Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Jak bocian został podpalaczem</B>

Jolanta Gadek
Pod ciężarem ich gniazd pękają kominy i zapadają się dachy stodół. Czasami robią zamieszanie budując gniazda na słupach energetycznych, powodują zwarcia instalacji elektrycznej a nawet pożary. Te bardzo sympatyczne, znajdujące się pod ochroną ptaki przysparzają strażakom sporo pracy. Ale ci się nie skarżą i chętnie pomagają bocianom.

- Ratujemy bociany, ale one też nam pomagają. Ja mam już troje dzieci! - żartuje jeden ze strażaków.
Bocian w Polsce należy do grona ptaków chronionych. W całej Europie zazdroszczą nam bocianiej populacji, Podlasie zaś słynie z tego, że jest na nim najwięcej bocianich gniazd. Pentowo zyskało nawet miano bocianiej wioski, do której ciągną turyści z całej Polski i z zagranicy podziwiać bocianie gniazda. Rolnicy wierzą w to, że bocianie gniazdo znajdujące się na terenie gospodarstwa przynosi szczęście, dobrobyt gospodarzom oraz sprzyja powiększaniu rodziny. Wiele osób też wierzy w to, że bocianie gniazdo znajdujące się na dachu chałupy czy stodoły chroni ją przed piorunami i pożarem. Tymczasem rzeczywistość bywa zupełnie inna.
Gniazdo waży kilkaset kilogramów
Bocian uważnie wybiera miejsce, w którym zakłada gniazdo. Lubi miejsca dość wysokie, sąsiedztwo ludzi nie przeszkadza mu za bardzo. No i w pobliżu musi być oczywiście sporo pożywienia, czyli żab i drobnych gryzoni.
Najpierw przylatują samce. Wracają do tych samych gniazd, czasami - gdy stare zostały uszkodzone - budują nowe. Co roku do starego gniazda dobudowują kolejne "piętro" z nowych gałązek, słomy, liści. Gniazda są potężne, osiągają nawet średnicę półtora metra. Rolnicy cieszą się, że bociany postanowiły zbudować gniazdo właśnie na ich domu. Ale bywa, że po pewnym czasie tego żałują.
- Takie stare, kilkuletnie gniazdo waży pół tony, a nawet więcej - mówi Marcin Janowski, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku. - Bywa, że pod jego ciężarem zapada się komin czy dach. I trzeba bociana "wyeksmitować"...
Bociania eksmisja nie oznacza jednak, że ptak traci gniazdo. Otóż strażacy przenoszą je po prostu w inne, wcześniej wybrane miejsce.
- To, wbrew pozorom, dość skomplikowana operacja - mówi Janowski. - Gniazda są ciężkie i znajdują się wysoko. Musimy używać dźwigów i wysięgników.
Gniazda przenoszone są w inne miejsca w czasie, kiedy bociany zimują w Afryce. Zdarza się też, że są po prostu likwidowane. Dzieje się tak wtedy, kiedy gniazdo od dawna nie jest zamieszkane przez ptaki. Ale rolnik, który chce usunąć ze swego domu takie gniazdo, musi - za pośrednictwem urzędu wojewódzkiego - wystąpić do ministra ochrony środowiska z wnioskiem dotyczącym likwidacji gniazda. I dopiero, gdy taką zgodę otrzyma, strażacy ściągają gniazdo z dachu. Pod koniec kwietnia tego roku takie opustoszałe gniazdo strażacy zdjęli z komina garażu na ul. Mazurskiej w Augustowie.
Mogło spaść na głowy przechodniów
W Juchnowcu Kościelnym wiosną tego roku niezasiedlone gniazdo bocianie przesunęło się na bok spróchniałego drzewa i na wysokości 16 metrów zwisało nad jezdnią, zagrażając przejeżdżającym pod nim pojazdom.
- Gdyby gniazdo spadło na samochód osobowy czy na przechodnia, mogło dojść do tragedii - oceniają strażacy.
Wójt Juchnowca Kościelnego Jan Gradkowski stwierdził, że drzewo przeznaczone jest do wycinki, a gniazdo trzeba przenieść w nowe miejsce. Na polecenie wójta pracownicy urzędu gminy dziesięć metrów od spróchniałego drzewa ustawili słup z platformą, na którą strażacy używając dźwigu przenieśli gniazdo. Z kolei we wsi Wypychy w pobliżu Małego Płocka strażacy "wyeksmitowali" bociana z komina domu na dach stodoły, gdzie właściciel posesji przygotował specjalny stojak.
- A we wsi Stawiski pod Kolnem wichura zrzuciła gniazdo ze starego słupa elektrycznego, do którego nie dochodziły już żadne linie z prądem - wspomina Janowski. - Podnieśliśmy je z ziemi i z powrotem umieściliśmy na słupie.
Małe wypadają z gniazda
W sumie od początku wiosny podlascy strażacy mieli już 27 "bocianich" interwencji. Nie tylko przenosili gniazda, ale też np. usuwali konary, które zagrażały bezpieczeństwu bocianów przebywających w gniazdach. Dość często także wkładali do gniazd młode bociany, które z nich wypadły. Najpierw lekarz weterynarii sprawdzał, czy są zdrowe i czy nie jest potrzebna interwencja medyczna. Gdy wszystko było w porządku, strażacy w odzieży ochronnej i rękawicach podnosili młode, wchodzili na drabinę i umieszczali je w gnieździe.
- Nie zdarzyło się, żeby rodzice piskląt zachowywali się wobec strażaków agresywnie - mówią funkcjonariusze. - Gdy byli akurat w gnieździe, odfruwali na bok spłoszeni hałasem silników wozów strażackich.
Zdaniem zoologów, gdy w gnieździe jest za dużo piskląt lub gdy w pobliżu gniazda jest zbyt mało pożywienia, zdarza się, że rodzice wyrzucają z gniazda najsłabsze pisklęta skazując je na śmierć. Ale strażacy twierdzą, że nigdy nie byli wzywani dwukrotnie w to samo miejsce. A więc oznacza to, że młode ptaki wypadły z gniazda przypadkowo i funkcjonariusze uratowali im życie.
Czasami pisklęta spadając na ziemię łamią skrzydło lub nogę. Wtedy trafiają do białostockiego Akcentu ZOO lub podobnych placówek w województwie, np. Ośrodka Rehabilitacji Dziko Żyjących Zwierząt w Maćkowej Rudzie. Tam właśnie strażacy odwieźli troje młodych wycieńczonych piskląt z gniazda w Sejnach. Rodzice je porzucili lub też ulegli wypadkowi, dość, że przez kilka dni nie zjawiali się w gnieździe i nie karmili piskląt. Fakt ten zauważyli mieszkańcy i zaalarmowali strażaków. Gdyby nie interwencja, ptaki zdechłyby z głodu.
Bociany kontra pszczoły
We wsi Krynki-Sobole w pobliżu Grodziska w powiecie siemiatyckim bociany uwiły gniazdo na słupie energetycznym znajdującym się w pobliżu pasieki. Młode bociany narażone były na użądlenia przez pszczoły rozdrażnione faktem, że pszczelarz wybiera z uli miód. Gospodarz więc wezwał na pomoc strażaków.
Zastanawiali się długo, jak rozwiązać ten problem. W końcu wpadli na pomysł. Gdy pogotowie energetyczne odłączyło prąd od słupa, wyjęli młode bociana z gniazda. Delikatnie przenieśli je do specjalnego pojemnika wyłożonego słomą i sianem, a ten z kolei schowali w stodole. Gdy pszczelarz wydobył z uli miód, strażacy z powrotem przenieśli ptaki ze stodoły do gniazda. Historia powtórzyła się za półtora miesiąca, gdy znowu nadszedł czas wybierania miodu z uli.
Kilkakrotnie też strażacy uwalniali bociany, które zaplątały się nogami we wnyki lub też druty energetyczne czy sznury wiszące pomiędzy słupami czy drzewami. Kłusownicy zastawiają wnyki na skraju łąk, w pobliżu lasu. Liczą na to, że wpadnie w nie drobna zwierzyna leśna. Niestety, w sidła wpadają też bociany żerujące na łąkach. Wiele z nich, niestety, ginie z pragnienia i wyczerpania, ale część udaje się uratować.
Bocian został podpalaczem
Bociany to bardzo wytrzymałe ptaki. Ich podróż do Afryki, gdzie spędzają zimę, trwa cztery miesiące. Dziennie pokonują ok. 200 km. I chociaż wyglądają na delikatne i szczupłe, w dziobach potrafią przenieść na dach stodoły spore gałęzie i inne przedmioty.
Na początku kwietnia tego roku we wsi Rutki Stare pod Augustowem wybuchł pożar. Ogień błyskawicznie objął cały budynek drewnianego chlewa, na którym znajdowało się bocianie gniazdo. Sprawa była dość nietypowa, gdyż pożar wybuchł w południe, w czasie, gdy nikogo z gospodarzy nie było na posesji. Gdy strażacy dotarli na miejsce, płonący chlew zawalił się. Ugasili więc zgliszcza.
Zdenerwowany gospodarz podejrzewał, że ktoś podpalił chlew. Zaczął dokładnie oglądać zgliszcza. W pewnym momencie zauważył kawałek druta przyspawanego do jednej z linek zasilających posesję w prąd, która biegła w pobliżu chlewa. Podzielił się swym odkryciem ze strażakami.
- No i wszystko na to wskazuje, że bocian budujący gniazdo wciągał na dach różne przedmioty: patyki, kije, słomę - mówi Marcin Janowski. - Najwyraźniej znalazł też kawałek druta i wzbił się z nim w powietrze. Potem albo drut mu wypadł z dzioba, albo ptak uznał, że jednak nie nadaje się on do budowy gniazda i go wyrzucił. Pechowo dla rolnika zrobił to akurat w pobliżu przewodów energetycznych.
Drut spadł na przewody, spowodował zwarcie w instalacji, ta zaczęła się iskrzyć. Od iskier zajął się znajdujący się w pobliżu chlew. W ten oto sposób rolnik stracił chlew, a bocian gniazdo. Musiał poszukać sobie nowego miejsca do zamieszkania.
- Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że bocian może być sprawcą pożaru - mówi Jankowski. - Może powinniśmy zorganizować im kursy z zasad bezpieczeństwa przeciwpożarowego? - śmieje się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna