Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeszcze na motor by się wsiadło... I w świat!

Julia Szypulska
Jako aktorka wcielała się w różne role. Na zdjęciu - w sukni czarownicy i w peruce Cyganki.
Jako aktorka wcielała się w różne role. Na zdjęciu - w sukni czarownicy i w peruce Cyganki. Anatol Chomicz
To ona uczyła Stevena Mulla, byłego ambasadora USA, lepić tradycyjne polskie pierogi. Z jej udziałem powstały programy w telewizji ogólnopolskiej i regionalnej, a nawet... teledyski disco polo. Prawdziwą pasją Teresy Bart z Zambrowa jest jednak teatr, no i działka.

W Zambrowie znana jest jako „babcia” z Teatru Form Różnych. Ma już 83 lata, ale wigoru mogłaby jej pozazdrościć niejedna młodsza kobieta. Pani Teresa nie ma czasu na nudę. Do telewizji trafiła dzięki swemu wnukowi, Krzyśkowi, który mieszka w Warszawie. Zbliżało się Święto Dziękczynienia, a pracownicy ambasady amerykańskiej chcieli mieć na swoich stołach - oprócz indyka - jakiś polski akcent. Postanowili, że zrobią pierogi z kapustą i grzybami. A kto miałby ich lepiej nauczy robić to danie, jeśli nie prawdziwa babcia? Wnuk od razu pomyślał o swojej babci Teresie z Zambrowa i skontaktował z nią pracowników ambasady. I nic w tym dziwnego, w końcu ma sześcioro wnuków i troje prawnucząt, a do tego jest niezwykle ciepła i życzliwa.

- Miałam strasznego stracha, bałam się, że sobie nie poradzę - wspomina. - Trochę się jednak przygotowałam. Pomyłam sobie: co ja tak pojadę do ambasady z pustymi rękami. W domu ugotowałam kapustę i grzyby. Zabrałam też maszynkę do mielenia, taką starodawną, przykręcaną do stołu. I stolnicę! I wałek swój wzięłam, żeby tam już wszystko mieć i nie latać i nie szukać.

Z ambasadorem Stevenem Mullem i kilkunastoma innymi pracownikami spotkała się w domu jednego z nich.

- Nie bardzo im wszystkim szło to lepienie pierogów. Najgorzej szło Chińczykom, ani w ząb. Może dlatego, że młodzi byli - śmieje się. - Jeden nie wiedział, ile mąki wsypać. Drugi jajko chciał wbić do ciasta, a tego się nie robi!

Pani Teresa ze swojej roli wywiązała się jednak znakomicie. Dowodem tego były komentarze, jakie usłyszała: „Śmaćne, pani Telesio, śmaćne“. Pokazała Amerykanom, jak się robi pierogi tradycyjnym sposobem. Że trzeba mąkę zalać gorącą wodą, a potem z rozwałkowanego ciasta wykrawać kółka za pomocą szklanki. Uczyła też, jak zlepić pierogi metodą warkoczyka, choć dla ułatwienia podpowiedziała, że można sobie pomóc widelcem, albo skleić palcami. Pani Teresa spędziła w Warszawie dwa dni. Z jej pobytu powstał film, który potem pokazywały ogólnopolskie stacje telewizyjne. A przed Bożym Narodzeniem program z udziałem babci Teresy zrobiła regionalna telewizja. I tak stała się gwiazdą. Co ciekawe, lepienie pierogów z amerykańskim ambasadorem Stevenem Mullem to niejedyny jej występ medialny. Wcześniej zagrała w... teledysku zespołu disco polo.

Pokazała swoje atuty w teledysku

- Pojawiłam się jako kandydatka na żonę - mówi. - W końcu i koszulę umiem uprasować, i bardzo dobrze gotować.

Ubrana w strój ludowy zachwalała swoje atuty w „Szukam dziewczyny” grupy Masters. Z pewnością dzięki niej piosenka zyskała taką popularność, jak inny przebój tego zespołu - „Żono moja”.

- Tak się złożyło, że menadżer zespołu zwrócił się do mnie o pomoc w znalezieniu obsady teledysku - opowiada Małgorzata Trocha, kierownik Teatru Form Różnych w Zambrowie. - Wytypowałam trzy dziewczyny, w tym Tereskę. Wszystkie zagrały.

Teresa Bart jest laureatką nagrody Zambrowskiego Żubra w kategorii twórczość i upowszechnianie kultury. Była ona ukoronowaniem jej wieloletniej twórczości. Bo na lokalnym gruncie pani Teresa jest znana od wielu lat. Była jedną z pierwszych aktorek Teatru Form Różnych - legendarnej i wielokrotnie nagradzanej grupy, założonej 17 lat temu przez Janusza Kuleszę.

- Moją pierwszą rolą był złodziej w „Szopce Zambrowskiej” - wspomina. Od tamtej pory ról miała mnóstwo. W sumie za sobą ma aż 364 występy. Była i plotkarą w „Dzielnicy”, i czarownicą w „Bajkach dla dzieci”. Lubi śmieszne role. Bo cechą pani Teresy jest ogromne poczucie humoru. W przedstawieniu „Czar kafejki” zagrała babcię klozetową.

- Jak ona wyszła w swoim stroju, to cała sala trzęsła się ze śmiechu. A ona nic jeszcze nie zdążyła powiedzieć - opowiada kierownik Teatru Form Różnych. - Tereska ma niezwykły talent komediowy.

Ta cecha pomaga jej nie tylko w teatrze, ale i w życiu codziennym. Wszak, jak mówi stare przysłowie, śmiech to zdrowie. Łatwiej znieść życiowe trudności, gdy ma się umiejętność obrócenia pewnych rzeczy w żart. Czasem humor pozwala uniknąć przykrych konsekwencji. Na przykład, gdy się skrytykuje szefa. Tak się zdarzyło podczas jednej z uroczystości z okazji 8 marca, jaką zorganizowały emerytowanym pracownikom Zambrowskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego. Tam Teresa Bart przepracowała jako prządka ponad trzydzieści lat. - Dostałam odznaczenie Zasłużony dla Zakładu i srebrny, i brązowy krzyż i nawet złoty - wylicza.

Teresa Bart pochodzi z Szepietowa. W Zambrowie mieszka od 1953 roku. Przeprowadziła się tu wraz z mężem, tuż po ślubie. Zawodowe życie spędziła w Zambrowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego.

Umie dobrze rymować

Dawniej był zwyczaj, że dyrekcja wręczałam emerytom jakieś upominki. Minęły jednak lata, zmienili się dyrektorzy, a wraz z nimi i ten obyczaj. Emeryci byli odtąd zapraszani już tylko na herbatę do zakładowego klubu „Relaks”.

- Tak wtedy myślałam, co im na to odpowiedzieć. Aż w końcu zaśpiewałam piosenkę - opowiada.

A rymować potrafi całkiem nieźle. Piosenka brzmiała tak:

„Siedzą dzisiaj tutaj te same dzieweczki

Które kiedyś przędły cieniutkie niteczki

Kręć się kręć wrzeciono, pękła kręta nić

lepiej było dla nas za komuny żyć

Gładko szła nam przędza, wesoło nam było

Jedna z drugą w ganku co raz to wypiła

Teraz się zmieniło, co tu dużo kryć

Jesteśmy babciami i tak musi być

Kiedyś na dzień kobiet upominki miały

Wesołe do domu dziewczyny wracały

Teraz emerytkom nie chcą nic dać

Kto to tak zarządził, k... jego mać“

Na mocne zakończenie szefostwo zareagowało gromkim śmiechem i brawami. Nikt się nie obraził, a pani Teresa powiedziała, co myśli na temat nowych zwyczajów.

- Myślę sobie, jestem na emeryturze, to co mi zrobią - tak wtedy pomyślałam.

A wiele lat później napisała jeszcze hymn Teatru Form Różnych, który jest cały czas śpiewany.

- Tereska jest jedną z tych osób, które bardzo wszystko przeżywają, w takim sensie, że wkładają całe serce w to, co robią - mówi kierownik teatru. - Nawet jak dostanie jakąś role w teatrze, to zastanawia się, czy potrafi ją zagrać. Świetnie się z nią pracuje, bo wszelkie uwagi gruntownie przemyśli i potem robi wszystko tak, jak to jest wymagane. Nieraz ma swoje pomysły, jak coś zagrać. Każda rola, która jest jej powierzona, jest potem świetnie odbierana przez publiczność.

Oprócz talentu komediowego, teatralna „babcia” ma ułańską fantazję. Kiedyś zrobiła niespodziankę wnuczce Karolinie, która wychodziła za mąż. Pojawiła się na weselu ze swoją grupą teatralną i dała przedstawienie. Scenariusz przewidywał, że jedna z występujących pań - po sekwencji „jak go ujrzała, to zemdlała” - upadnie zemdlona. Oczywiście przy odpowiedniej oprawie: podczas upadku spódnica zakasała się ukazując staromodne pantalony. Scena wyszła bardzo wiarygodnie. Do tego stopnia, że obecni na sali lekarze rzucili się kobiecie na pomoc.

Zdarzyło się też, że kiedyś musiała wchodzi do domu przez okno. Poszła akurat na próbę, a mąż został w domu. - Czekał na mnie, czekał, aż w końcu wyszedł - opowiada. - Pewnie myślał, że mam klucz. A ja stoję pod drzwiami, pukam, a tu nic.

Na szczęście mieszkanie jest na parterze. Obeszła je z drugiej strony, stanęła na stołku i wspięła się do okna.

- Dobre miałam życie, bo i mąż był dobry, chociaż spokojny. Nie robiłam mu awantur nawet kiedy sobie wypił - mówi pani Teresa. - W wielu sprawach mnie wyręczał. O jedno mam tylko do niego żal... Że mnie nie nauczył jeździć motorem.

Mąż Wacław zmarł dwa lata temu, ale wciąż ma motor marki jawa, którym pani Teresa razem z nim jeździła po regionie i po całej Polsce. Przeważnie raz w roku odwiedzali święte miejsca, jak Częstochowę, czy Licheń. Zdarzyło się też, że i na grilla motorem przyjechali, i groby odwiedzili na jednośladzie. Chętnie wsiadłaby jeszcze na motor. Ponieważ jednak do jazdy nim nie ma uprawnień, to z upodobaniem siada na rower.

- To prawda - przyznaje. - Cały czas jeżdżę rowerem. Mnie tam pogoda nie przeszkadza. Ja i w deszcz będę jechać.

Najchętniej na ukochaną działkę. Uprawiali ją wspólnie z mężem przez lata. Spędza tam dużo czasu, zwłaszcza latem. Jest tam domek, a w nim prawdziwy węglowy piec. Można w nim rozpalić, gdy jest chłodno. Albo upiec babę ziemniaczaną.

- Tego smaku nie da się z niczym porównać - wspomina z rozmarzeniem pani Małgorzata. - Często tam bywaliśmy, bo można powiedzieć, że tworzymy taką dużą teatralną rodzinę. Kiedy ktoś jest w potrzebie, przyjeżdżamy, żeby pomóc.

Teatr to jej życie

Jak mówi pani Teresa, na działce ma wszystko, co tylko można chcieć.

- Mam dużo kwiatów, w kwietniu już mi zakwitły tulipany - wylicza. - Zasiałam też marchew, pietruszkę i cebulę posadziłam. I folię tam mam, i pomidory tam niedługo posadzę, bo teraz stoją na parapecie w domu.

Na działce rośnie też specjalna roślina, z której owoców robi się paciorki do różańca. Takimi własnoręcznie zrobionymi różańcami pani Teresa obdarowała wszystkich członków zespołu teatralnego.

O teatrze mówi, że to jej drugi dom. Ale też okno na świat. Dzięki niemu była w wielu miejscach, poznała nowych ludzi.

- On daje mi życie - mówi bez wahania. Ja tym teatrem żyję. I jak tak teraz sobie myślę, że kiedyś przyjdzie mi się z nim rozstać... Ale póki daje radę, to będę chodziła.

Póki co, na zdrowie nie narzeka. Może i czasem coś ją zaboli, ale nie mówi o tym. Jeszcze niedawno pilnowała swoich prawnuczek. Wsiadała w autobus i jeździła do Białegostoku. Bo przecież pomóc trzeba. Ale i teraz na nudę nie narzeka. Dwa razy w tygodniu odbywają się próby w teatrze. Jest działka. Ma też wielu znajomych. - To niezwykle uczynna i wrażliwa osoba - mówi o koleżance z zespołu Małgorzata Trocha. - Jeśli jest taka potrzeba, to pomoże, choćby nie miała siły.

Pani Teresa to kobieta nowoczesna. Ma nawet profil na Facebooku. Także dzięki wnukowi Krzysiowi. - Wiem, wiem, ale tam nie zaglądam. Nie chcę mieć komputera, bo zaraz miałabym nowe zainteresowanie i nie miałabym czasu na działkę jeździć - śmieje się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna