Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarek Kazberuk: A nad głowami nam ryby latały

Magdalena Kleban
– Wolałem ten rejs niż luksusowe wczasy na Madagaskarze – mówi Kazberuk
– Wolałem ten rejs niż luksusowe wczasy na Madagaskarze – mówi Kazberuk
Jarek Kazberuk, rajdowiec z Białegostoku, który od lat bierze udział w rajdzie Dakar, połknął kolejnego bakcyla. Żeglował po Morzu Karaibskim na jednym z największych i najszybszych katamaranów świata. Teraz tym katamaranem dookoła świata popłynie Roman Paszke.

Czy od ryzyka i adrenaliny można się uzależnić? Jarek Kazberuk nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Właśnie wrócił z kolejnego wyścigu. Ale uwaga - tym razem stały ląd i piachy rajdu Dakar porzucił dla pięknych Wysp Karaibskich. I katamaranu. Najszybszego na świecie.

Na wyspach życie towarzyskie zaczyna się nocą. Idealnie więc się złożyło, że właśnie wtedy, na kilka godzin przed rozpoczęciem startów na Gwadelupie wylądowała część załogi Gemini 3 - katamaranu dowodzonego przez kapitana Romana Paszke. Zdążyli dosłownie w ostatniej chwili, ale biorąc pod uwagę szalejące wówczas pyły wulkaniczne znad Islandii (Jarek Kazberuk wyleciał pierwszego dnia, kiedy przestrzeń powietrzna nad tą częścią Europy została ponownie otwarta), a później i problemy z wylotem na Karaiby z powodu alarmu bombowego w Paryżu - i tak mieli sporo szczęścia, że w ogóle udało im się dotrzeć na miejsce. Jakby na przekór okazało się, że trudne początki były jedynie dobrą wróżbą na przyszłość.

- Dotarliśmy na miejsce już tak późno, że kompletnie nie było sensu iść spać. Tak więc niemal z biegu, wzmocnieni jedynie dobrym karaibskim rumem, wzięliśmy udział w wyścigu z Gwadelupy do Antiguy. O wyniku zdecydował ostatni zwrot, ostatni "zakręt", jaki wzięliśmy - śmieje się białostoczanin. - I wygraliśmy!

W ciągu sześciu dni regat wygrali jeszcze wyścig dookoła Antiguy, a w klasyfikacji generalnej okazali się najlepsi spośród 130 jednostek pływających (w tym pięciu katamaranów), biorących udział w tym przedsięwzięciu.

Tak musi wyglądać raj
Wybrzeża Antiguy są idealnym miejscem na żeglowanie i ściganie się po morskich toniach. Kuszą stałymi wiatrami i wieloma portami do odkrycia, z których część pamięta jeszcze czasy handlu niewolnikami i statków pirackich buszujących po wodach tego akwenu.

Polska załoga mogła przekonać się o tym już pierwszego dnia po wypłynięciu z portu.

- Urok pływania katamaranem polega na tym, że choć trzeba się dużo mocniej napracować nad zwrotami, to później jest więcej czasu niż w żaglówce na obserwowanie tego, co jest wokół - opowiada Jarosław Kazberuk. - A było co oglądać! Mijaliśmy po drodze wieloryby, delfiny, niemal nad głowami przelatywały nam latające ryby, część z nich zresztą utknęła na siatce łączącej dwa kadłuby. Na szczęście wszystkie udało nam się pozbierać i powrzucać z powrotem do wody.

Okolice Antiguy to też miejsce, gdzie spotkać można rekiny.

- Lepiej zrobić wszystko, by nie dopuścić do tego, żeby łódka się przewróciła - śmieje się Kazberuk. - Nam się udało, korzystając z dnia wolnego, wybrać się na nocne połowy rekina. I jednego złowiliśmy!
Białostoczanin nie ukrywa, że cała wyprawa była dla niego wspaniałą przygodą, czasami wyczerpującą, ciężką, ale mimo wszystko eskapadą, która przekonała go do żeglarskiego ścigania się. Razem ze swoim partnerem z R-SIXTEAM, kierowcą rajdowym Robertem Szustkowskim, pojechał tam w ramach nagrody za dobre wyniki w czasie tegorocznego rajdu Dakar.

- Mogliśmy wybrać luksusowe wczasy na Madagaskarze, Seszelach, ale kiedy pojawiła się ta żeglarska możliwość, nie zastanawiałem się ani chwili. Zdecydowałem za siebie i Roberta. Jesteśmy zawodnikami sportowymi i każda rywalizacja nas kręci - mówi białostoczanin. - I tak się szczęśliwie złożyło, że nasz główny sponsor współfinansuje i Romana Paszke.

Ale dla kapitana Paszke i jego katamaranu Gemini 3 udział w tym wyścigu był jeszcze jednym sprawdzianem przed najważniejszym wyzwaniem jego życia - już wkrótce planuje samotnie opłynąć na nim świat. To jedna z najszybszych, jeśli nie najszybsza jednostka tego typu na świecie. Wystarczy wspomnieć, że tuż przed startem w Antiguy w rekordowo krótkim czasie pokonała Atlantyk. Trasa z miejscowości Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich do Rodney Bay na wyspie St. Lucia trwała 8 dni, 23 godzin, 27 minut i 18 sekund. Nikt wcześniej nie zrobił tego szybciej.

Harówa i strach. Mimo wszystko
Niech nikogo jednak nie zmylą zachwyty naszego bohatera. Taki wyścig i to na tym katamaranie (waga: 10 ton, długość: 28 m, szerokość: 14 m, pow. żagli: 600 mkw.) to czasami ekstremalne przeżycia. Jednak Jarek Kazberuk, wiedząc, że będzie płynął na Gemini 3 pod dowództwem Romana Paszke, właśnie tego się spodziewał.

- Nasza przygoda rozpoczęła się tak naprawdę rok wcześniej, od próby bicia rekordu prędkości pokonania trasy od Świnoujścia do Gdyni. Udało nam się. Okazało się też wówczas, że sprawdziliśmy się jako załoga. To jest zwyczajnie bardzo ciężka praca fizyczna, ale w końcu po treningu do Dakaru jesteśmy jak mało którzy sportowcy przygotowani, żeby tymi kołowrotkami kręcić przez kilkanaście godzin non stop - przyznaje.

Prawdziwy test odporności załogi przyszedł piątego dnia zawodów - rozerwał się im główny grot, czyli główny żagiel Gemini 3. "Drobiazg" ma powierzchnię zbliżoną do wszystkich żagli Daru Młodzieży razem wziętych! I te setki metrów kwadratowych superwytrzymałego płótna... rozerwały się na pół.

- Tego huku, jaki usłyszeliśmy, nie da się z niczym porównać. Miałem wrażenie, że obok wybuchł granat, albo że nasza łódka rozpada się na strzępy... - wspomina Jarek Kazberuk. - Mało brakowało, a byśmy zostali tylko na jednym pływaku (kadłubie), ale na szczęście wtedy po raz kolejny Roman Paszke pokazał, jak wybitnym jest fachowcem. Stanęliśmy więc na dwóch pływakach i przypłynęliśmy w połowie stawki.

Ale to oznaczało dla nich koniec wyścigu. Samo ściąganie żagla trwało sześć godzin, na szczęście jednak na miejscu istniała możliwość jego naprawy - za, bagatela, 3 tys. euro! Koszt ten wzięła na siebie załoga. Przecież do Europy katamaran musiał wrócić tą samą drogą, jaką tu dotarł - przez Atlantyk, a bez żagla było to wykluczone.

Sam Kazberuk już teraz planuje kolejny rejs - kapitan Paszke zaproponował mu udział w jesiennym Rolex Cup na Sardynii.

Połknął już żeglarskiego bakcyla i otwarcie się do tego przyznaje.

- Podoba mi się ten sport, szybkość z tym związana, nawet trudy czy wręcz czasami ekstremalne warunki, w jakich odbywa się rywalizacja. To konieczność przezwyciężania własnych słabości - nie ukrywa. - No i atmosfera temu towarzysząca. Tu wszyscy trzymają się razem, pomagają sobie, świętują. Tak też zresztą jest z rajdowcami Dakaru i innych "wymagających" wyścigów, ale już w rajdach "płaskich" środowisko jest podzielone, każdy tylko trafia do swojego pięciogwiazdkowego hotelu i się alienuje.

A kto by się chciał alienować w raju Wysp Karaibskich?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna