Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Dymek: - Solidarna postawa rolników to najlepsza ochrona przed afrykańskim pomorem świń [wywiad]

Lucyna Talaśka-Klich
Jerzy Dymek, wojewódzki lekarz weterynarii
Jerzy Dymek, wojewódzki lekarz weterynarii Lucyna Talaśka-Klich
Rozmowa z Jerzym Dymkiem, Kujawsko-Pomorskim Wojewódzkim Lekarzem Weterynarii o zwalczaniu chorób wirusowych zwierząt i skutkach

Strach przed skutkami afrykańskiego pomoru świń (ASF) jest coraz większy także na Kujawach i Pomorzu. Każda informacja o znalezieniu np. martwych dzików w tej części kraju, budzi obawy gospodarzy. Niektórzy zaczęli wątpić w to, że uda się nam powstrzymać rozwój choroby. Przecież wirus ASF rozprzestrzenia się także w innych krajach.

Zarówno EFSA (Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności) jak i DG SANTE (Dyrekcja Generalna ds. Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności) - które są podmiotami doradczymi w Unii Europejskiej - ostatnio zmieniły podejście do afrykańskiego pomoru świń.

ASF jest już na trzech kontynentach i nie da się go - według Komisji Europejskiej - uniknąć. W Rosji jest już przy jeziorze Bajkał, w Rumunii w rejonie Satu Mare, na Ukrainie - na Zakarpaciu. A przecież Zakarpacie graniczy ze Słowacją, Polską, Węgrami i Rumunią.

Jeżeli ASF jest w Rumunii, na Ukrainie, to jest niebezpieczeństwo, że przeniknie w stronę zachodnią.

EFSA uważa, że zlikwidować ASF-u właściwie się nie da, a sytuacja z tą chorobą jest podobna do problemów ze wścieklizną, bo dopiero wynalezienie szczepionki spowodowało, że udało się wygrać z wirusem. Województwo kujawsko-pomorskie jest wolne od wścieklizny. Gdyby istniała szczepionka na ASF, to też udałoby się rozwiązać ten problem.

Niestety szczepionki na ASF nie ma. Minister Krzysztof Jurgiel mówił podczas Europejskiego Forum Rolniczego w Jasionce, że na jej wynalezienie możemy poczekać kilka lat.

Wirus ASF jest bardzo „złośliwy i sprytny”, bo nie daje odpowiedzi immunologicznej. Otacza się zdrowymi, czerwonymi krwinkami i organizm nie widzi zagrożenia. Dlatego tak trudno wynaleźć szczepionkę, ale pracują nad tym m.in. Chińczycy, Niemcy i Rosjanie.

Prowadzone są także badania, które dotyczą zwierząt odpornych na ASF, takich jak guziec (ssak parzystokopytny z rodziny świniowatych). Czy uda się wygrać z wirusem, dzięki hodowli świń z genami guźca, odpornymi na ASF? To się okaże zapewne za kilka lat. Stworzenie populacji świń odpornych na tego wirusa to jeszcze bardziej czasochłonny proces.

To co powinniśmy zrobić do tego czasu?

Walka z afrykańskim wirusem świń nie jest łatwa. Dowodzi tego przypadek Czechów, którzy odnotowali przypadki ASF u dzików. Teren na którym występowały te zwierzęta ogrodzili płotem pod napięciem elektrycznym. Zachowali w tych ogniskach pola kukurydzy. Wokół pierwszego pierścienia (tego pod napięciem) stworzyli drugi, do którego też nie można było wchodzić (obowiązywały w nim np. zakazy wstępu). Przeprowadzili odstrzał redukcyjny dzików. Wydawało się, że po ich wybiciu nie ma już zagrożenia wirusem, a po dwóch tygodniach, poza zabezpieczonymi obszarami, stwierdzono dwa przypadki wystąpienia wirusa ASF!

Przeczytaj też: Trzeba działać, 1800 szkód łowieckich wymaga interwencji. A sołtysi odchodzą

Hiszpania też jest dobrym przykładem. Tam było znacznie mniej dzików, a przez 25 lat bezskutecznie zwalczano wirusa ASF. Po tym czasie postawiono przede wszystkim na bioasekurację. Kontrole prowadziły głównie związki hodowców trzody chlewnej. To one same określały, które gospodarstwa spełniają wymogi, a które nie. Te, które nie spełniały wymogów, musiały zlikwidować hodowlę. I to nie inspekcja weterynaryjna o tym decydowała, tylko związki!

Z kolei inspekcja kontrolowała hiszpańskie gospodarstwa, które spełniały wymogi. Żeby ją wzmocnić zwiększono liczbę etatów (to też by się naszej inspekcji przydało). Jeśli inspektorzy stwierdzali uchybienia, właściciele gospodarstw dostawiali decyzje, które zobowiązywały ich do wypełnienia zaleceń dotyczących pełnej bioasekuracji i na tym się kończyło. Kiedy w Hiszpanii pojawił się ASF, w tym kraju utrzymywano 15 mln świń, teraz to 40 mln i Hiszpania jest jednym z największych producentów wieprzowiny w Europie.
Zmieniła się jednak struktura hiszpańskich gospodarstw.

Teraz w Hiszpanii dominują w tej produkcji gospodarstwa duże i fermy wielkotowarowe.

Taki model też nie jest dobry, bo w małych gospodarstwach potrafią produkować świetną wieprzowinę np. ze świń ras rodzimych.
Nie oceniam tego, tylko zwracam uwagę, że tak wyglądała walka z wirusem ASF w Hiszpanii. Produkcja wieprzowiny przetrwała w tych gospodarstwach, w których przestrzegano zasad bioasekuracji. Wielkość produkcji nie miała znaczenia - liczyło się tylko to, czy ktoś spełniał wymogi, czy nie.

Bioasekuracja to teraz spore wyzwanie dla naszych rolników.

Bioasekuracja jest kluczowa, zaś najistotniejsze - właściwe zabezpieczenie osoby wchodzącej do chlewni. Trzeba zwracać uwagę na to, kto może do takich pomieszczeń wchodzić. Wirus utrzymuje się na dłoniach przez kilka godzin, ale na odzieży bawełnianej przez cztery dni, na butach gumowych - przez dwa dni, a na włosach - trzy dni.

Zakładając, że świnie nie wychodzą z pomieszczenia, są w nim same (nie ma tam np. bydła), to wirus może zostać tylko wniesiony przez osoby wchodzące do chlewni.

Dlatego, żeby temu zapobiec, rolnik powinien zawsze przed wejściem do chlewni usiąść np. na ławce i zmienić obuwie. Potem przełożyć nogi na drugą stronę ławki, zmienić spodnie, koszulę czy kombinezon, założyć coś na włosy, umyć ręce. W powrotnej drodze z chlewni też trzeba się przebrać, umyć ręce. To jest bardzo ważne.

Jednak do niektórych chlewni trafia także ściółka. Co zrobić, by z nią nie wnieść wirusa ASF?

To jest rzeczywiście duży problem, bo najgorsza w tym przypadku jest słoma.

We wschodniej części Polski, gdzie występuje ASF, mieliśmy taki przypadek - rolnik przywiózł do chlewni słomę, którą trzymał pod plandeką. Składował ją na polu, bo ze względu na przepisy przeciwpożarowe przy samym budynku trzymać jej nie może. Zatem przywiózł słomę i po jakimś czasie okazało się, że ma wirusa afrykańskiego pomoru świń. Zastanawiano się, skąd on się wziął, jeśli słoma była dobrze zabezpieczona? Okazało się jednak, że lis miał norę w jego słomie i przynosił do niej także resztki padliny. Z lasu przywlókł także fragmenty padłego dzika.

No i właśnie poprzez ludzi oraz słomę najczęściej dochodzi do przeniesienia wirusa ASF do chlewni.

Jednak ci rolnicy, którzy mają chów ściółkowy nie zrezygnują nagle ze stosowania słomy. Co mogą zrobić, by zminimalizować zagrożenie?

Ważne jest na przykład to, by nie trzymać słomy tam gdzie mogą buchtować dziki. Szczegółowe informacje na ten temat można znaleźć w wytycznych na stronie Głównego Inspektoratu Weterynarii (www.wetgiw.gov.pl).

Sporo informacji w mediach dotyczy padłych dzików. Jest się czego bać?

Dziki, podobnie jak inne zwierzęta żyjące w stanie dzikim, zawsze padały i padać będą, ale nie można popadać w panikę.

Do chwili obecnej (do 12 kwietnia - przyp.red.) zbadaliśmy 1086 dzików padłych i tych, które zginęły w wypadkach drogowych. Wszystkie je przebadaliśmy w kierunku ASF i każdy z wyników był ujemny, co oznacza że nie miały wirusa afrykańskiego pomoru świń.

Zresztą w czasie, gdy pojawia się grypa ptaków, to każdy przypadek np. padłego łabędzia wywołuje obawy. Nie ma sensu panikować!

Jednak w przypadku afrykańskiego pomoru świń obawy rolników budzą także informacje na temat kontroli gospodarstw utrzymujących świnie. Kogo odwiedzicie?

Kontrole gospodarstw rozpoczęliśmy od przeanalizowania stopnia ryzyka. W pierwszej kolejności odwiedzamy małe chlewnie, w których produkcja średnioroczna nie przekracza 50 sztuk.

To znaczy, że w najmniejszych gospodarstwach najmniej dba się o bioasekurację?

Nie, po prostu od czegoś musieliśmy zacząć.

Jednak na dużych fermach raczej nie lekceważą tych wymogów, bo za dużo mają do stracenia.

Znam takie fermy na których pracownicy nie tylko przebierają się przychodząc do pracy, ale także kąpią się.

Niektórzy w obawie przed przywleczeniem wirusa np. w kanapkach, zapewniają pracownikom nawet wyżywienie.

O takie szczegóły dbają głównie ci właściciele ferm, którzy zatrudniają pracowników ze Wschodu. No i oczywiście drogi czyste i drogi brudne w takich gospodarstwach już nikogo nie dziwią. Tam jest pełna bioasekuracja.

Jednak tych mniejszych gospodarstw, w których utrzymywane są świnie, jest chyba więcej.

Te gospodarstwa stanowią w województwie kujawsko-pomorskim około 60 procent. Nie chcemy sprawdzać nikogo z zaskoczenia, wolimy wizyty zapowiedziane. Przecież to poważne kontrole, do których trzeba się przygotować.
Co może być najtrudniejsze dla właścicieli niewielkich stad?

Spełnienie wymogu dotyczącego utrzymywanie świń w budynkach, w których nie są jednocześnie utrzymywane inne zwierzęta gospodarskie kopytne. Może się okazać, że nie wszędzie rolnicy będą w stanie to spełnić.

Jeśli podczas wizyty w gospodarstwie nasi inspektorzy stwierdzą, że nie ma pełnej bioasekuracji, to zostanie wdrożone postępowanie administracyjne i rolnik będzie miał do pięciu miesięcy na wykonanie zaleceń i spełnienie wszystkich wymogów.

Zobacz też: Lato na Wsi 2018. Na targi do Minikowa po rośliny i smaki, na wystawy zwierząt i turniej powiatów

Mogą być wyjątkowe sytuacje, w których ten termin zostanie wydłużony ze względu np. na prace budowlane związane z oddzieleniem świń od innych zwierząt. Bo największy problem z dostosowaniem mogą mieć ci rolnicy, którzy w jednym budynku trzymają świnie i np. krowy.

Na Podlasiu, gdzie dużo zwierząt trzymano w takich warunkach, wirus mógł się łatwo przenosić np. w sianie. Dlatego konieczne jest rozdzielenie ich w sposób trwały. Musi to być ściana, a nie jakaś prowizoryczna folia. Oczywiście to wiąże się z dodatkowymi kosztami, no ale nie ma innego wyjścia.

Nie wszyscy udźwigną dodatkowe koszty. Co się stanie, jeśli nie wypełnią waszych zaleceń?

Może się zdarzyć, że ktoś kto ma kilka świń, zechce z chowu zrezygnować. Wtedy wdroży się postępowanie, które zakłada, że po osiągnięciu przez tuczniki tzw. wagi rzeźnej, rolnik przeznaczy je do uboju i na tym skończy się produkcja wieprzowiny w jego gospodarstwie. Oczywiście trzeba to będzie także udokumentować, wyrejestrować produkcję w IRZ. Za rezygnację z produkcji planuje się rekompensatę, którą będzie wypłacać Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.

Kto nie spełni zaleceń, może otrzymać nakaz ubicia świń bez szans na rekompensatę!

Nie obawia się pan, że niektórzy będą chcieli ukryć produkcję, zlekceważą zalecenia dotyczące bioasekuracji?
Obawiam się tego, bo tak się działo np. na Podlasiu, gdzie niektórzy ukrywali zwierzęta. Na przykład w ogrodzie, za stertą słomy żyły cztery świnie. Blisko lasu!

To bardzo nieodpowiedzialne zachowanie, bo jeśli te świnie będą miały wirusa ASF, to karę mogą ponieść także sąsiedzi, którzy produkują wieprzowinę.
Jedno ognisko, jedna niefrasobliwość i problem może mieć wielu rolników, bo to wiąże się z wyznaczaniem stref i ograniczaniem handlu na pewnym obszarze. Dlatego tak ważna jest ich solidarna, odpowiedzialna postawa gospodarzy!

Podobne ograniczenia dotyczą grypy ptaków. Gdy był zakaz wypuszczania drobiu, otrzymywaliśmy sporo zgłoszeń od właścicieli dużych kurników, którzy sygnalizowali, że gdzieś tam kury biegają po podwórku. Oni zdawali sobie sprawę, że jeśli nawet w małym stadzie pojawił się wirus grypy ptaków, to kłopoty będzie miało wielu drobiarzy.

W przypadku ASF-u, we wschodniej części kraju, także rolnicy informowali, kto nie stosuje się do zasad bioasekuracji.

Wspomniał pan o problemach właścicieli kurników. Znowu odżyły dyskusje na temat jaj i tego, czy te od kur z wolnego wybiegu są bezpieczne dla zdrowia? Nieoficjalnie mówi się, że za informacjami o jajach z dioksynami od „szczęśliwych kur” stoi lobby właścicieli kur z chowu klatkowego. Co pan o tym sądzi?

Wszystko zależy od świadomości i chęci właścicieli kurników. W województwie kujawsko-pomorskim jest tylko jedna ferma ekologiczna (na jajkach kod „0”), siedem wolnowybiegowych (na jajkach „1”), dziewięć ściółkowych („2”) i piętnaście z chowem klatkowym („3” na skorupkach).

We wszystkich tych fermach, które są pod nadzorem naszej inspekcji, powstają jaja bezpieczne dla zdrowia.

Jednak mniejszej produkcji jaj nie nadzorujecie.

Nie kontrolujemy przydomowego chowu, czyli stad liczących do 50 sztuk.

Czy jaja od takich „szczęśliwych kur”, które biegają sobie gdzie chcą i jedzą co chcą, są zawsze bezpieczne dla zdrowia konsumentów? To zależy od świadomości i rozsądku właściciela stada. Jeśli kura grzebała w ognisku, w którym spalano np. plastikowe butelki, to jaja mogą zawierać dioksyny.

Dlatego dla moich wnuków kupuję jaja tylko z kurników, które są pod nadzorem inspekcji. Nie pogardziłbym towarem z przydomowego chowu, gdybym znał to gospodarstwo i panujące w nim warunki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jerzy Dymek: - Solidarna postawa rolników to najlepsza ochrona przed afrykańskim pomorem świń [wywiad] - Gazeta Pomorska

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna