Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeździli po mieście i atakowali ludzi. Ale za kraty nie trafią

Helena Wysocka
Kierowca twierdzi, że co pewien czas zatrzymywał się, a wówczas Mariusz K. i Michał P. wyskakiwali z auta. W jakim celu, nie  miał pojęcia. Dopiero od prokuratora dowiedział się, że wyżywali się na przypadkowo napotkanych ludziach.
Kierowca twierdzi, że co pewien czas zatrzymywał się, a wówczas Mariusz K. i Michał P. wyskakiwali z auta. W jakim celu, nie miał pojęcia. Dopiero od prokuratora dowiedział się, że wyżywali się na przypadkowo napotkanych ludziach. sxc.hu
Białostocki lekarz wracał z pracy, gdy w centrum miasta dwóch pijanych - jak mówi - oprawców skatowało go do nieprzytomności. - Nic im nie zrobiłem - dodaje. - Nawet nie uraziłem wzrokiem, bo zaatakowali od tyłu. Ma żal do prokuratora, że zbyt pobłażliwie potraktował sprawców.

W środku nocy atakowali w centrum Białegostoku przypadkowo napotkanych przechodniów. Lekarza skatowali tak, że ledwo uszedł z życiem. Miał złamany nos, wstrząśnienie mózgu i kilkanaście szwów na głowie. Mogli za to trafić na pięć lat do więzienia. Ale nie trafią, bo prokurator był dla sprawców bardzo pobłażliwy.

Prokurator zgodził się bowiem na karę, której chcieli dobrowolnie poddać się napastnicy. A skłonni byli zapłacić po... 600 złotych grzywny. - To śmieszne - oburza się białostoczanin. - Wciąż, choć od zdarzenia minęło kilka miesięcy, odczuwam skutki tej napaści. Oskarżyciel powinien bronić moich racji, a nie bandytów. Tymczasem w tym przypadku tak nie jest. Nikt mnie nawet nie przeprosił.

Adam Kozub, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Białymstoku nie chce oceniać decyzji śledczego z "rejonu".

- Jest niezależny i sam, na podstawie analizy zgromadzonych materiałów podejmuje decyzję - przypomina. - Poza tym, ostateczna decyzja należy do sądu. Zawsze może odrzucić wniosek.

Ale tak się nie stało. W minioną środę sędzia uznała, że proponowana kara jest adekwatna do czynu. A pokrzywdzony, jeśli ma poczucie krzywdy, może dochodzić swoich praw na drodze cywilnej.

- Orzeczenie nie jest sprawiedliwe - uważa lekarz.

Zaatakowali od tyłu, bez słowa

Białystok, powyborcza listopadowa noc. Znany białostocki lekarz i naukowiec pracował do późna. W swoim gabinecie, w centrum miasta, przygotowywał prelekcję.

- Wracałem do domu około północy, byłem potwornie zmęczony - opowiada. - W centrum, na ulicy Skłodowskiej, ktoś mnie zaatakował od tyłu, bez słowa. Nie widziałem tych bandytów. Zaczęli mnie kopać po całym ciele, przewróciłem się.

Po kilku, albo kilkunastu minutach, też bez słowa, pozostawili zakrwawioną ofiarę na chodniku i poszli dalej. Jak się później okazało, aby dopaść kolejną. Nie musieli długo na nią czekać. Do domu wracał bowiem przewodniczący jednej z komisji wyborczych. Też po północy, bo z racji awarii systemu tak długo zliczał oddane przez białostoczan głosy. Sprawcy rzucili się na niego, ale mieli pecha. Przewodniczący zaczął się bronić i zdołał wezwać policję. Ta zatrzymała pijanych, rozjuszonych napastników. Obciążyły ich nagrania z monitoringu oraz wyjaśnienia szefa komisji. Ten rozpoznał chuliganów.

- Uliczne kamery doskonale zarejestrowały, jak nas katowali - mówi medyk.

Za kraty trafili 22-letni Mariusz K. i o dwa lata starszy Michał P. Obaj są mieszkańcami jednej z podlipskich (powiat augustowski) wsi. Co robili w Białymstoku? W śledztwie zeznali, że pojechali do Augustowa, aby się zabawić. A tam, wspólnie z dwoma kolegami postanowili odwiedzić mieszkającą w Białymstoku dziewczynę. Zabrali ją do samochodu i rzekomo bez celu jeździli po mieście. Byli pijani. Kierowca twierdzi, że co pewien czas zatrzymywał się, a wówczas Mariusz K. i Michał P. wyskakiwali z auta. W jakim celu, nie miał pojęcia. Dopiero od prokuratora dowiedział się, że wyżywali się na przypadkowo napotkanych ludziach. Kierowca nie wie też, ile razy jego koledzy "wyskakiwali". Podobno nie liczył. A szkoda, być może pokrzywdzonych było więcej.

Szczęście, że w adidasach

Lekarz trafił do szpitala. Miał m.in. wstrząśnienie mózgu oraz złamany nos. Koledzy po fachu założyli mu na głowie dwanaście szwów. Do pracy wrócił po ponad dwóch miesiącach. Ale to nie znaczy, że doszedł do siebie.

- Jeszcze dziś odczuwam skutki tej napaści - twierdzi.

Tym bardziej zdziwił się decyzji prowadzącego śledztwo prokuratora z białostockiej "rejonówki", który zgodził się, by napastnicy dobrowolnie poddali się karze. Przystał na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i po 600 złotych grzywny. Oskarżeni wyrazili też chęć zapłacenia po 500 złotych tytułem nawiązek dla swoich ofiar.

- Kwota jest śmieszna i jest to raczej jałmużna, a nie zadośćuczynienie - uważa naukowiec.
Kwota, być może, satysfakcjonuje byłego szefa komisji wyborczej, ponieważ jego obrażenia nie były wielkie. Jak to prawnicy określają, poniżej dni siedmiu. Natomiast w przypadku lekarza sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

- Uważam, że mogę mówić o wielkim szczęściu - ocenia. - Gdyby oprawcy mieli jesienne buty, z twardą podeszwą, a nie sportowe, dziś byśmy już nie rozmawiali. Oni zatłukliby mnie na śmierć.

Białostoczanin przypomina, że jeden z oskarżonych był już karany. Wprawdzie za jazdę po pijanemu, ale - jak widać - z orzeczeń sądu nie wyciąga za wiele wniosków. Być może powinny być bardziej restrykcyjne.

Profesor nie ukrywa żalu do prokuratury. Mówi, że prowadzący śledztwo podszedł do sprawy zbyt lekko. Zachował się tak, jakby miał bronić interesów oskarżonych, a nie ich ofiar.

- Nie pierwszy raz tak postępuje - dodaje rozmówca. - Wiem, że w podobny sposób próbował zakończyć śledztwo w Pomorzu.

W tej podsuwalskiej wsi dwaj bandyci, pod osłoną nocy, włamali się do jednego z domów i skatowali młodego chłopaka. Pobili go wyciągniętymi z płotu kijami, a później uciekli. Właściciel domu, w którym doszło do napaści, wskazał potencjalnych sprawców. Są to dwaj mieszkańcy wsi.

- Byli zamaskowani, ale rozpoznałem ich po charakterystycznym chodzie oraz wzroście - tłumaczył Leszek Tuchłowski z Pomorza. - Znam ich od dziecka, na pewno się nie mylę.

Prokurator umorzył śledztwo. Decyzję uzasadnił m.in. tym, że podejrzewani mają alibi. Domownicy stwierdzili bowiem, że mężczyźni przez całą noc nie ruszali się z domu.

- Wniosek z tego taki, że miałem podwójnego pecha - ironizuje lekarz. - Raz, że znalazłem się na drodze tych bandytów. A dwa, że prowadzący tamto śledztwo prokurator w międzyczasie przeniósł się do Białegostoku i zajął się moją sprawą.

Trzeba ich wychować!

Białostocki sąd zajmował się sprawą pobicia w minioną środę. Wprawdzie zgodził się, aby lekarz występował w charakterze oskarżyciela posiłkowego, ale odrzucił jego argumenty i zaakceptował wniosek prokuratury. - Usłyszałem, że jeśli nie jestem zadowolony, to mogę dochodzić swoich praw na drodze cywilnej - nie kryje żalu pokrzywdzony. - Ale przecież nie o to chodzi.

Lekarzowi nie zależy bowiem na zadośćuczynieniu, a raczej na karze, która wychowałaby sprawców.

- Skoro rodzicom nie udało się tego uczynić, to mógłby spróbować kurator - dodaje. - Taki wniosek zgłosiłem w sądzie. Niestety, został odrzucony.

Wyrok zamierza skarżyć.
Prawo przewiduje skazanie oskarżonego bez przeprowadzenia rozprawy, jeśli okoliczności nie budzą wątpliwości, a czyn zagrożony jest karą do 10 lat. Jednak dr Jarosław Ruszewski, szef Centrum Aktywności Społecznej "Pryzmat" w Suwałkach, które zajmuje się pomocą dla osób pokrzywdzonych, mówi, że skazanie to jedno, a poczucie sprawiedliwości - drugie. Nie chce oceniać prokuratorskiego wniosku, ponieważ nie zna akt sprawy, ale uważa, że prokurator - zgodnie z zaleceniami ministerstwa sprawiedliwości - powinien skorzystać z mediacji.

- Dziwię się, że tego nie uczynił - mówi dr Ruszewski. I zastrzega, że mediacja nie jest jednoznaczna z tym, że sprawca miałby wyższy wymiar kary. - Chodzi o to, aby pokrzywdzony nie miał poczucia krzywdy - argumentuje. - A to jest niezwykle istotne.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna