Jeszcze rok temu Dorota Burak przychodziła tu oglądać swoje pole truskawek. Sprzedaży ziemi nie żałuje jednak wcale.
Już od kilku dni, niemal tuż za ich płotem, od wczesnego rana do nocy słuchać ten jednostajny szum jadących po piaszczystej drodze ciężarówek, rozkładanego sprzętu, pokrzykujących robotników. To trwają ostatnie prace przygotowawcze przed rozpoczęciem budowy kompleksu fabryk IKEA w Orli. W przyszłym tygodniu roboty mają już w ogóle pójść pełną parą.
- Jeszcze niedawno było tam nasze pole truskawek, a dzisiaj sama nie poznaję tej ziemi. I wszędzie tak równiutko, aż dech zapiera - ciągle nie może się nadziwić Dorota Burak, sołtyska niewielkiej wsi Koszki w gminie Orla. Tak się złożyło, że to właśnie z tej wsi najwięcej mieszkańców dobiło - ponad rok temu - targu z Ikeą. To po części na ich ziemi powstanie w ciągu najbliższych kilku lat jedna z największych inwestycji Europy. Nic dziwnego, że czują, że trochę prestiżu związanego z tą olbrzymią budową i na nich teraz spłynie.
Wszyscy w okolicy nam zazdroszczą
W Koszkach nikt nie ma wątpliwości, komu zawdzięczają ten nagły przypływ prosperity:
- Wójta to mamy super, w każdej wiosce coś robi. Nam niedawno drogę porządną załatwił. Wcześniej była żwirówka, trzęsło, mało że szczęki nie wybijało - chwali wójta Piotra Selwesiuka sołtyska z Koszek.
- Jemu przecież załatwić tę Ikeę to też był trud. Ile to razy do Warszawy musiał w tej sprawie wyjeżdżać. Ale dał radę! Bo to chłopak z głową, i języki zna.
W gminie do rozmachu wójta już trochę przywykli, w dalekiej Warszawie dalej z podziwu wyjść nie mogą, jak to się wszystko tak składnie udało.
- Zanim nie przeczytałam o planach firmy IKEA, nie miałam nawet pojęcia o istnieniu takiej gminy jak Orla. Jak to się panu udało? Pewnie już niedługo będzie pan o tym opowiadał na różnych szkoleniach - Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego, która w poniedziałek przyjechała zobaczyć plac budowy, nie szczędziła pochwał Piotrowi Selwesiukowi, wójtowi Orli.
- Na razie nigdzie się nie wybieram - wypalił na to wójt. Trzeba mu oddać, że na język to on nigdy nie chorował, ale i nigdy też nie zapomina wymienić i innych "ojców tego sukcesu": - Sam nic bym tutaj nie wskórał, to do starostwa powiatowego w Bielsku Podlaskim najpierw przyszło zapytanie od inwestora w tej sprawie. Gdyby nie starosta Sławomir Snarski, wicestarosta Piotr Brożko, a potem poseł Robert Tyszkiewicz, to nie wiadomo jak by się to wszystko skończyło.
Nachwalić się współpracy zarówno z władzami powiatu bielskiego, jak i gminnego w Orli nie mogli i przedstawiciele IKEA. Skandynawowie pierwsze zapytanie do starostwa bielskiego wysłali w lipcu 2007, już we wrześniu odbyło się spotkanie. Dzisiaj wiadomo, że Orla miała wówczas niezwykle silną konkurencję, zarówno w kraju, jak i za granicą.
- Zdecydował dostęp do mediów i dobra współpraca z władzami - mówi Jorge Kalaforra, przedstawiciel IKEA. - Spotkały się tutaj miejscowy entuzjazm i nasze potrzeby.
Tempo prac zapowiada się szatańskie. Jako pierwszy, do maja przyszłego roku ma powstać tartak i lakiernia, nieco później (do 2015 r.) fabryka ultracienkich płyt HDF i fabryka mebli, m.in. krzeseł. Ale nawet teraz, kiedy na pola wjechał ciężki sprzęt, a pozwolenia na budowę wydane, wicestarosta bielski dalej drży, że jeszcze coś może pójść nie tak: - Ostatnie informacje są takie, że są problemy z dostarczeniem drewna - niepokoi się Piotr Bożko. - I o ile na etapie planowania inwestycji było zapewnienie, że Lasy Państwowe będą w stanie dostarczyć pół miliona metrów sześciennych drewna, to teraz takich zapewnień nie ma. A wydaje mi się, że jeżeli mamy w Polsce zabiegać o te inwestycje, to wsparcie państwa jest potrzebne - wicestarosta korzystając z wizyty minister kuł żelazo póki gorące.
Skok cywilizacyjny
W pobliskich Koszkach za to spokój. Wieś śliczna, większość domów zadbanych, ale to tylko pozory. Już tylko dwoje prawdziwych gospodarzy tu zostało, w zaledwie dwóch rodzinach są małe dzieci. Reszta to emeryci i renciści, którzy ziemię wcześniej przekazali swoim dzieciom, choć te i tak uciekły albo do pobliskiego Bielska Podlaskiego, albo i nieco dalej, do Białegostoku.
Może dlatego do sprzedaży hektarów nie trzeba było ich zbytnio namawiać. Dostali dwa razy więcej, niż wynosiła ówczesna cena rynkowa tutejszych gruntów. I choć trochę ponegocjowali, jak ich wójt zimą i wiosną tamtego roku do urzędu gminy zaprosił, to w gruncie rzeczy nikt wątpliwości nie miał.
- Jak my po 3, 4, 5 hektarów sprzedawaliśmy, to przecież i bez nas to wszystko by się odbyło - przekonuje Lidia Płakatowicz. Na jej hektarach zarobił trochę syn z Bielska, przekazała mu ziemię już jakiś czas temu.
- Był taki jeden, co trochę się buntował, ale co on tam z tymi swoimi trzema hektarami mógł podskoczyć - macha ręką sołtyska. - O, był taki chłopak co prawie 50 hektarów sprzedał. To on i owszem, mógłby zaszkodzić temu wszystkiemu. Ale my? A zresztą po co? Żeby chociaż ta rola opłacalna była, ale to wszystko teraz takie tanie: truskawki, mleko, a jeszcze w tym roku truskawka prawie cała na polu zgniła. I zbiory zamiast miesiąca jedynie dwa tygodnie trwały.
Dorota Burak z mężem doczekali się już czwórki synów: najstarszy właśnie zdał maturę, najmłodszy do szóstej klasy idzie. I pani sołtys pół żartem, a pół serio zapowiada, że żadnemu z nich na roli pozostać nie pozwoli.
- Niech się lepiej uczą. Zresztą z taką i myślą tę ziemię sprzedawaliśmy, żeby później i dla nas i naszych dzieci praca się znalazła - wali bez ogródek.
Z tym akurat rzeczywiście nie powinno już wkrótce być problemu. Cała gmina Orla liczy 3.300 mieszkańców, a IKEA docelowo (do 2015 r.) ma zamiar zatrudnić około 2 tys. pracowników.
W Koszkach wierzą, że przy fabrykach IKEA krzywda im nie grozi. Inna sprawa, że potężny sąsiad jak może stara się przypodobać miejscowym. W ostatnich dniach czerwca zakończył się remont miejscowej świetlicy.
Przedstawiciele szwedzkiego koncernu byli tak zadowoleni ze współpracy z mieszkańcami Koszek, że już po zakończeniu wszelkich negocjacji, podpisaniu umów notarialnych, postanowili we wsi wyremontować świetlicę. Z Ikei przyjechała projektantka wnętrz i wszystko wymyśliła tak, żeby to miejsce jak najlepiej ludziom służyło: wybudowali toalety, a kuchnia wyposażona jest tak, że pozazdrościć by mogła niejedna gospodyni. Do tego TV, DVD, stoły, krzesła, obrazy na ścianach, firanki w oknach, ocieplony budynek. Wszystkie wsie okoliczne im zazdroszczą.
- Pytają nas, skąd takie chody mamy- chichocze pani Lidia.
- Sami byliśmy w szoku, kiedy to wszystko się zaczęło - wtóruje jej pani Dorota. - Jakby tego było mało, to nasz wójt przed rokiem już doprowadził tą naszą świetlicę do porządku, nawet wyświęcona była. Ale teraz to już nikt na żadne cateringi ani stypy do Bielska jeździć nie będzie.
I tylko jedno ją martwi:
- Za tą działką kawałek naszej ziemi został, a my nijak nie będziemy mieli się jak do niej dostać, bo nie ma drogi. Ale może po sąsiedzku pozwolą nam jeździć przez swój teren? - głośno myśli.
Pani Lidia szybko studzi te zapały:
- Oj nie wiadomo. Jak to przez swoje podwórko puszczać byle kogo, jak to ich własność. Zresztą nie martw się, może i ten kawałek od ciebie jeszcze wykupią!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?