Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janów. Dyskoteka Panderoza ożywa dwa razy w roku i przyciąga tłumy

Ewa Bochenko
W końcówce lat 90-tych do Panderozy przyjeżdżały tysiące ludzi nie tylko z całego województwa, ale i innych zakątków Polski
W końcówce lat 90-tych do Panderozy przyjeżdżały tysiące ludzi nie tylko z całego województwa, ale i innych zakątków Polski Ewa Bochenko
25 lat temu, w Janowie niedaleko Korycina, powstała pierwsza prywatna dyskoteka w Polsce. Na tamte czasy to było jedyne takie miejsce w kraju. To tu swoje kariery zaczynało wiele zespołów disco polo. Dziś to miejsce-legenda.

Zagrać koncert w Panderozie, to było jak występ na festiwalu w Opolu, być albo nie być dla zespołu disco polo - podkreśla Marcin Miller, lider zespołu Boys. - Na tamte czasy to było jedyne takie miejsce w kraju. Duży klub ze sceną, profesjonalnym nagłośnieniem, nowoczesnym wystrojem - wspomina Zenek Martyniuk z zespołu Akcent.

Impreza w klubie i na parkingu

Słynną dyskotekę otworzył wspólnie z braćmi Suszyckimi Leszek Skibicki. Szybko stał się jedynym jej właścicielem.

- Wszystko zaczęło się od zabaw w starej pieczarkarni w Janowie. Nie kręcił się jednak ten interes. Dodatkowe problemy z sąsiadami zainspirowały nas do stworzenia nowego klubu. Oddalonego od zabudowań osady- wspomina Leszek Skibicki .

Biznes najpierw rozkręcał z Mirkiem Suszyckim, dołączył do nich jego brat Jerzy, wnosząc spory kapitał. Wspólnicy kupili od gminy teren pół km za Janowem, przy trasie do Korycina. Nazwę zaczerpnęli z filmu „Bonanza”, od rancza, które nazywało się „Panderossa”, spolszczyli ją i tak urodziła się „Panderoza”.

W ciągu dwóch miesięcy wspólnicy wybudowali budynek , który mógł pomieścić 3 tysiące ludzi. Okazało się, że zainteresowanie dyskoteką było tak duże, że miejsca było za mało. Nie przeszkadzało to jednak specjalnie gościom klubu. Niezależnie od pory roku impreza kręciła się też na parkingu.

Czasy największej popularności klubu przypadają na lata 1991- 2001, wtedy bawiła się tam młodzież z całego województwa i z Polski, a 2 parkingi zastawione były ładami i polonezami.

- Pamiętam pierwszy wyjazd do Panderozy - wspomina Tomasz Bednarowski z Braniewa. - Miałem wtedy 18 lat, znaleźć się tam to było marzenie wielu młodych ludzi. Mnie zabrał brat z kolegami. Pojechaliśmy do kuzynki na tydzień i w tym czasie 5 razy byliśmy na dyskotece. Wrażenia niezapomniane. Nigdy później w żadnym klubie nie czułem tej atmosfery, co w Panderozie

W pierwszych latach działania klubu, zabawy w wakacje odbywały się 3 razy w tygodniu: w czwartki, w soboty i w niedzielę.

- Truskawki zbieraliśmy, żeby mieć pieniądze na wejściówki. - śmieje się Zbigniew Lengiewicz z Aulakowszczyny. Dyskoteki w Panderozie było wtedy dla wszystkich z okolicy jedyną i najlepszą rozrywką i miejscem pracy dla wielu ludzi: w 3 barach, w kasach czy w ochronie. Zbigniew był ochroniarzem. - Różnie się o tym miejscu mówiło, ale prawda jest taka, że obrywali tylko ci, którzy szukali guza - śmieje się.

- To było cale nasze życie. Funkcjonowało się od soboty do soboty - przypomina dawne czasy bywalczyni dyskoteki, Agnieszka Szczuka. - Cały tydzień zbierało się pieniądze na wejściówkę, już w niedziele kombinowało się transport.

Od piątku dziewczyny zastanawiały się w co się ubrać i już o niczym innym niż o sobotniej zabawie się nie myślało. Mnóstwo ludzi, w środku, na parkingach. Atmosfera tam była taka, że autokary dowożące młodzież dosłownie pękały w szwach. A im lepszy był zespół, tym tłum był większy.

- Dla wielu to było miejscem pierwszych razów: pierwsza miłość, papieros, czy kubeczek taniego wina polskiej produkcji. Mimo, że różne dziwne historie straszyły dorosłych, np. o bójkach z siekierami w roli głównej, rodzice pozwalali swoim dzieciom się tam bawić - kończy dziewczyna.

Panderoza umiejscowiona była z dala od zabudowań, a odgłos basów niósł się nawet kilka kilometrów. Ale co ciekawe, to nie muzyka była przyczyną sporadycznych zgrzytów.

- Był taki moment, gdy ówczesny wikariusz z Janowa bardzo ubolewał nad istnieniem dyskoteki - wspomina Skibicki.

Ksiądz był zagorzałym przeciwnikiem klubu. Raz nawet z ambony nazwał go „świątynią diabła i rozpusty”. - Rozmawiałem wtedy po tej mszy z księdzem, ale nie dał się przekonać do moich racji. To był taki typ człowieka, który uważał, że młodzież powinna codziennie wieczorem być w kościele i nie mieć żadnych rozrywek. Przypominam sobie, że nawet kiedyś zorganizował drogę krzyżową pod budynkiem dyskoteki - zaznacza właściciel klubu.

Klub stał się legendą

Oprócz dawania rozrywki i zarobków dla kilkudziesięciu osób, Panderoza pomogła zaistnieć wielu zespołom disco polo.

- Na początku grały u nas zespoły warszawskie np. Maxim. Po jakimś czasie pomyśleliśmy, że warto zacząć promować te z Podlasia. I tak na naszej scenie grały wszystkie grupy liczące się później na rynku muzyki disco polo. Jeżeli jakiś zaproszony zespół nam się spodobał, zapraszaliśmy go częściej - podkreśla Skibicki. Właściciele dyskoteki byli rodzajem wyroczni. - To od nas zależało kto z mało znanych zespołów mógł zrobić karierę. Nie bez znaczenia był fakt, że Mirek Suszycki miał już wtedy wytwórnie fonograficzną.

- Trudno powiedzieć, czy gdyby nie pojawiła się Panderoza, byłbym teraz tym kim jestem. My działaliśmy już od 1989 roku, ale prawda jest taka, że dopiero janowskie zabawy dodały pędu naszej karierze. Nawet Marek Sierocki prowadził tam raz dyskotekę z relacją w programie 1 TVP - komentuje Zenek Martyniuk.

Klub rozpoznawalność i legendę w kraju zawdzięcza komedii Jacka Bromskiego „U Pana Boga za piecem.”

- To był 1997 rok. Reżyser zadzwonił do nas z pytaniem, czy w naszym klubie można by było nagrać sceny do filmu - wspomina Skibicki. - Na początku zastanawialiśmy się, czy się zgodzić, czy dyskoteka będzie pokazana w dobrym świetle. Ale przeczytaliśmy scenariusz i się zgodziliśmy. Zdjęcia do filmu trwały cztery dni, choć muszę przyznać, że ten obraz nie do końca oddawał klimatu imprez, jakie się tu odbywały, był nieco przerysowany. Mimo wszystko udział w tej produkcji to była dobra decyzja.

Dziś kultowy klub na co dzień jest zamknięty, jego sława nieco przygasła. A w jego pomieszczeniach powstała tłocznia soków. Mimo to wciąż odbywają się tu większe imprezy przyciągające tłumy. Stare czasy przypomnieć sobie można dwa razy do roku: w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia i w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych. Wtedy klub znów ożywa. Brakuje miejsc parkingowych i miejsca na parkiecie.

- Panderoza przygasła z kilku powodów. Gdy powstawała, młodzież nie miała alternatywy. Teraz ma mnóstwo klubów do wyboru, w Białymstoku na każdej ulicy można jakiś znaleźć. Naszym śladem zaczęły też powstawać wielkopowierzchniowe dyskoteki. Jedna z nich, z bardziej nowoczesnym wystrojem niż Panderoza, mieści się w Jaświłach. Dwa kluby w tej samej okolicy, to o jeden za dużo - kończy Skibicki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna