Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakub Bobrowski. Wywiad z pomysłodawcą strony Choroszcz Miniona

Redakcja
Teraz Choroszcz jest małym, sennym miasteczkiem, na szczęście z wciąż żywą historią i olbrzymim potencjałem społecznym - mówi Jakub Bobrowski.
Teraz Choroszcz jest małym, sennym miasteczkiem, na szczęście z wciąż żywą historią i olbrzymim potencjałem społecznym - mówi Jakub Bobrowski. Anatol Chomicz
- Za każdym przedmiotem, budynkiem, osobą kryje się jakaś historia, która zawsze jest punktem wyjścia do zupełnie innej rzeczywistości - mówi Jakub Bobrowski, pomysłodawca strony Choroszcz Miniona na Facebooku.

- W internecie, na Facebooku, pokazujesz to, co już dawno przeminęło. Choroszcz, jaką niewielu już pamięta. Od czego się zaczęło?

- Od wystawy „Choroszcz Miniona”, którą miałem okazję organizować w 2003 roku. Udało mi się wtedy zebrać kilkaset fotografii dawnej Choroszczy, głównie od mieszkańców, sąsiadów, ale także od instytucji i parafii (w tym od Muzeum Wnętrz Pałacowych, Miejsko-Gminnego Centrum Kultury, spółdzielni mieszkaniowej, szkoły podstawowej). Fotografie eksponowano przez dwa miesiące w centrum kultury, później wszystkie zdjęcia oprawione w ramy trafiły na korytarze urzędu miasta. I tam wiszą do dzisiaj. Od tego czasu minęło kilkanaście lat, a ja cały czas miałem gdzieś w głowie pomysł, aby wykorzystać ten materiał do czegoś jeszcze. To co było kiedyś w Choroszczy, jest na tyle inne od tego, co mamy współcześnie, że rzeczywiście warto na to zwrócić uwagę. A korzystając z popularności portali społecznościowych w internecie można te zdjęcia udostępnić nieco szerzej.

- Żeby nie przepadły?

- Dokładnie. Ludzie się starzeją, odchodzą, a albumy rodzinne często lądują w koszu bądź piecu. Z dnia na dzień wspomnień zapisanych w formie obrazów jest coraz mniej, więc pomyślałem, aby spróbować to zachować.

- Jakie było pierwsze zdjęcie, które wrzuciłeś do internetu?

- Pierwsze były zdjęcia z przeprowadzki starej szkoły podstawowej do nowych budynków. Było to początek lat 70-tych XX wieku. Była to seria, rodzaj fotoreportażu wygrzebany z głębokiego archiwum szkoły podstawowej w 2003 roku. Pamiętam, że spędziłem tam całe popołudnie na przeglądaniu starych kronik. Na zdjęciach znalazły się ciekawe sytuacje: zdejmowanie portretów Gomułki i Cyrankiewicza. Później były następne zdjęcia, między innymi bardzo ciekawe fotografie jednej z najstarszych ulic w Choroszczy, obecnej ulicy Sienkiewicza.

- A kiedy wrzuciłeś pierwsze zdjęcie?

- Pod koniec listopada 2015 r. Pomysł szybko został zweryfikowany przez mieszkańców Choroszczy. W ciągu miesiąca liczba odsłon sięgnęła prawie 100 tysięcy. Jak na miasteczko liczące 5800 mieszkańców, to dość dużo.

Choroszcz mieszkańcom Podlasia kojarzy się głównie ze szpitalem lub końcowym przystankiem linii autobusowej 103. A przecież przede wszystkim jest to miejsce z niesamowitą historią, liczącą 500 lat. Sam szpital to zagospodarowane w latach 30. XX wieku budynki pofabryczne. Choroszcz to także piękna, letnia rezydencja Branickich odbudowana w latach 60. XX wieku, park pałacowy z najdłuższym, 400-metrowym kanałem krzyżowym z Polsce, piękny kościół, klasztor podominikański, cerkiew, cztery zabytkowe cmentarze wszystkich wyznań. To wszystko sprawia, że wędrując po tym miasteczku wszędzie napotyka się na ślady bogatej historii. Jest co pokazywać i czym się dzielić.

- Ty też jesteś z Choroszczy z urodzenia?

- Tak. Moja rodzina w Choroszczy lub w bliskiej okolicy miasta mieszka od ponad 200 lat. Takich rodzin jest co najmniej kilka. I jeśli przeszuka się archiwa domowe, można znaleźć prawdziwe perełki. Kilka dni po uruchomieniu strony czytelnicy zaczęli wydobywać z albumów przepiękne fotografie i inne materiały, które uzupełnione wspomnieniami stanowią żywą historię. Wypłynęły gazety wydawane przy okazji wyborów z lat 90. Miasto doczekało się także pokaźnych opracowań naukowych. Po skatalogowaniu tych zasobów jest pomysł na powstanie lokalnego, choroszczańskiego repozytorium (miejsce uporządkowanego przechowywania dokumentów, z których wszystkie przeznaczone są do udostępniania - przyp. red.) dokumentów związanych z miastem. Celem tej pracy jest zachowanie tych materiałów dla przyszłych pokoleń. Chodzi też o to, żeby znaleźć coś, co zbuduje pewną społeczność. Aktywność społeczna pozwala wyzwolić to, co jest w ludziach najlepsze - umiejętność budowania lepszego świata.

- Kiedy ludzie zaczęli się do ciebie odzywać i mówić, że to fajna inicjatywa?

- Właściwie od samego początku. Pierwsze 500 osób zarejestrowało się w ciągu tygodnia. Po dwóch dniach otrzymałem też pierwsze fotografie, które czytelnicy postanowili wyciągnąć z albumów.

- A fizycznie, do ręki dostałeś coś od starszych mieszkańców?

- Tak jak wspomniałem, przy okazji tworzenia wystawy w 2003 roku zebrałem około kilkuset fotografii. Wszystkie posiadały formę papierową, później zostały zeskanowane, i zapisane cyfrowo w formacie pozwalającym na ich dalsze przetwarzanie. Teraz też fotografie trafiają do mnie w tradycyjnej formie. Rodzinna dokumentacja, albumy, pamiątki - to wszystko nadal funkcjonuje. W niektórych domach jest traktowane z namaszczeniem, w innych - jako przedmioty które najlepiej czują się na dnie przepastnej szafy. Tu wiele zależy od posiadaczy. Widać, że niektóre rodziny pielęgnują pamięć o przodkach i czasach minionych. Wiedzą, kto jest na zdjęciach, są w stanie ustalić pewne rzeczy - tą wiedzę przekazuje się z pokolenia na pokolenie.

- Takie stare zdjęcia wywołują pewnie sporo emocji u ich posiadaczy?

- Wystarczy przejrzeć Choroszcz Minioną na Facebooku. Najbardziej cieszą mnie sytuacje, w których pod opublikowaną fotografią dostaję komentarz. Pisze na przykład pani, która w tej chwili mieszka zagranicą. Pamiętam jak ucieszyła się, kiedy na jednej z fotografii rozpoznała swoją, od wielu lat już nieżyjącą, mamę. Fotografia pochodzi z okresu międzywojennego, kiedy portretowana osoba była jeszcze młodą dziewczyną. Wracają wspomnienia. Ich lawinę wywołało też niepozorne zdjęcie ośnieżonej górki, na której ludzie zjeżdżają na sankach. Ktoś sobie przypomniał o bliźnie, jaką zrobił pod okiem, kiedy zjeżdżał dokładnie z tej górki! Odbiór jest niezwykle emocjonalny, podobny do tego który towarzyszy ludziom odkrywającym tajemnicę. Biorą do ręki coś, czego nie spodziewali się zobaczyć, a to im się przyjemnie kojarzy. Odbiór społeczny jest bardzo pozytywny. Osoby, które mnie znają, zaczepiają mnie na ulicy i mówią, że to świetny pomysł i cieszą się że taka strona powstała.

- Z jakich lat masz zdjęcia?

- Im bliższe nam czasy, tym zdjęć jest więcej. Znaczną grupę stanowią fotografie z lat 60., 70. Ale dużo jest też zdjęć międzywojennych. Zdarzają się też materiały z poczatków XX wieku. To były np. serie pocztówek wydane przez firmę z Moskwy, na zlecenie rodziny Moes’ów, która w XIX i na początku XX wieku była właścicielem choroszczańskiej fabryki. Był taki trend, by uwieczniać takie rzeczy i powstało wtedy przeszło 20. pocztówek tematycznych. To ciekawe świadectwo tego, jak miasto się zmieniało. Teraz Choroszcz jest małym, sennym miasteczkiem - na szczęście z wciąż żywą historią i olbrzymim potencjałem społecznym. Myślę, że trochę niewykorzystanym. Stąd w moim projekcie chodzi też o to, żeby zachęcić ludzi do wspólnego działania. Mam też wsparcie, o którym nie wypada nie wspomnieć. Jest kilka osób, z którymi świetnie mi się pracuje, są aktywnymi komentatorami udostępniają zdjęcia. To panowie: Jarosław Budźko, Wojciech Fugiel i Michał Wójcik. Tworzy się interesująca społeczność i cieszę, że odbywa się to w sposób naturalny. Sporo zostało do odkrycia. Nadal bezowocnie szukam fotografii choroszczańskiej bożnicy żydowskiej, oraz zdjęć choroszczańskich młynów, których było kilka.

- Odkrywając to, co jest na zdjęciach można się poczuć jak przy układaniu historycznych puzzli.

- Dokładnie. Za każdym przedmiotem, budynkiem, osobą kryje się jakaś historia która zawsze jest punktem wyjścia do zupełnie innej rzeczywistości. Powstaje duże archiwum ciekawych materiałów, których do tej pory nie było. Chcę się tym wszystkim podzielić z innymi. I zobaczyć, jakie to wywoła wspomnienia. Bez nich zdjęcia pozostaną obrazkami pokazującymi dawne czasy, pozbawionymi jednak dość istotnego elementu - ludzkich emocji. Póki jest więc okazja do tego, żeby się o coś dopytać, usłyszeć opowieści, to trzeba to zrobić. Archiwa rodzinne to przebogata kopalnia wiedzy, a dzięki Choroszczy Minionej mają w końcu szansę być pokazane. I wywołać sentyment, wspomnienia i pozytywne uczucia. Nie trzeba szukać daleko. Jak mawiał Marcel Proust: „prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na poszukiwaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna