Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak zarobić milion złotych w jeden dzień na kursie online? Wywiad z Maciejem Aniserowiczem ze SlowBiz

Maciej Łozowski
Maciej Łozowski
Maciej Aniserowicz jest białostockim programistą, vlogerem, twórcą nowej inicjatywy SlowBiz. Pierwsze spotkanie w ramach projektu odbyło się 22 sierpnia
Maciej Aniserowicz jest białostockim programistą, vlogerem, twórcą nowej inicjatywy SlowBiz. Pierwsze spotkanie w ramach projektu odbyło się 22 sierpnia Archiwum prywatne
O pieniądzach, motywacji, przyszłości i popularności kursów online oraz nowym projekcie SlowBiz rozmawiamy z Maciejem Aniserowiczem – białostockim programistą, vlogerem, influencerem i autorem książki Zawód: Programista.

Potrafisz jednym słowem określić, czym się zajmujesz?

Maciej Aniserowicz: Z tym mam zawsze problem. Nie lubię przyszywania do ludzi etykietek, bo często wpływają na przyszłość bardziej niż powinny. Przez kilkanaście lat byłem zawodowym programistą. Potem strasznie mi się to znudziło i doświadczyłem wypalenia zawodowego. Wtedy postanowiłem, że muszę zająć się czymś innym.

Czytaj też: Białostoccy milionerzy. Białystok jest na podium. Dzięki milionerom

Niewiele rzeczy potrafię, więc wymyśliłem sobie, że utrzymam się z działalności w Internecie – z bloga, podcasta, wystąpień, prowadzenia szkoleń. Zacząłem i z czasem przerodziło się to w pasję związaną nie tylko z branżą IT.

Zaobserwowałem, że pociąga mnie samo prowadzenie biznesu, marketing i sprzedaż. Gdybym teraz miał siebie określić jednym słowem, byłoby to chyba: przedsiębiorca.

Jak się zarabia milion złotych w jeden dzień?

Jak się zarabia? (śmiech) Nie potrafię dać recepty. To efekt bardzo długich działań w Internecie. Budowania ciepłej relacji z dziesiątkami tysięcy osób plus przygotowanie oferty produktu, za który były one w stanie zapłacić, ufając, że to będzie najlepszy ich zakup w życiu.

Pomogły w tym zarówno moja znajomość branży, jak i to, że robię to z trzema świetnymi ekspertami. Kojarzy ich wiele osób, dlatego już same ich nazwiska wpłynęły dobrze na promocję produktu, który teraz robimy.

Zdradzisz, co takiego sprzedałeś?

To kurs online Droga Nowoczesnego Architekta. Kierujemy go do doświadczonych programistów. Lekcje mają formę wideo i audio. W czerwcu kurs kosztował 1299 zł, we wrześniu - 1966,77 zł. Do 27 września zarobił łącznie 6 373 171,62 zł. Kwota wciąż rośnie, bo firmy czasami płacą z opóźnieniem.

DNA wypełnia lukę na rynku, bo w internecie jest pełno materiałów kierowanych do początkujących, ale brak zaawansowanych, od ekspertów dla ekspertów.

Czy w związku z tym Twoje życie mocno się zmieniło?

Moje życie zmieniło się już wcześniej, zanim te pieniądze zaczęły płynąć. Czułem, że coś się święci już trzy dni przed uruchomieniem sprzedaży. Kiedy ją ogłosiłem i zapytałem ludzi, ile są w stanie zapłacić, odpowiedziały mi setki osób, podając kwoty znacznie wyższe, niż planowałem ustalić.

To było dziwne i… wcale nie takie przyjemne. Dostałem strasznej gorączki, straciłem kontakt z rzeczywistością, nie potrafiłem zebrać myśli. Trwało to około tydzień. Okazało się, że w ciągu pierwszych siedmiu dni zarobiliśmy milion, a ósmego dnia – drugi milion. To było dziwne.

Bardzo się starałem i staram, by to wydarzenie nie zmieniło zbytnio ani mnie, ani mojego życia. Żyję tak, jak żyłem wcześniej. Z tą różnicą, że teraz cieszę się sukcesem.

Myślisz, że to się stało za szybko?

Nie, to się stało w sam raz. Byłem na to przygotowany i czułem, że coś takiego może się wydarzyć w moim biznesie. Od ponad półtora roku chodzę regularnie do psychologa. W ten sposób przygotowałem się na spektakularne wydarzenie i nie wpłynęło ono na mnie destrukcyjne.

Zobacz W Podlaskiem przybyło wielu milionerów. Jeden z nich na etacie zarobił... 9,5 mln zł!

Cieszę się, bo większość z nas wie, jak takie nagłe zmiany potrafią zniszczyć życie. Dzieje się tak np. w przypadku ludzi, którzy wygrali na loterii czy odnieśli spektakularny sukces, wcześniej nie przygotowując się na niego mentalnie. Nie przeczę, że sukces jest fajny, jednak ma dwie strony. Również tę ciemną.

Pytam o szybkość, ponieważ w Twojej działalności często przewija się sformułowanie wolmo. Możesz wyjaśnić, skąd się wzięło?

Wzięło się ono z serialu Kuce z Bronksu. Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, nie mogłem uwierzyć, że jest tak popularny. Pokazało mi go dwóch moich starszych kolegów, a nie ktoś 20 lat młodszy, dlatego pomyślałem, że coś tam może być.

To komiks rysowany na kolanie i celowo niedbale. Jednak, moim zdaniem zawiera kilka ważnych mądrości życiowych. Jedną z nich jest właśnie to, że nie trzeba żyć szybko. Że można wolmo (celowo pisane z błędem). Jak czegoś nie chcę, to wcale nie muszę – mogę wolmo, mogę wcale i też nic złego się nie stanie.

Wolmo znaczy lepiej?

Nie. Staram się tego nie wartościować. Ja po prostu robię po swojemu i o tym opowiadam. Nie krytykuję kogoś, kto robi inaczej. Ważne, by miał swoją drogę, która z czasem może się zmieniać.

Nie lubię narzucania: że każdy musi być coraz lepszy, że musisz być ciągle najlepszą wersją siebie. Moim zdaniem, ludzie mają tego powoli dość. Nasłuchali się przez 10 lat takiej narracji i są zmęczeni. Zasłużyliśmy na odpoczynek.

I w ten sposób dochodzimy do SlowBiz. Pierwsze spotkanie w jego ramach odbyło się 22 sierpnia w białostockie Famie. Czym jest ten projekt oraz jaki jest jego cel?

Tę nazwę tak naprawdę wymyślili ludzie, którzy obserwują mój biznes w sieci. SlowBiz oznacza biznes powoli – połączenie showbizu ze slow food. Chodzi w nim o to, by delektować się każdą chwilą, zamiast pędzić i pracować jak najwięcej. Zawsze podkreślałem, że u mnie jakiekolwiek pieniądze są efektem ubocznym dobrze wykonanej pracy, a nie celem samym w sobie.

Główne założenie SlowBiz to nie dać się presji ciągłego rozwoju osobistego. Konieczności bycia coraz lepszym. Bo wtedy nie mamy czasu dla siebie i cieszenia się tym, co już osiągnęliśmy. Taka satysfakcja i zadowolenie z chwili obecnej są ekstremalnie ważne. Tymczasem często się nam ją odbiera np. przez mowy motywacyjne, które wmawiają, że ciągle nie jesteśmy dostatecznie dobrzy.

Uważasz pierwsze spotkanie SlowBiz za udane?

Tak, bardzo. Przyszło ze 150 osób – ludzi z całej Polski i zza granicy, m.in. z Londynu. Nie ukrywam, że byłem zaskoczony tym, że wielu z nich pokonało setki kilometrów, by posłuchać tego, co chcę powiedzieć, bo to było pierwsze moje spotkanie poza branżą IT.

Wypowiadasz się krytycznie o rozwoju osobistym. To moda, która przywędrowała do nas głównie z USA. Często łączy się z modelem American dream, gdzie sukces mierzy się miarą majątku, kariery, produktywności. Ta moda spowodowała w ostatnich latach wysypów trenerów, coachów i mówców motywacyjnych, którzy zachęcają do ciągłych zmian na lepsze w pracy, w życiu. Myślisz, że przekaz typu Nie bądź sobą, tylko tym, kim trzeba jest dziś w Polsce, a nawet w Europie, społecznie szkodliwy?

Moim zdaniem takie stwierdzenie zawsze jest szkodliwe. Oznacza, że jesteśmy nie tacy. Że coś jest z nami nie tak. To bardzo często bzdura. Prawdziwe, świadome smakowanie życia zaczyna się od akceptacji – jestem tym, kim trzeba i jest mi dobrze. Wtedy wszelkie zmiany wynikają z motywacji pozytywnej, a nie ciągłego karcenia siebie.

W większość z nas od małego wpaja się poczucie winy. To nas niszczy psychicznie. Natomiast takie mowy motywacyjne często wygłaszane są osoby bez żadnych kompetencji. Opierają się tylko na anegdotycznych dowodach – na własnym przykładzie.
Ja również mówię o sobie, jednak z tą różnicą, że nikomu nic nie narzucam. W mojej narracji jest bardzo dużo ja, nie daję jednak na nic gwarancji. Nie wiem, czy mój sposób będzie dla kogoś najlepszy, bo… po prostu tego nie wiem.

Myślisz, że w obecnych czasach za dużo pracujemy?

Trudno mi się do tego ustosunkować. To zmienne u każdego z nas.
Warto to obserwować. Mówi się o work-life balance, którego celem ma być odseparowanie życia od pracy. Tymczasem to świetny biznes. Miliardy dolarów płyną na programy, szkolenia czy książki uczące work-life balance.

Nie ma czegoś takiego jak balans stały. Jest ewentualnie akt balansowania. Spotkałem się z fajną teorią, że warto sobie wyrobić jakiś rytm – reguły, których nie przekroczę. Np. ja zawsze zaprowadzę córkę do przedszkola do godziny 8.30. I co by się nie działo, rano jestem z córką. Choćby mi się biznes walił i zawsze się tego trzymam. Jedyny wyjątek, to gdy fizycznie nie ma mnie w mieście.

Podobno dzisiaj, żeby zrobić dobry biznes, wystarczy wziąć jakąś popularną naukową teorię, podważyć ją, powiedzieć ludziom, że to nieprawda, a potem liczyć kasę.

No tak, bezpiecznej nawet jest powiedzieć, że amerykańscy naukowcy coś udowodnili. Bo amerykańscy naukowcy wszystko udowodnili, w zależności od tego, kto płacił. Dlatego warto się zastanowić nad tym, co słyszymy.

Często mówię Think yourself and question authority (Myśl samodzielnie i kwestionuj autorytety – przyp. red.), bo nigdy nie wiesz, kto płaci tym autorytetom. W ten zbiór włączam także siebie, mówiąc Mnie również kwestionuj. Sam wiesz, co dla Ciebie najlepsze.

Na spotkaniu SlowBiz zacząłem się zastanawiać, czy Twoja praca to tak naprawdę nie motywowanie innych. W dużej mierze wyciągasz z piwnicy ludzi ze środowiska IT. Pokazujesz, że siedzenie po kilkanaście godzin przed monitorem to nie metoda na szczęście. Wielu z nich dzięki Tobie uwierzyło w siebie i swoją wartość. Postrzegałeś to kiedyś w taki sposób? Masz w związku z tym poczucie odpowiedzialności?

Poczucie odpowiedzialności jest bardzo duże. Dlatego wraz ze wzrostem popularności bardziej myślę nad tym, co mówię i zaznaczam, że to tylko moje obserwacje i moje życie. Nie muszą się sprawdzić u kogoś innego. Nie mówię, co ktoś ma robić, bo nie wiem.

Mówisz, że motywuję ludzi? Nie. To oni sami się motywują, patrząc na mój przekaz. Taki układ mi odpowiada. Czasami dostaję prośby od żon programistów: Weź nagraj wideo dla mojego męża i go zmotywuj. Odpowiadam wtedy, że nie jestem Ewą Chodakowską. Możemy pogadać, ale na pewno celem nie będzie motywacja. Ona musi być w nas, a nie zostać wpojona.

Jednak faktycznie jest tak, że ludzie wychodzą z przysłowiowych piwnic. Zaczynają nagrywać podcasty, wychodzić na scenę, prowadzić szkolenia. To rewelacyjne uczucie widzieć, że zapaliłem w kimś iskierkę. Teraz ze środowiska IT wychodzę do świata biznesu i może uda mi się powtórzyć to samo dla nowych osób.

Co jest potrzebne, by odważyć się wystąpić publicznie? Lub nagrać wideo i wypuścić je do sieci?

Pomaga w tym osoba, która mówi: Po prostu to zrób. Nawet trochę nas przymuszając. Ja tak trochę działałem z niektórymi osobami, ale efekty były zwykle pozytywne. Musimy zdawać sobie sprawę, że na początku niewiele rzeczy robimy dobrze. Mimo to bardzo zachęcam do oswojenia się z formatem wideo. Można wypuścić je tak, by nikt go nie obejrzał. Lub zrobili to tylko nasi znajomi i powiedzieli, co było ok, a co trzeba poprawić.

Na początku wszystko będzie słabe, ale grunt to się nie bać i po prostu zacząć. Lepsza jakość wymaga wysiłku i czasu.

Sprzedajesz kursy online. Myślisz, że są one przyszłością edukacji?

Myślę, że tak. Edukacja online, szczególnie w formacie wideo, rozrośnie się w przyszłości. Być może szybciej niż nam się wydaje. Kursy to teraźniejszość i przyszłość. Ten rynek na razie raczkuje, dlatego cieszę się, że mogę powoli i z powodzeniem wygrzebywać w tym obszarze swoją ciepłą norkę.

Wiem, że za dwa, pięć, dziesięć lat ten rynek w Polsce będzie coraz większy. Co będzie dalej? Na razie nawet na rynkach zachodnich trudno to stwierdzić, a kursy są tam powszechne i potrafią kosztować kosmiczne pieniądze. Moim zdaniem, kolejnym krokiem będą hologramy.

Mówiłeś, że wielu coachów czy mówców motywacyjnych nie ma kompetencji, by mówić innym jak mają żyć i sami to przyznają. Czy w takim razie uważasz, że kursy online oraz ich autorzy powinny podlegać weryfikacji?

Weryfikowanie? Nie, chociaż ja osobiście to bym weryfikował i cenzurował cały internet, nie tylko kursy.

Oj, byłoby trudno…

No tak, dlatego samych kursów bym nie weryfikował. Jeżeli już ktoś chce zapłacić kilkaset czy kilka tysięcy złotych, to jest przekonany o kompetencjach danej osoby.

Bardziej obawiam się darmowych materiałów, które udowadniają dosłownie wszystko, a potem wszystkie teorie znajdują potwierdzenie w internecie. Kursy dają ogromną możliwość zdobycia wiedzy od wybranego przez nas nauczyciela. Mamy informacje o tym, co tam będzie oraz rzetelne opinie osób, które przeszły te kursy. Wiemy, czy jest to dla nas wartościowe.

U mnie zawsze można dokonać zwrotu. Rzadko się to zdarza, ale jeśli kurs nie spełnił czyichś oczekiwań, to oddaję tej osobie pieniądze. Warto mieć świadomość, że w sprzedaży przewija się obecnie dużo marketingu i półprawd. Będzie ich coraz więcej. Wcześniej taki nachalny marketing był zarezerwowany dla firm i korporacji, a obecnie każdy z nas może go uprawiać.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Jak zarobić milion złotych w jeden dzień na kursie online? Wywiad z Maciejem Aniserowiczem ze SlowBiz - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna