Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Engel podsumował pierwsze mecze Paulo Sousy: Wciąż jest więcej znaków zapytania

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Ekspert podsumował pierwsze mecze Sousy: Wciąż jest więcej znaków zapytania
Ekspert podsumował pierwsze mecze Sousy: Wciąż jest więcej znaków zapytania Szymon Starnawski/Polska Press
- To co widzieliśmy w trzech pierwszych meczach reprezentacji Polski w eliminacjach mistrzostw świata nikogo nie usatysfakcjonowało, myślę, że także Paulo Sousy - uważa Jerzy Engel, były selekcjoner Biało-Czerwonych, z którymi w 2002 r., po 16 latach nieobecności, awansował na mundial w Korei i Japonii.

Tomasz Biliński: Od dawna jest Pan zdania, że selekcjonerem reprezentacji Polski powinien być Polak. Po trzech meczach eliminacji mistrzostw świata Paulo Sousa choć trochę do siebie przekonał?
Jerzy Engel: Rzecz nie w tym, czy mnie przekonał. To co było widać w tych spotkaniach, to trochę zastanawiające pierwsze połowy. Nie sądzę, żeby były problemy z komunikacją. Ale zespół nie grał w nich na miarę swoich możliwości. Dopiero po przerwie widzieliśmy zupełnie inne drużyny.

To problem z przygotowaniem mentalnym czy Paulo Sousa nie trafia z podstawowym składem?
Jedno i drugie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że trener ma zupełnie inną filozofię gry, aniżeli to, co w Polsce dotychczas robiliśmy. W związku z tym nie jest to dla niego proste, ażeby od razu trafić ze składem i dobrać odpowiednich zawodników, którzy w jego pomyśle powinni się znajdować. Zastanawia jeszcze to, że jeśli zawodnik gra dobrze i podoba nam się w danym spotkaniu, to znika z boiska w następnym. Tak jak było chociażby z Kamilem Jóźwiakiem, który do gry wchodził dopiero później.

Pomyłki Paulo Sousy mieszczą się w marginesie błędów przewidzianego dla nowego selekcjonera?
Nie ma takiego marginesu, bo gramy o finały mistrzostw świata. Tutaj mają być sytuacje bezbłędne, zarówno w selekcji jak i innych decyzjach selekcjonera. O to przede wszystkim chodzi. Myślę, że te cztery punkty, które mamy po trzech meczach ani jego, ani piłkarzy, ani kibiców, ani całego środowiska piłkarskiego z pewnością nie zadowalają.

„Aż” czy „tylko” zdobyte cztery punkty?
To totalne minimum, które musieliśmy zdobyć. W obecnej sytuacji logiczne wydawały się przynajmniej remis z Węgrami na wyjeździe i wygrana z Andorą u siebie. Inne rezultaty byłyby traktowane jak porażki. Zrobiliśmy to, co daje nam szanse na walkę o drugie miejsce w grupie i pewnie to wykorzystamy.

JUŻ IDZIESZ? MOŻE CIĘ ZAINTERESUJE:

W XXI wieku szósty raz gramy w eliminacjach mistrzostw świata. Trzy razy się do nich zakwalifikowaliśmy. Jednak mniej punktów po pierwszych trzech meczach, niż teraz, nie mieliśmy.
To jest ryzyko, które zostało podjęte przy wyborze zagranicznego trener, który dopiero uczy się naszej reprezentacji, a piłkarze uczą się jego. A ponieważ Paulo Sousa nie miał czasu na naukę, to jesteśmy zmuszeni chwilę poczekać.

Podziela Pan niedosyt piłkarzy po przegranej na Wembley i ich opinię, że grali z Anglikami jak równi?
W drugiej połowie na pewno. Trzeba powiedzieć, że napięcie w niej rosło. Po przerwie widzieliśmy drużynę, która grała zdecydowanie wyżej, przycisnęła gospodarzy, odbierała piłkę na ich połowie, zmuszał do błędów. To sposób gry naszego zespołu - agresywność. Tej w pierwszej połowie nie było widać. Właściwie znowu straciliśmy 45 minut na to, żeby tylko nie przegrywać wysoko.

Najgorzej jest teraz mówić, że z Robertem Lewandowskim byłoby na Wembley jeszcze lepiej?
Nie ma co gdybać. Robert jest najlepszym strzelcem na świecie, a jego praca w zespole jest nieoceniona. Natomiast mieliśmy okazję się przekonać, że ta drużyna jest w stanie grać bez niego.

Podczas meczu z Andorą spodobała się Panu jego nowa rola, gdy cofał się i rozgrywał piłkę?
W takim układzie, gdy trener decyduje się na grę trzema napastnikami, wiadomo, że zadania - powiedzmy w uproszczeniu - dziesiątki, spadały na Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika. Charakterystyka Krzysztofa Piątka sprawia, że musi być tym wysuniętym napastnikiem. Natomiast osobiście wolę Lewandowskiego w polu karnym. Lepiej, żeby oszczędzał siły i był zawsze groźny. Zresztą widzieliśmy, że w tamtym spotkaniu nikt nie potrafił strzelić gola. Obojętnie jak zespół byłby ustawiony, wszystko spoczywa na Robercie. Także z pewnością był to tylko eksperyment.

JUŻ IDZIESZ? MOŻE CIĘ ZAINTERESUJE:

Z drugiej strony - choć kontuzji można doznać wstając z łóżka, a Lewandowski urazu doznał bez kontaktu z rywalem - ale czy Sousa wybrał właściwy moment na takie próby przeciwko drużynie, która gra ostro?
Zgadzam się, że ryzyko było duże. Jednak nie ulega wątpliwości, że każdy z nas wystawiłby Roberta od pierwszej minuty. Natomiast kiedy strzelił pierwszego gola i po pierwszej połowie było widać, że rywal nie ma najmniejszych szans, żeby zbliżyć się do naszej bramki, to wtedy oczekiwaliśmy zmiany. Stało się inaczej, ale dziś już nie ma co gdybać.

Nie ma Pan wrażenia, że Paulo Sousa na siłę chce wprowadzić swoją filozofię, nie patrząc na to, kim dysponuje?
Każdy z trenerów ma swoją filozofię gry i ustawienie, które preferuje. Tak było ze mną i z innymi selekcjonerami, a Paulo Sousa pod tym względem w niczym się nie różni i nie ma co się temu dziwić. Tyle że w moim przypadku, miałem czas na wprowadzanie zmian. Na przykład ustawienie libero i dwóch kryjących, jak wtedy grała większość, zmieniałem na czterech obrońców w linii. W tamtym czasie to było czymś nowym. Ale jak mówię, miałem czas, by to wprowadzić. Obecny selekcjoner też teraz zmienia i próbuje swojego sposobu na zwycięstwo. Czy w reprezentacji czy w klubie to zawsze jest praca na żywym organizmie. Dopiero analiza tego, co działo się w meczu, pozwala dalej w to brnąć albo coś zmienić. Inna sprawa, że wcześniej nie graliśmy ustawieniem z trzema obrońcami, ani nie szkoliliśmy wahadłowych. Jeszcze tylko przypomnę, że przy poprzednich dwóch selekcjonerach wszyscy nalegali na to, byśmy coś zmienili, bo staliśmy się przewidywalni i żebyśmy grali trójką obrońców. Prezes Zbigniew Boniek zatrudnił więc trenera, który preferuje taką taktykę i teraz okazuje się, że trzeba poszukiwać piłkarzy, którzy potrafią tak grać. Trzeba na to dużo czasu, żeby zespół zrozumiał się na boisku. Natomiast na razie dopiero jak drużyna wraca niejako do starego układu, to zaczyna grać bardzo dobrze. Widzieliśmy fantastycznie współpracujących Bartosza Bereszyńskiego z Kamilem Jóźwiakiem po prawej stronie. Wówczas Bereszyński nie grał jako środkowy obrońca, a boczny, do tego bardzo ofensywny.

A był dla Pana ktoś, kto sprawdził się w nowej roli?
Trudno powiedzieć. Widzieliśmy Michała Helika, który miał być tym trzecim środkowym obrońcą. Akurat mu się to nie udało, ale to nie znaczy, że w przyszłości nie zobaczymy go ponownie. Jeśli chodzi o środek pola, to pozostał bez zmian. W meczu z Anglią podobał nam się Moder, który był ustawiony bliżej lewej strony. Cały czas czekamy na wspaniałą grę Piotra Zielińskiego, bo go na nią stać, a w nowym układzie na boisku nie zostały wydobyte jego umiejętności. To jest w tej chwili najważniejsze. Co do wahadłowych, to na razie ich nie widać. Ani Arkadiusz Reca, ani Maciej Rybus, ani Kamil Jóźwiak nie są przyzwyczajeni do tej pozycji. To boczni pomocnicy lub boczni obrońcy, którzy włączają się do ataku.

JUŻ IDZIESZ? MOŻE CIĘ ZAINTERESUJE:

Często wspomina Pan o Jóźwiaku. On jest największym wygranym po tych trzech meczach?
Zdecydowanie tak. Ponadto na pewno dużo pewności siebie w kolejnych spotkaniach da Jakubowi Moderowi bramka na Wembley. Trzeba też podkreślić znakomitą grę w tym samym meczu Jana Bednarka. Ta trójka najciekawiej się zaprezentowała.

Największy niedosyt to Zieliński?
Tak, choć nie tylko. To także Krzysztof Piątek, Karol Świderski, Maciej Rybus, Arkadiusz Reca i Michał Helik. To grupa zawodników, która nie grała na takim poziomie, na jakim powinna.

To kwestia dyspozycji czy nagromadzenia nowości?
Przede wszystkim zespół musi grać w piłkę. I powinien to robić w taki sposób, jaki mu pasuje. A jak zawodnicy myślą o zadowoleniu trenera i graniu w jakimś układzie, który będzie dobry dla szkoleniowca, to wtedy mamy problem i oglądamy takie coś, jak przez 60 minut w meczu z Węgrami czy w pierwszej połowie z Anglikami. Trzeba grać, ustawienie jest dynamiczne. To co jest narysowane na tablicy to jedno, a sytuacja podczas spotkania to drugie. Jeśli będziemy grać w piłkę, a zawodnicy będą czuć się pełnoprawnymi kadrowiczami, to obojętnie jak się ustawimy, powinno być dobrze.

Trzy tygodnie zgrupowania i dwa sparingi przez mistrzostwami Europy wystarczą, żeby Paulo Sousa wdrożył swoją filozofię?
Na pewno, już po tych trzech meczach widzimy, ile materiału zyskał selekcjoner.

Porównując sytuację do tej sprzed meczów - przed mistrzostwami Europy ma Panu więcej optymizmu czy pesymizmu?
Więcej znaków zapytania. Zwłaszcza w sposobie realizacji zadań taktycznych przez cały zespół. To co widzieliśmy, nie usatysfakcjonowało nikogo i myślę, że na pewno także selekcjonera.

JUŻ IDZIESZ? MOŻE CIĘ ZAINTERESUJE:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jerzy Engel podsumował pierwsze mecze Paulo Sousy: Wciąż jest więcej znaków zapytania - Sportowy24

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna