Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nasi przodkowie rozrywek zażywali

Piotr Biziuk
Średniowieczna uczta według "Godzinek księcia de Berry"
Średniowieczna uczta według "Godzinek księcia de Berry"
Gdyby tylko odebrać nam telewizor, komputer i możliwość wyjazdu na rozpaloną słońcem plażę, to niewykluczone, że z nudów zaczęlibyśmy się rozglądać za podstarzałymi kobietami chętnymi do... zdobycia świni w wyścigu.

"W Tyberiadzie wystąpili rycerze, by urządzić zabawę z włóczniami. Wraz z nimi wyszły dwie stare, słaniające się kobiety, które oni postawili na końcu placu, na drugim zaś końcu umieścili świnię, którą zawiązali i rzucili na skałę. Kazali tym starym kobietom urządzić wyścigi. Za każdą z nich jechało kilku jeźdźców, którzy je popędzali. Staruszki upadały i podnosiły się co krok, oni się śmiali. W końcu jedna z nich wyprzedziła drugą i otrzymała w nagrodę świniaka" - pisał w XI wieku arabski kronikarz Usama Ibn Munkiz, nie mogąc nadziwić się barbarzyństwu europejskich rycerzy, którzy żyli w Palestynie. Jednak w dawnych czasach uciekano się do mało wymyślnych form rozrywki. W końcu nawet drobna i mało wybredna zabawa rozjaśnić mogła przygnębiającą rzeczywistość.

Współczesny człowiek ma co najmniej tyle możliwości spędzania wolego czasu, ile przycisków znajduje się na pilocie telewizora. Nie chodzi tu zresztą o liczbę kanałów kablówki. Wystarczyłoby jednak zabrać człowiekowi telewizję, komputer, kino i możliwość wyjazdu na zagraniczną wycieczką, by zaczął on z nudów rozglądać się za podstarzałymi kandydatkami chętnymi do zdobycia świni w wyścigu. W ostateczności mógłby sięgnąć po łuk.

Podniesiony środkowy palec
Sposób na zapewnienie ludowi prostej rozrywki opatentowali przed wiekami angielscy królowie. Nie kierowała nimi jednak chęć przyjemnego wypełniania poddanym wolnego czasu, którego ci i tak nie mieli zbyt wiele. Monarchowie chcieli po prostu posiadać nowoczesną armię, złożoną z pierwszorzędnych łuczników. Jako że wojownika takiego szkoli się bardzo długo, musi on bowiem wyrobić odpowiednie nawyki i partie mięśni, władza wpadła na pomysł, by jedyną dozwoloną formą rozrywki uczynić... zawody strzeleckie. Chcąc, nie chcąc, lud złapał za drzewce i zaczął na potęgę miotać pociski. Po trosze dzięki temu, po latach, niejaki Robin Hood znalazł sobie miejsce wśród bohaterów.

Wkrótce okazało się, że Anglicy są w stanie wystawić doborową armię, której nie oprze się nawet zakute w najnowocześniejsze zbroje rycerstwo francuskie. Łucznicy z Wysp kilkakrotnie poszatkowali oddziały kolegów po fachu zza Kanału La Manche. Ci tak znienawidzili swoich przeciwników, że gdy tylko który wpadł im w ręce, odrąbywali mu dwa palce prawej dłoni, by nie mógł już nigdy napiąć cięciwy swojego łuku. Anglicy w obelżywym geście często pokazywali pobitym Francuzom palce uniesione wysoko. Zwyczaj ten przetrwał zresztą do dnia dzisiejszego, z tą jednak różnicą, że zamiast dwóch wyciąga się teraz podniesiony w górę jedynie środkowy palec.

Za kołnierz nie wylewano
Obrażanie przeciwników, choć powszechne i praktykowane także w czasach współczesnych, nie stanowiło, mimo wszystko, ulubionej formy rozrywki. Do takiej należało zaś niewątpliwie jedzenie i picie. W tym drugim "sporcie" w XVII i XVIII wieku przodowali Polacy, choć ponoć wtedy i Czesi nie byli w tym gorsi. A że fantazji nam nie brakowało, świadczy chociażby nietuzinkowe zachowanie wojewody kijowskiego Franciszka Salezego Potockiego. Podczas jednego z wystawnych przyjęć jegomość ów mocno już podchmielony, gdy jedna z dam odmówiła mu tańca, urażony wprowadził na salę balową oswojoną niedźwiedzicę i zaczął z nią kręcić piruety, wzbudzając tym spory popłoch.

Wiele mówią też relacje poczynione przez kronikarza Jędrzeja Kitowicza: "To było największym ukontentowaniem gospodarza, kiedy słyszał nazajutrz od służących, jako żaden z gości trzeźwo nie odszedł, jako jeden potoczywszy się, wszystkie schody tocząc się kłębem przemierzył; jako drugiego zaniesiono do stancji (kwatery - przyp. red.) jak nieżywego, jak ów zbił sobie róg głowy o ścianę; jak tamci dwaj, skłóciwszy się, pyski sobie powycinali; jako nareszcie ten jegomość, chybiwszy, krokiem upadł w błoto, a do tego ząb sobie o kamień wybił".

Pół biedy, kiedy trzeba było radzić sobie bez górnej jedynki. Czasami zawody na spożycie większej ilości gorzałki kończyły się zejściem z tego świata. "Wodki nie prapijosz" - mawiali Rosjanie i wiedzieli chyba, o czym prawią. Zresztą carska generalicja - oprócz karkołomnych zabaw w rosyjską ruletkę - także lubiła popisywać się zdolnościami w przyswajaniu promili. Zwyczaj ten był zresztą głęboko zakorzeniony, bo już w pierwszej połowie XVII wieku Albrycht Radziwiłł tak opisywał posłów moskiewskich: "Bardziej paśli gardła niż oczy oczekującą ich mnogością różnego rodzaju gorzałek i likierów, otrzymali bowiem od natury szczególny smak do pochłaniania przez otworzyste gardziele gorzałki zwanej okowitą, przedkładając ten napitek nad wszelkie najznakomitsze napoje".

Czy ja krowa na głąby?
Jedzenie natomiast sprawiało przyjemność tym większą, że napełnianie brzucha do syta nie wszystkim było dane. Jedynie bardzo zamożni ludzie mogli wybrzydzać i narzekać, że podano im nie dość wymyślne jadło, czy choćby za mało mięsa. "Aż niosą zupenwaser, polewkę z pietruszki,/ Przyprawny móżdżek z główką i cielęce kruszki/ Ślicznym kwieciem upstrzone.../ Aż na upstrzonej misie w rozmaite wzory/ Dwanaście wróblów niosą nam z kalafijory./ Następnie malowane galarety, zatem/ Myślę, co dalej czynić mam z tym odrwiświatem./ Czy ja krowa na głąby? Czy koza na kwiatki?" - zastanawiał się nieukontentowany wybitny poeta barku Wacław Potocki, który najwidoczniej do wegetarian nie należał.

Rozrywki dostarczało zresztą już samo przebywanie przy stole, choć z czasem średniowieczny luz zaczęto ze wszech miar tępić. "Nie wysmarkuj nosa w palce, którymi sięgasz po mięso. Jeśli musisz poskrobać się kark, zrób to grzecznie, używszy do tego kołnierza płaszcza. Odgłos wypuszczanych wiatrów można zagłuszyć kaszlaniem. Niegrzecznie jest pozdrawiać kogoś, kto akurat oddaje mocz lubo stolec. Jedząc, wspomnij na ubogich. Bóg ci to wynagrodzi" - radził jeden ze znawców dawnego savoir-vivre'u.

Rozwiązłości Słowian
Niewątpliwie też obcowanie cielesne należało do ulubionych przez niektórych form rozrywki. Żydowski podróżnik Ibrahim Ibn Jakub tak opisywał wrażenia z podróży, jaką około 965 roku odbył do Europy Środkowej: "Kobiety ich (tj. Słowian - przyp. red.), kiedy wyjdą za mąż, nie popełniają cudzołóstwa; ale panna, kiedy pokocha jakiego mężczyznę, udaje się do niego i zaspokaja u niego swoją żądzę. A kiedy małżonek poślubi dziewczynę i znajdzie ją dziewicą, mówi do niej: "gdyby było w tobie coś dobrego, byliby cię pożądali mężczyźni i z pewnością byłabyś sobie wybrała kogoś, kto by wziął twoje dziewictwo". Potem ją odsyła i uwalnia się od niej".

Nie zawsze jednak bywało tak różowo. Pod koniec XV w. marynarze wracający z pierwszych wojaży do tylko co odkrytej Ameryki przywieźli ze sobą niechlubną pamiątkę miłosnych igraszek z Indiankami. W 1494 r. wysiedli na ląd w Neapolu, akurat w momencie, gdy miasto zdobywały francuskie wojska. Te zabrały wątpliwej jakości "prezent" do swej ojczyzny. Tak oto po świecie rozlazł się syfilis, przez wiele nacji nazwany "francuską chorobą", choć Francuzi dali jej miano neapolitańskiej, a neapolitańczycy - hiszpańskiej. Efekt uboczny "francy" stanowiła moda na peruki. Choroba atakowała bowiem błyskawicznie, powodując m.in. łysienie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna