Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak więźniowie stali się bohaterami

Urszula Krutul
Na deskach Białostockiego Teatru Lalek 26 osadzonych z Zakładu Karnego w Białymstoku wystawiło spektakl „Jesteśmy Polski warci”
Na deskach Białostockiego Teatru Lalek 26 osadzonych z Zakładu Karnego w Białymstoku wystawiło spektakl „Jesteśmy Polski warci” Anatol Chomicz
Krzysztof, Tomasz i Wiesław to jedni z 26 osadzonych z białostockiego zakładu karnego, którzy zagrali w spektaklu o bohaterskiej obronie Wizny w 1939 r.

Nie chcą mówić za co odsiadują wyroki. Przez tę krótką chwilę wolą o tym nie pamiętać. Przez tę krótką chwilę są przecież bohaterami. Aktorami. Mogą pochwalić się tym, że przez kilka miesięcy udało im się stworzyć spektakl, jaki z powodzeniem mógłby być pokazywany w profesjonalnym teatrze. I był. W Białostockim Teatrze Lalek osadzeni z białostockiego zakładu karnego zaprezentowali spektakl „Jesteśmy Polski warci” w reżyserii Dariusza Szady-Borzyszkowskiego.

Zobaczyć człowieka w więźniu

- Najważniejsze jest, żeby w tych chłopakach zobaczyć człowieka. Pełnowartościowego, który zasługuje na szacunek - zapewnia Dariusz Szada-Borzyszkowski. - Każdy z nas popełnia błędy. I trzeba szczerze powiedzieć, że czasami nasze przewinienia też kwalifikują nas do tego, żeby być po drugiej stronie murów. Każdy z nich ma jakąś historię. Mam wrażenie, że oni dzisiaj się poczuli ludźmi. I tego nikt im nie zabierze.

Spektakl opowiada o wydarzeniach związanych z 76. rocznicą bitwy pod Wizną i o bohaterstwie kapitana Władysława Raginisa. Przedstawia tragiczne okoliczności obrony odcinka Wizna przez żołnierzy polskich we wrześniu 1939 roku.

Dla 26 osadzonych to świetna forma resocjalizacji. I poniekąd przygotowanie do powrotu do społeczeństwa.

- Dla nich nie ma lepszej widowni niż rodzina. Widzieliśmy ich przed spektaklem, jak siedzieli stremowani - niektórzy mniej, inni bardziej. Kiedy wyszli na scenę, to minęło - zapewnia kapitan Michał Zagłoba, rzecznik prasowy dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Białymstoku. - Rodziny przyszły zobaczyć z dziećmi tatę. I to właśnie ten tata, na co dzień nieobecny, wychodzi na scenę i jest bohaterem, potrafi ludzi zaskoczyć, zebrać owacje i przez tą krótką chwilę jest kimś ważnym. Wszyscy biją mu brawo i krzyczą, że jest wspaniały.

Granie to nie obciach

Pierwsze spotkanie osadzonych z teatrem miało miejsce w maju 2005 roku w białostockim areszcie śledczym.

- Najtrudniej było zacząć. Pamiętam, jak na samym początku, ci którzy zgłosili się do pierwszego projektu byli narażeni na brak uznania ze strony innych więźniów - wspomina Zagłoba. - Mówili „po co ci granie w tym teatrzyku i robienie z siebie idioty?”. Ale z biegiem czasu to się zmieniało. Teraz to już nie jest obciach. Sami widzimy, jak oni się zmieniają z próby na próbę. Niektórzy są już któryś raz w projekcie teatralnym, niektórzy po raz pierwszy. To się zaczyna im podobać. Polecają sobie udział w tego typu zajęciach. A rola dobrego wychowawcy, funkcjonariusza, polega na tym, żeby ich ukierunkować, a później, w pewnym momencie za bardzo nie przeszkadzać.

Bo już po krótkim czasie osadzeni zaczynają rozumieć, że ten projekt zaczyna być ich projektem. To jest ich życie, ich próby, ich spotkania, ich scenografia, ich rozmowy z reżyserem. Czasami nie są kurtuazyjne, tylko ostre. Ale jeżeli to działa, tworzy się interakcja między reżyserem a skazanym, to takie zajęcia zaczynają przynosić dobre efekty.

Nauka tekstu, gry aktorskiej, ruchu scenicznego wyrażania emocji i inne przygotowania do premiery „Jesteśmy Polski warci” zajęły 7 miesięcy. Spotykali się z reżyserem raz w tygodniu, czytali scenariusz, rozdzielali role, uczyli się swoich kwestii. Wielu z aktorów miało tremę, ale równocześnie wiedzieli, że musza ją przezwyciężyć i pokazać się z jak najlepszej strony. Do udziału w przedsięwzięciu nikogo nie trzeba było zmuszać. Robili to dla siebie i widzieli w tym sens.

- Takie zajęcia są nam bardzo potrzebne. To jest odskocznia od monotonności tego szarego życia za kratami - zapewnia 33-letni Tomasz z Sejn, który wcielił się w rolę sierżanta Zadry. W zakładzie karnym odsiaduje wyrok 8 lat pozbawienia wolności. Zostało mu jeszcze 5.

- Żałuję tego co zrobiłem - wspomina. - Też z perspektywy straconych lat. Bardzo się cieszę, że mogłem wystąpić w teatrze. Że jestem tu dzisiaj. I mimo moich najszczerszych chęci musze wrócić do miejsca, z którego przyszedłem. Ale konsekwencja musi być. Nie ma nic bez konsekwencji. Popełniłem przestępstwo i muszę ponieść karę. Cieszę się, że mieliśmy szansę, żeby wystąpić. Jesteśmy skazani, ale to tylko i wyłącznie nasze ciała. Dusza jest zupełnie gdzie indziej.

Tomasz dodaje, że podczas spektaklu czuł się sierżantem Zadrą, którym w rzeczywistości przecież nigdy nie będzie. Ale wyznaje podobne wartości jak jego bohater. Zapewnia, że pomimo popełnionych przestępstw, zawsze będzie bronił granic naszego państwa.

- Do teatru chciałbym kiedyś wrócić, jeśli będzie taka możliwość. Kiedy wyjdę z więzienia podejmę pracę zarobkową. Chciałbym w końcu stanąć na nogi, założyć rodzinę - planuje 27-letni Krzysztof z Białegostoku. W zakładzie karnym jest od jakiegoś czasu, zostało mu jeszcze 9 miesięcy. Nie chce mówić za co siedzi, bo jak sam twierdzi - nie ma się czym chwalić. W spektaklu zagrał Władysława Raginisa.

- Odgrywając tę postać byłem dumny. Byłem dumny, że mogę grać bohatera. Czekam na następny taki projekt, bo taka praca bardzo nam pomaga - dodaje Krzysztof. - Był stres i była trema, ale po pierwszej mojej kwestii na scenie przyszło rozluźnienie. Opanowanie tak dużej ilości tekstu to nie był problem. Czytam dużo książek i pamięć mam dobrą. Jak to się stało, że zostałem Raginisem? Po prostu sam się zgłosiłem. Myślałem, że dam radę. Chciałem postawić sobie wysoką poprzeczkę. Publiczności chyba się podobało. Przynajmniej mam taką nadzieję.

- Niewiele wiedziałem o Wiźnie, ale po odwiedzeniu tego miejsca, zobaczeniu jak to wszystko wyglądało, wysłuchaniu opowieści ludzi, poczułem się zaszczycony, że mogę wcielić się w postać człowieka, który zginął walcząc o nasz kraj - dodaje 40-letni Wiesław z Białegostoku. W spektaklu grał porucznika Stanisława Brykalskiego, zwanego Kogutkiem. To nie pierwszy jego raz na scenie. Wcześniej grał w „Zemście” wg Aleksandra Fredry. Zapytany, czy będą kolejne spektakle, z uśmiechem opowiada, że pewnie nie, bo już nie zdąży wziąć w żadnym udziału.

- Zostały mi 3 miesiące. W styczniu wychodzę na wolność - cieszy się Wiesław. I dodaje: - Te zajęcia uczą nas bardzo wiele. Przede wszystkim poczucia obowiązku. Przygotowujemy się wszyscy razem. Jeżeli ja nie przyjdę na spotkanie, to reszta czeka. Nie mogę zawalić. Uczą nas też historii. W życiu zbłądziłem. Świadomie popełniłem przestępstwo. I widząc kim był ten człowiek, którego grałem, miałem ogromną satysfakcję. To była dla mnie wielka sprawa. Mam dwójkę dzieci, poznałem kobietę z którą już jestem dosyć długo. Kiedy wyjdę na wolność, będę pracował i będę z rodziną. Brakuje mi przyrody. Przebywam w zakładzie karnym już dosyć długo, 10 lat. Brakuje mi ciepła rodzinnego, rodziny. Będę się starał robić wszystko, żeby już tego nie stracić. Straciłem zbyt wiele. Życia zostało jeszcze mnóstwo. Ale nie chce już go tracić. Bo naprawdę nie warto.

Teatr przybliża do społeczeństwa

Dla funkcjonariuszy służby więziennej tego typu wydarzenia są swoistym narzędziem resocjalizacji. Narzędziem bardzo skutecznym. Wskazać skazanemu cel, pozwolić uwierzyć w jego realizację, dać możliwość zmiany swego wizerunku i umożliwić doznania, jakich jeszcze w życiu nie miał okazji poznać.

Dlatego w białostockiej placówce skazani tak licznie i chętnie biorą udział w różnych organizowanych im przez wychowawców przedsięwzięciach. Podobnie zaczęło się dziać w Zakładzie Karnym w Czerwonym Borze. Osadzeni stamtąd przyjechali na białostocką premierę, żeby zobaczyć jak na scenie poradzili sobie ich koledzy. A skazani z Białegostoku już 8 października pojadą do Łomży, do Teatru Lalki i Aktora, żeby zobaczyć na scenie skazanych z Czerwonego Boru.

- Resocjalizacja, jeżeli ma być skuteczna, opierać się musi na kontakcie skazanego ze światem zewnętrznym. Jeżeli skazany ma chęć i podejmuje pewien trud chcąc zmienić postrzeganie samego siebie, to już jest sukces - zapewnia Michał Zagłoba. - Pozwala to mieć nadzieję, że po wyjściu na wolność nie zapomni o tym co obiecywał sobie i innym będąc w więzieniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna