lądowania w syryjskim Damaszku. Leila chciała przelecieć nad Hajfą, izraelskim miastem nad Morzem Śródziemnym, w którym się urodziła, a do którego nie mogła wrócić. W Damaszku pasażerowie i załoga zostali ewakuowani, a samolot wysadzony. Czy był to akt terrorystyczny, czy rozpaczliwa próba zwrócenia oczu świata na sprawę okupowanej Palestyny. Ciężko odpowiedzieć na to pytanie z perspektywy Europejczyka.

Powrót do Egiptu przebiegł spokojnie. Oddalając się od Ziemi Świętej zastanawiałem się, czy jest jeszcze szansa na pokój w tym kraju. Dostałem smsa z Polski.

- Na granicy egipsko-izraelskiej zginęło kilkunastu policjantów. Dajcie znać co z wami.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wiemy ile osób zginęło w powodzi

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna