Zamiast siedzieć w domu w kapciach i rozmyślać o chorobach, wolą dobrze się bawić. To nietypowe babcie. Jedne założyły kabaret, inne, mimo że są już na emeryturze, dopiero teraz zaczęły uczyć się języków obcych i pływania.
Rozmowy o chorobach są u nas zakazane - zaznacza Helena Wasilewska z Czarnej Białostockiej. Potwierdzają to jej koleżanki. Panie występują w kabarecie "Sami swoi". Eleganckie, umalowane, w butach na obcasach. Kipią energią i dobrym humorem. Spotykają się kilka razy w tygodniu na próbach.
- Już i barki bolą, i kolanka do reperacji, ale kiedy tutaj przychodzę jestem zdrowa - śmieje się Bronisława Markowska.
W kabarecie występuje dziewięć pań. Jest też muzyk, który komponuje melodie do piosenek. Panie znają się już przeszło 20 lat. Poznały się śpiewając w chórze "Czarna jagoda". Na pomysł założenia kabaretu wpadła rok temu Halina Wasilewska. Z zawodu ekonomistka - przez lata pracowała w miejscowej fabryce maszyn rolniczych. Na emeryturze realizuje się jako artystka.
Jeszcze ci męża znajdziemy!
- Pomyślałam sobie: już tyle lat śpiewamy, może by zrobić coś innego - opowiada pani Halina.
Napisała kilka tekstów, z koleżankami przygotowała program i postanowiła zaprezentować kabaret szerszej publiczności. Ledwie zaczęły, a już posypały się sukcesy. Po trzech miesiącach działalności "Sami swoi" zajęli pierwsze miejsce w przeglądzie powiatowym. Potem było kolejne zwycięstwo, tym razem na etapie wojewódzkim i wyjazd do Bydgoszczy.
Tematem przewodnim ich programu są relacje między kobietami i mężczyznami. Nie brakuje drobnych złośliwości pod adresem tych ostatnich.
- Kabaret daje nam ogromną satysfakcję - mówi Bronisława Markowska. - Ale też przyjemność. Kiedy człowiek był młody miał swoje przyjemności, a kiedy jest starszy też coś sobie trzeba znaleźć.
Nie do przecenienia dla emerytek z Czarnej Białostockiej jest też samo przebywanie z ludźmi.
- Nie miałabym co ze sobą zrobić - nie ma wątpliwości Jadwiga Babynko. - Po 23 latach wróciłam z mężem z USA. Chcieliśmy osiąść na starość w rodzinnych stronach. Niestety, mąż zachorował i zmarł, dzieci osiadły w Stanach, a ja zostałam sama. Na szczęście koleżanki wzięły mnie do chóru, a potem do kabaretu. Inaczej pewnie siedziałabym tylko w domu i chodziła od okna do okna.
- Zobaczysz, jeszcze ci męża znajdziemy! - wtrącają ze śmiechem jej koleżanki.
Widać, że panie się przyjaźnią i spędzają ze sobą dużo czasu. Po próbach parzą sobie herbatę, robią kolację. Wspólnie świętują też swoje imieniny.
- Najważniejsze to nie zamknąć się w domu - tłumaczy Halina Wasilewska. - Pewnie, trochę można posiedzieć, poczytać książkę, wydziergać robótkę... Ale nie ma to jak kontakt z ludźmi.
Sama na emeryturze robi to, co lubi. Wstaje, kiedy chce. Potem pisze teksty, chodzi na próby, bądź załatwia sprawy Związku Emerytów i Rencistów, którego jest przewodniczącą.
- W ciągu dnia jestem zwykle dość zajęta i tego czasu dla siebie nie ma wcale aż tak dużo - zauważa pani Halina. - Ale to i dobrze. Przynajmniej nie mam kiedy myśleć o swoich chorobach. A jakieś dolegliwości ma już każda z nas.
Babci nie ma w domu
A co z rodziną? - Przyzwyczaiła się, że babci nie ma w domu - mówi Maria Tomaszycka. - Ale, oczywiście, kiedy trzeba pomagam im.
Z kolei na Bronisławie Markowskiej spoczywa obowiązek opieki nad wnukami.
- Wstaję o szóstej, żeby wyprawić całą piątkę do szkoły - opowiada. - Córki wyjechały za pracą za granicę, a my z mężem zajmujemy się ich dziećmi.
Mimo to zawsze stara się znaleźć czas na własne pasje i przyjemności.
Panie z kabaretu "Sami swoi" mają mnóstwo planów na przyszłość:
- Przygotowujemy nowy program - zdradza pani Halina. - Pożartujemy sobie trochę z lekarzy i życia biednych polskich emerytów.
I dodają, że ich czas wolny wypełniony jest maksymalnie. W Klubie Seniora Czarnej Białostockiej co rusz bowiem organizują jakieś imprezy: a to spotkanie opłatkowe, to znowu Walentynki. Pracują też jako wolontariuszki. Przygotowywały m. in. paczki dla powodzian i wydawały posiłki dla potrzebujących.
Emerytura to czas dla siebie
Również w Białymstoku znaleźliśmy emerytów, którzy nie chcą spędzać jesieni życia w kapicach przed telewizorem. Wśród nich wyróżnia się Alicja Temler - dawniej ekonomistka, dziś już emerytka, która... chodzi na angielski, namiętnie gra w brydża i uczy się tańców cygańskich oraz tradycyjnych. Uczestniczy też w zajęciach sekcji teatralnej i turystycznej. Wszystko to w ramach Uniwersytetu III Wieku w Białymstoku. Przez kilka lat była prezesem tej organizacji. Nadal zresztą angażuje się w jej działania, ale pałeczkę kierownika przekazała młodszym.
- Uniwersytet daje dużo możliwości rozwoju, i to takich, których dawniej człowiek nawet sobie nie wyobrażał - mówi pani Alicja.
Można robić rzeczy, na które przed emeryturą nie miało się czasu.
- Nie wyobrażam sobie siebie jako tradycyjnej babci spędzającej całe dnie w domu - przyznaje Alicja. - Na emeryturze nie można się poddać i poświęcić tylko rodzinie. Bliscy, owszem, ale trzeba mieć też czas dla siebie. Tak jest najzdrowiej.
Korzysta więc z zajęć, jakie oferuje Uniwersytet III Wieku. Zwiedza muzea i zabytki, chodzi na basen i chińską gimnastykę. - To bardzo wolne, nie obciążające ćwiczenia specjalnie dla starszych osób - tłumaczy. - Pozwalają one utrzymać ciało w dobrej formie, ale nie męczą.
Co ciekawe, we wspomnianych zajęciach biorą udział głównie panie. Panowie to rzadkość.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?