Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janek Kita. Bez rąk i nóg też można kochać

Urszula Ludwiczak [email protected]
Janek na co dzień jest bardzo samodzielny, ale bywają sytuacje, gdy potrzebuje pomocy innych. Nie do pokonania są np. schody.
Janek na co dzień jest bardzo samodzielny, ale bywają sytuacje, gdy potrzebuje pomocy innych. Nie do pokonania są np. schody.
Kiedy 30 lat temu Janek Kita przyszedł na świat, jego rodzice byli w szoku. Nic nie zapowiadało, że urodzi się niepełnosprawny syn, bez rąk i nóg.

Do końca nie wiadomo, z czego wynikła ta moja wrodzona niepełnosprawność - mówi dzisiaj Janek Kita. - Są tylko przypuszczenia, że mógł na to mieć wpływ fakt, że moje starsze rodzeństwo, jak mama była w ciąży, chorowało na różyczkę. A może to efekt tego, że mama pracowała w szwalni przy klejach? W tamtych czasach nie było diagnostyki tak zaawansowanej, jak teraz i nikt nie spodziewał się, że urodzę się właśnie taki.

To był szok, ale rodzice Janka musieli sobie szybko z tym poradzić. I nauczyć syna normalnego życia. Nie narzekali.

- Wiem tylko, że chcieli mieć czwarte dziecko, ale po moich narodzinach z tych planów zrezygnowali - opowiada Janek, mieszkaniec wsi Piliki koło Bielska Podlaskiego.

Nawet bił się z kolegami

Rodzina Janka pochodzi z Myszkowa koło Częstochowy i właśnie tam chłopiec się urodził. Jak mówi, jego dzieciństwo różniło się od innych tylko tym, że raz w roku musiał jeździć do Poznania po nowe protezy i na rehabilitację.

To dzięki protezom mógł w miarę normalnie uczestniczyć we wszystkich podwórkowych zabawach, a nawet - tak jak i inni chłopcy - musiał parę razy pobić się z kolegami.

- Koledzy nigdy nie dawali mi odczuć, że jestem inny - wspomina. - Dopiero gdy miałem jakieś 13 lat, sam zacząłem zauważać, że nie jestem taki sprawny jak inne dzieci, że nie daję rady grać z nimi w piłkę jak równy z równym. Złapałem doła, przestałem wychodzić z domu. Ale moi kumple nie dali mi się załamać. Przychodzili do mnie do domu i wyciągali na miasto. Mówili, że mogę patrzeć jak grają, jeśli nie mogę sam grać.

Podstawówkę kończył w domu. Ale nauczanie indywidualne nie przynosiło mu satysfakcji.
- Chciałem iść normalnie do ogólniaka, ale okazało się, że to niemożliwe, bo przy takiej szkole dalej miałbym nauczanie w domu. Jedyną możliwością była nauka w liceum ekonomicznym w Konstancinie.
Janek nie wahał się długo. Wyjechał z domu, zamieszkał w internacie.

- To była taka szkoła życia - wspomina. - Do placówki, która była integracyjna, przyjmowano tylko te osoby, które potrafiły o siebie same zadbać, nie było tam asystentów czy pielęgniarek na zawołanie. Pielęgniarka była jedna na wszystkich. Uczono nas tam samodzielności.

Janek do dziś pamięta słowa swojej nauczycielki, która sama niepełnosprawna, mówiła swoim uczniom, że muszą być dwa-trzy lepsi niż zdrowi ludzie.

- Żałuję dzisiaj tylko tego, że nie podszedłem do matury - przyznaje mężczyzna. - Jakoś tak wyszło, może trochę z mojego lenistwa. Mam zawód technika ekonomisty, ale zawsze marzyłem o informatyce. Na szczęście teraz towarzyszy mi w życiu.

Po liceum Janek wrócił do domu i jak mówi, żył z rentą. Jego życie zmieniło się w 2006 roku. Pojechał wtedy do Konstancina, na kurs technika komputerowego. Tam poznał miłość swego życia, niepełnosprawną dziewczynę z okolic Bielska Podlaskiego.

- Nie miałem wątpliwości, że to miłość na całe życie. Przeprowadziłem się do niej, kilkaset kilometrów od domu rodzinnego, do wioski Piliki pod Bielskiem Podlaskim - opowiada Janek.
Zaczął być bardziej aktywny. Musiał poszukać pracy, aby dorobić do renty.

- Trochę pracowałem jako telemarketer, potem założyłem sklep internetowy komputerowy, ale po dwóch latach, choć bardzo lubiłem to robić, musiałem zamknąć działalność. Nie przynosiła mi zysków, a mogłem stracić rentę - wyjaśnia.

Teraz Janek działa w pomagającym niepełnosprawnym w znalezieniu pracy Centrum Integracji Społecznej i Spółdzielni Socjalnej "Integracja" w Bielsku Podlaskim.

Bez protez jestem normalny

W wieku 16 lat Janek zrezygnował z protez.

- Miałem wcześniej protezy rąk i nóg, ale w nich byłem bardziej niepełnosprawny, niż bez nich - tłumaczy. - Nic nie mogłem przy sobie zrobić. Np. bez protezy samodzielnie korzystałem z łazienki, z protezami musiałem prosić o pomoc. Zrozumiałem, że to bez nich jestem normalny, mimo że były osoby, które usiłowały mi wmówić, że będę bez nich wyglądać jak kosmita. Ale gdy bez nich pojawiałem się w mieście, nikt na mnie nie patrzył jak na UFO.

Janek ma częściowo wykształcone kończyny, przy ich pomocy jest w stanie zrobić przy sobie wszystko. Sam się myje, ubiera, je, może też chodzić po mieszkaniu. Jest sprawny manualnie na tyle, że potrafi naprawić komputer, a nawet... wyszywać. Parę lat temu zdobył trzy medale w pływaniu na mistrzostwach Polski.

- Nie potrzebuje pomocy przy codziennych czynnościach. Nawet się tego nigdy specjalnie nie uczyłem, to było dla mnie naturalne, że muszę to robić. Taki się urodziłem i to wychodziło samo, tak jak różnych czynności uczy się osoba zdrowa. Ja nie czuję się pod tym względem jak osoba niepełnosprawna - mówi. - Na początku rodzice próbowali mi pomagać, ale jak zauważyli, że mogę robić wiele rzeczy sam, bardzo nalegali, abym to dalej robił.

Przy poruszaniu się na co dzień Janek korzysta z wózka. Prowadzi go samodzielnie, choć jest dość ciężki i sfatygowany. - Był wypasiony w 1999 roku, ale po czternastu latach użytkowania trochę się już zużył. Na razie wystarcza.

Staram się jakoś znaleźć fundusze na nowy, ale to koszt 8 tys. zł. Za 5 tys. euro mógłbym mieć super lekki, zrobiony z włókien węglowych wózek. Ale to poza moim zasięgiem.
Janek o nic nie prosi i cieszy się z tego, co ma. Na dłuższe trasy jeździ czterokołowym skuterkiem elektrycznym. - Jeżdżę po drodze, kierowcy nie trąbią. Jest OK - śmieje się.

W Pilikach i Bielsku Podlaskim ma wielu przyjaciół. Świetnie się odnalazł w nowym miejscu. Nie unika ludzi.

- Czasem są niepewne sytuacje, np. spotkałem osoby, które zastanawiały się, jak mają się ze mną witać. W końcu stanęło na tym, że dają mi żółwika - mówi z uśmiechem.

Nie jestem sam

- Do niedawna myślałem, że osób z taką niepełnosprawnością jak moja jest bardzo mało - opowiada Janek. - Kilka tygodni temu dowiedziałem się, że jest taki człowiek, australijczyk Nick Vujicic, który urodził się bez rąk i nóg, ale jeździ po świecie, jest kaznodzieją porywającym tłumy. Jest bardzo charyzmatyczny, ja tej charyzmy chyba w sobie nie mam.

Ale gdy kilka dni temu został poproszony o spotkanie z białostocką młodzieżą, nie wahał się zbyt długo, choć był to jego pierwszy publiczny występ.

- Już dawno temu przestałem się zastanawiać, dlaczego mnie to spotkało, bo to nie ma sensu, nie ma odpowiedzi. Wiem, że każdy ma swoją drogę do przejścia - mówi Janek. - Może ja mam pokazywać swoim przykładem, że każdy z nas jest pełnowartościowym człowiekiem? Staram się nigdy nie narzekać, tylko żyć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna