Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak ta gazela

Konrad Kruszewski [email protected]
Kronika Wypadków Umysłowych. Stokrotka, stokrotka, jest pani na mojej krótkiej liście, pożałuje pani tego, wykończę panią - zaczynam dzisiaj od cytatu. Nie jest to wbrew pozorom fragment rozmowy między gangsterem a jego ofiarą. Tymi słowami prezydent Lech Kaczyński straszył dziennikarkę Monikę Olejnik.

Na mój wydatny nos brzmi to jak groźba karalna. Groźba poważna, bo straszy się wykańczaniem. Dodatkowo w tych prezydenckich słowach zawarta jest informacja, że prezydent ma swoją własną listę osób, jak rozumiem, przeznaczonych do wykończenia. Pocieszające jest jedynie to, że jest to lista krótka.

Czekam teraz, co zrobi prokuratura. W miarę demokratycznym kraju powinna wszcząć śledztwo. Miejmy nadzieję, że tak się stanie. W Lublinie przed prokuraturą stanął właśnie obywatel, menel właściwie, który w Lublinie na powitanie prezydenta krzyknął "Spieprzaj, dziadu"! Wezwali go do prokuratury zaledwie w dzień po tym, jak Lech Kaczyński opuścił Lublin. Czyli w pewnych sprawach prokuratura potrafi być szybka. Kiedy piszę ten felieton, mija czwarty dzień od momentu, w którym prezydent RP w sposób haniebny straszył dziennikarkę.

Prokuratura milczy, ale rozumiem, że prezydent to nie jest jakiś menel. Trzeba więc więcej rozwagi, zanim rozpocznie się postępowanie. Nie dopuszczam jednak do siebie myśli, żeby prokuratura sprawą gróźb karalnych się nie zajęła. W państwie demokratycznym wszyscy są wobec prawa równi.

Ja zdenerwowanie prezydenta rozumiem. Oto bowiem dzień jego politycznej chwały zmienił się w dzień katastrofalnej klęski. Wszystko w ciągu dwóch minut legło w gruzach. Miał być szoł w Brukseli, niestety, był "wyszoł", bo Kaczyński wyszoł.
Tak klęska, taka klęska! Prezydent pokonał wszystkie przeszkody.

Najpierw te zastawione przez prezydent Gronkiewicz-Waltz. Czyli wykopy i maszyny drogowe wokół pałacu. Potem siłą, bo wraże siły Tuskowe przeszkadzały, wyczarterował samolot, który go dowiózł do Brukseli. Potem szturmem przebił się do wejścia do europarlamentu. Następna padła sala obrad, którą nasz prezydent zdobył z marszu, tak samo jak krzesło.

A kiedy prezydent już pokonał te wszystkie przeszkody, to się bardzo wyluzował, bo osiągnął sukces. Tak mu się przynajmniej wydawało. Siedział więc wyluzowany, poklepywał premiera i czekał na swoją wymarzoną debatę o Gruzji.

Czekał i czekał, i się bardzo nudził. Ciekawiej było w kraju, gdzie go wszyscy zaczepiali i wypytywali o tę wojnę o samolot. A tu, w Brukseli, nudy. W jakimś niezrozumiałym języku przemawiają. Nie wiadomo, o co chodzi. No to wyszedł. Do swoich ministrów, bo to ludzie weseli i skorzy do umysłowej rozrywki.

I wyobraźcie sobie Państwo, że jak tylko nasz prezydent wyszedł, to podstępny Francuz Sarkozy zarządził debatę o Gruzji. Czyli o tym, na co prezydent Kaczyński tak czekał. Po to do Brukseli przyleciał. O to stoczył zwycięską wojnę z Tuskiem.

Wysłali zaraz za naszym prezydentem umyślnego ministra. - Hop, hop, panie prezydencie - nawoływał minister - zaczęli debatować o Gruzji, proszę się pospieszyć. Prezydent nawet to wołanie usłyszał, ale okazało się, że oddalił się na całe 120 metrów od europejskiego parlamentu. Morderczy dystans! Kaczyński biegł najszybciej jak tylko mógł. Wiedział bowiem, że od tego biegu zależy nie tylko jego pozycja w wojnie z Tuskiem, ale los Gruzji, Rosji, Europy, całego świata wreszcie. Pędził zatem, jak błyskawica. Jak szybkonoga gazela, gnał przez korytarze. Wreszcie dopadł drzwi, rozwarł je szeroko i wpadł na salę.

A tam już nikogo nie było, bo cała debata o Gruzji trwała dwie minuty, czyli tylko o 30 sekund dłużej niż słynna walka o mistrzostwo świata Andrzeja Gołoty z Lennoksem Lewisem.

No to ja przepraszam bardzo. To po to nasz prezydent pokonuje niewyobrażalne trudności? Po to naraża swoją reputację? Dla dwóch minut!!!

A teraz trochę poważniej, chociaż trudno tu zachować powagę. Każda konferencja, a zwłaszcza taka na najwyższym szczeblu międzynarodowym ma swoją agendę, czyli program. I w tym programie jest napisane: Od tej do tej będziemy omawiali sytuację w Gruzji. Będzie przemawiał ten i ten. Do dyskusji zgłosili się ci i ci. Tak, że dla wszystkich jest w miarę jasne kto, gdzie i kiedy.

Tylko nie dla naszego prezydenta, bo wyszedł przed najważniejszym dla siebie momentem, momentem, o który stoczył morderczy bój z Tuskiem.

Przypomina mi się sytuacja z ministrem sprawiedliwości w rządzie Suchockiej Zbigniewem Dyką. Udał się on swego czasu do Sejmu na głosowanie votum nieufności dla swego rządu. Bardzo się spiął i spieszył, niczym Kaczyński. I kiedy już prawie wchodził na salę, dopadła go sraczka, więc udał się do toalety. A jak już z niej wyszedł, to było po przysłowiowych ptakach. Rząd upadł z powodu braku jednego głosu - głosu ministra Dyki.

I jeszcze jedno: tydzień temu napisałem, że nie trzeba kompromitować prezydenta, bo on sam się wystarczająco kompromituje. Nie trzeba przed nim chować krzesła, bo i tak go nie znajdzie. I tak się stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna