Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli umiesz tańczyć...

Joanna Klimowicz [email protected]
Piotrek Gałczyk „Gaua” ma nieograniczone możliwości i wielki talent. Czy rozsławi Białystok na Broadwayu?
Piotrek Gałczyk „Gaua” ma nieograniczone możliwości i wielki talent. Czy rozsławi Białystok na Broadwayu?
Niedawno temu, w małym miasteczku na Podlasiu... Narodziły się gwiazdy, z których jedna być może wkrótce zabłyśnie na Broadwayu. Uwaga! Mamy przyjemność poinformować Państwa, że dwaj Podlasianie: Rafał Kamiński i Piotr Gałczyk, wdarli się do finału programu "You can dance" i idą jak burza po zwycięstwo!

No proszę, w małym miasteczku na Podlasiu jest taka wylęgarnia talentów! - ucieszyła się popularna prezenterka telewizyjna Kinga Rusin, przedstawiając Piotrka Gałczyka, tancerza z Białegostoku, walczącego o zwycięstwo w programie "You can dance". Piotrek przełknął "małe miasteczko" gładko, ale jego białostoccy przyjaciele aż zapienili się z oburzenia. W końcu taki mały ten nasz Białystok nie jest! Jednak zniosą wszystko, by zobaczyć kolegę w finale. Zwłaszcza że jurorzy bardzo go chwalą. Augustin Egurrola powiedział: "Nawet jak nie wygrasz teraz i tak kiedyś będziesz gwiazdą". Piotrkowi może zagrozić tylko jego kolega, a wcześniej nauczyciel, Rafał Kamiński. Obydwaj nie traktują poważnie rywalizacji. Mówią o fantastycznej przygodzie.
- Tyle samo Piotrek może nauczyć się ode mnie, co ja od niego - mówi Rafał. - Jeśli to on wygra, będę cieszył się tak samo, bo rozsławi nasze miasto.
Wydaje ci się, że umiesz tańczyć?
Program "You can dance" wdarł się na antenę stacji TVN przebojem i od razu podbił serca telewidzów. W każdą środę zmagania fenomenalnych młodych tancerzy można śledzić o godz. 21.30. Producentem programu jest firma Mastiff Media Polska, a formuła wzorowana jest na amerykańskim programie o prowokacyjnym tytule "So You Think You Can Dance", który zrobił furorę na całym świecie. Sięgnęły po niego telewizje w Niemczech, Izraelu, Norwegii, Nowej Zelandii, Australii, Danii, Grecji, Japonii, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Turcji. W samych Stanach były już trzy jego edycje.
W trzech pierwszych odcinkach polskiej edycji poznaliśmy 50 tancerzy, wyłonionych w castingach w kilku miastach. Reprezentują różne style. Są wśród nich tancerze baletowi z klasycznym przygotowaniem i "freaki" nadrabiające szaloną osobowością braki warsztatowe. Bohaterowie mają też różną formę i odporność psychiczną. Najwyraźniej dało się to odczuć w odcinku programu z Paryża, gdzie trzeba było część uczestników "odsiać". Rywalizacji towarzyszą ogromne emocje i presja, ale na razie górę bierze solidarność, co słusznie zauważyła jurorka Weronika Pazura. Nawet mężczyźni płakali, kiedy z programu odchodziły poznane wprawdzie parę tygodni wcześniej, ale już bliskie im osoby.
Z odcinka na odcinek temperatura rośnie, bo i stawka, o którą - trzeba by było rzec - tańczą, jest ogromna. To wyjazd do Stanów Zjednoczonych na warsztaty taneczne w jednej z najlepszych szkół na Broadwayu!
- Trzy miesiące wielkiej szansy rozwoju artystycznego - podsumowuje Piotrek.
Zarówno on, jak i Rafał, mają upragnione stypendium w zasięgu reki. Przedwczoraj wieczorem okazało się, że obydwaj awansowali do finałowej szesnastki. 10 października startują kolejne odcinki, tym razem już na żywo, w których każdy uczestnik zaprezentuje się w różnych stylach tanecznych. Co tydzień będzie odpadać dwójka tancerzy, którzy zrobili najmniejsze wrażenie na publiczności. Nasi chłopcy liczą na wsparcie białostoczan, bo to widzowie zdecydują o zwycięstwie.
Od salsy do hip-hopu
Możliwość pokazania się wielomilionowej publiczności nie paraliżuje naszych tancerzy. Trema pojawia się na dwie-trzy minuty przed występem i znika w okamgnieniu wraz z pierwszymi taktami muzyki. Są pewni siebie i własnej wartości. Żadnego z pozostałych finalistów nie uważają za groźnego konkurenta.
- Nie chciałbym wyjść na zarozumialca - śmieje się Rafał. - Nie mam po prostu takiego ciśnienia, żeby wygrać za wszelką cenę.
Obydwaj podkreślają za to zgodnie, że możliwość pracy ze wspaniałymi choreografami i tancerzami na pewno ich ubogaca. Wystarczy wymienić tylko kilka nazwisk, jak wspomnianego już Augustina Egurrolę, dyplomowanego nauczyciela tańca Word Dance and Dance Sport Council, dyrektora artystycznego Warszawskiego Festiwalu Tańca. Albo Wade'a Robsona, pochodzącego z Australii choreografa i producenta, który zdobył popularność dzięki autorskiemu show "Wade Robson Project" w MTV. Pracował z takimi gwiazdami, jak Britney Spears, N'Sync, Pink, Usher czy Justin Timberlake.
O ile w takich stylach, jak New Age i hip-hop białostoczanie czują się jak ryby w wodzie, to jednak bywają zadania sprawiające im kłopoty. Np. w Paryżu musieli błyskawicznie opanować układ tańca towarzyskiego - salsy i zatańczyć ją równo w parach, wplatając figury akrobatyczne. Oj, trudno im było przestawić się na inną technikę, ale udało się. Rafał z kolei trochę "kręcił nosem" na zaproponowany przez jedną z choreografek układ modern jazz underground. Pochodząca z Francji Ira Nadia Kodiche narzuciła im coś, co "nie było ani wygodne, ani ładne".
- Wolę balet - uznał Rafał.
Zaczynał, tarzając się po ziemi
Na ogół wielość stylów preferowanych przez choreografów nie przysparza im trudności. Sami także śmiało łączą je wszystkie. Rafał pochodzi z Grajewa, w Białymstoku na stałe mieszka od pięciu lat. Tu skończył studia licencjackie na pedagogice i - choć trochę żałuje - nie miał czasu na kontynuowanie edukacji, bo taniec porwał go bez reszty. Tańczy zresztą nie od dziś, tylko od 16. roku życia. Zaczął od amatorskiego breakdance'a. Cztery lata temu uznał, że "znudziło mu się tarzanie po ziemi" i mając 26 lat, tańczy swój własny styl, łącząc elementy hip-hopu, jazzu, funky i New Age. W międzyczasie wraz ze znajomymi z Grajewa stworzył Fair Play Crew, święcącą triumfy na konkursach i zawodach. Najbardziej dumni są z udziału w spektaklach teatralnych. Np. z "12 ławek" w reżyserii Jarosława Stańka, w Teatrze Muzycznym w Gdyni, z muzyką O.S.T.R., Tede, Sistars. Ten pierwszy hiphopowy spektakl został okrzyknięty manifestem hiphopowego pokolenia i był porównywany z równie ważnym przełomem - pierwszym polskim musicalem "Metro". Wystąpili też i współtworzyli choreografię (a właściwie przekładali cały scenariusz na język tańca) w spektaklu "Morosophus", który miał premierę w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Został obsypany nagrodami, m.in. otrzymał wyróżnienie od ministra kultury w II Ogólnopolskim Konkursie na Teatralną Inscenizację Dzieł Literatury Europejskiej oraz statuetkę Bruk Theater Award za najlepszy spektakl teatralny zaprezentowany podczas gdyńskiego festiwalu Bruk. Członkowie grupy albo indywidualnie, albo w grupie, brali udział w takich przedsięwzięciach, jak "Romeo i Julia", "Vichry", "Koty", w show tanecznym "Opentaniec". Nie ma co, naprawdę są dobrą i uznaną marką. Współpracując ze szkołą Max Dance, propagują w regionie taniec, ucząc nawet maluchy od 2. roku życia. Ich wspólne studio tańca oferuje zajęcia breakdance, hip-hop, videoclip dance, street jazz, funkstyles (popping, locking), theatre dance, house, toprock style, dance hall, pop&R'n'B, New Age hip-hop... W sumie w 16 stylach.
Taniec = życie (w Białymstoku!)
Piotrek Gałczyk, czyli po prostu "Gaua", trafił do studia 2,5 roku temu, jeszcze w liceum. Właściwie do dziś 19-latek się uczy, ponieważ z lekcjami koliduje kariera sceniczna. Najpierw zgłębiał tajniki tańca pod okiem fachowców z Fair Play, ale szybko okazało się, że jest tak dobry, że sam został instruktorem, a niedawno przyjęto go do grupy. W programie pracuje bardzo ciężko, tak jak i reszta finalistów. Dziennie ma od czterech do siedmiu godzin treningu. Potem: konferencje, sesje zdjęciowe, wywiady. Ćwiczenia są tak wszechstronne (w parach, solowo i zbiorowo), że chłopcy nie muszą pracować nad formą indywidualnie, po godzinach. Ale ta ciężka praca na pewno się opłaci. W odcinkach na żywo będą bowiem losować style i partnerki. Muszą być zgrani i przygotowani na wszystko. To przecież będzie piękny show. Nie chcą zdradzać zbyt wiele, żeby nie popsuć niespodzianki. Piotr chciałby zatańczyć solo do muzyki, do jakiej tańczy na co dzień: popu, R'n'B i hip-hopu, z cięższym beatem. Polubił wszystkich uczestników programu, ale mówi wprost, że to za krótki czas na zawieranie prawdziwych przyjaźni. Uważa, że wygraną zgarnie ten, kto będzie miał najwięcej szczęścia i kogo najlepiej pokażą kamery. Jeżeli to będzie akurat on, bardzo ucieszy się z możliwości szlifowania talentu na Broadwayu. A jeśli nie, i tak wiąże swoją przyszłość z tańcem.
- Jeżeli jakaś kontuzja nie uniemożliwi mi pracy fizycznej i tańca, dalej będę prowadził warsztaty i brał udział w spektaklach teatralnych - deklaruje. - I na pewno zostanę w Białymstoku, bo jest tu dużo do roboty. Co wcale nie przeszkadza, bym wyjeżdżał na zaproszenia na warsztaty. Jestem mobilny!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna