Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan - orzeł prezesa

Konrad Kruszewski [email protected]
Choć go nikt o to nie prosił, wstąpił w 1982 roku do "prącia", czyli PRON-u, który miał odrodzić w Polsce wojskową wersję socjalizmu. Jak zatem widać, Jan Tomaszewski wykluł się z jaja jako pisklę orła i swojego orłowstwa nie może się pozbyć do dzisiaj. Był orłem Górskiego, potem orłem Jaruzelskiego, teraz jest orłem Kaczyńskiego. Występuje w jego drużynie i realizuje taktykę prezesa. Czyli stoi na bramie.

Premier Kaczyński do złudzenia przypomina mi świętej pamięci pana Kazimierza Górskiego. Teraz jestem jednym z jego orłów. Chciałbym, żeby wszyscy byli jego orłami i żebyśmy wszyscy po prostu spełniali i realizowali taktykę trenera Jarosława Kaczyńskiego - od takiego cytatu dziś zaczynam felieton. Jest to cytat świadczący o tym, że mówiący te słowa, owszem, ma rozum, ale też już świętej pamięci. I taki ktoś miałby być konsultantem SB?

Mowa o Janie Tomaszewskim, byłym bramkarzu, którego rozum zawsze wywoływał we mnie podziw dla jego możliwości. A są one, o czym świadczy początkowy cytat, nieograniczone. Jak "manualne właściwości nogi" (to też jest cytat z pana Jana). Nie ogranicza tych możliwości ani zdrowy rozsądek, ani inteligencja, ani tym bardziej zdobyta wiedza, o której sam pan bramkarz mówi, że odczuwa jej niedosyt. I właśnie o nim "Newsweek" napisał, że miał współpracować z peerelowską SB w charakterze konsultanta.

Przepraszam bardzo, a co niby służba bezpieczeństwa miałaby z nim konsultować? Jak mocno napompować piłkę? W końcu komunistyczna tajna policja nie składała się aż z takich głupków, żeby mieli oni zasięgać konsultacji u Jana Tomaszewskiego. Jeżeli powoływała kogoś na konsultanta, to zakładała, że przynajmniej posiada on jakąś przydatną dla służb wiedzę. Całe życie Jana Tomaszewskiego świadczy jednak o tym, że żadnej przydatnej wiedzy on nie posiada i nie posiadał. Dlatego jestem święcie przekonany, że Jan Tomaszewski mówi prawdę, kiedy twierdzi, że nigdy z peerelowską tajną policją jako konsultant nie współpracował.

W jej aktach musi występować jakiś inny Jan o nazwisku Tomaszewski. Tym bardziej, że ten występujący w aktach tajniaków Tomaszewski jest tytułowany stopniem naukowym magistra. A bramkarz Jan uczelnie omijał szerokim łukiem i do tytułu magistra się nie przyznaje, słusznie przypuszczając, że takiego tytułu nie nadają po zdaniu egzaminu maturalnego. Bramkarz Jan sam to przyznaje, że służba tajna nie kontaktowała się z nim, tylko z magistrem Tomaszewskim. Tak, że on w żadnym wypadku nie mógł być konsultantem SB.

Tomaszewski inaczej popierał reżim Jaruzelskiego i stan wojenny. Choć go nikt o to nie prosił, wstąpił w 1982 roku do "proncia", czyli PRON-u - Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, który miał odrodzić w Polsce wojskową wersję socjalizmu. Jak zatem widać, Jan Tomaszewski wykluł się z jaja jako pisklę orła i swojego orłowstwa nie może się pozbyć do dzisiaj. Był orłem Górskiego, potem orłem Jaruzelskiego, teraz jest orłem Kaczyńskiego. Występuje w jego drużynie i realizuje taktykę prezesa.

Czyli stoi na bramie.

Niestety, na tej drużynie orłów prezesa cieniem kładzie się wypowiedź pani profesor Jadwigi Staniszkis, która te orły nazywa miernotami: - Mam nadzieję, że Kaczyński wykorzysta swój instynkt polityczny, który go najczęściej nie zawodził i rozpocznie dyskusję, nie da się dłużej manipulować przez miernoty i aparat, któremu nie zależy na wygrywaniu - powiedziała pani profesor i zaraz wyjaśniła, kogo do tych miernot zalicza: - Lipiński, Błaszczak, Kuchciński, Jasiński tworzą kordon ochronny wokół Kaczyńskiego. To ludzie, którzy nie chcą wygranej, bo wolą synekury.

Jadwiga Staniszkis jest jednym z najważniejszych ekspertów PiS-u, więc powinna wiedzieć, o czym (albo raczej o kim) mówi. Choć z drugiej strony może się mylić. Świadczą o tym statystyki. Pani medialna ekspert już 6 razy pod rząd (przesadzam, ale tylko trochę) przepowiedziała zwycięstwo PiS-u. I okazało się, że miała chyba jednak na myśli PO.

Swoje przemyślenia profesor ujawniła w związku z propozycją Zbigniewa Ziobry. Propozycję tę europoseł zgłosił w liście do Jarosława Kaczyńskiego, który to list mogli przeczytać wszyscy na świecie z wyjątkiem adresata, gdyż Ziobro zapomniał go do niego wysłać. W tym liście zaproponował on prezesowi, żeby prezes razem z nim wyszedł naprzeciw nadziei (cyt. "- Prawo i Sprawiedliwość jest nie tylko naszą wspólną partią. Jest przede wszystkim nadzieją milionów Polaków, którzy pragną zmian. Apeluję do Pana, abyśmy razem wyszli naprzeciw tej nadziei).

Propozycja, żeby Jarosław Kaczyński, wódz, który zawsze kroczył na czele, a za nim podfruwało stado orłów, wyszedł teraz razem, ramię w ramię, jak równy z równym naprzeciw nadziei z Ziobrą, jeszcze nieopierzonym pisklakiem, jest tak poniżająca, że trzeba w ogóle nie mieć instynktu politycznego, żeby się na nią zgodzić. Żadna nadzieja nie jest w stanie tego przetrzymać. Gdyby prezes Kaczyński posłuchał pani Staniszkis, usunął miernoty i stanął ramię w ramię z Ziobrą, to z kim by tak naprawdę został? Kto dałby mu legitymację do sprawowania w partii władzy? Ziobro z Kurskim? Śmiechu warte. Niestety, pani profesor albo nie wie o czym pisze, albo cynicznie proponuje, aby Kaczyński sam sobie zawiązał stryczek na szyi, na którym Ziobro go powiesi.

Jeszcze tego brakowało, żeby Jarosław dał się powiesić. Prędzej już wyrzuci Ziobrę. Za bramę. A na bramie stoi Janek T. Orzeł. Górskiego, Jaruzelskiego, Kaczyńskiego. Sprawdzony. Nie wpuści!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna