Podczas ostatniego bluesowego festiwalu zagrał na harmonijce. Jednak jego ulubionym instrumentem był saksofon.
"Przyszłam powiedzieć Ci to, czego nie zdążyłam. Dziękuję." - napisała w księdze kondolencyjnej pani Alina.
Ja też nie zdążyłem podziękować za to, że uratował mojemu dziecku życie - mówi Władysław Ewko, suwalczanin i przyjaciel zmarłego prezydenta. - Choć wiem, że w każde życie wpisana jest śmierć, nawet przez myśl mi nie przeszło, że Józek tak szybko odejdzie.
Pracował od rana do nocy
W rodzinie państwa Gajewskich był najstarszy. Miał młodszego brata.
- Rodzice nauczyli nas szacunku do ludzi i pracy - wspominał swoje dzieciństwo kilka lat temu. -
Mieliśmy określone obowiązki, które trzeba było wykonać. Wakacje? Spędzałem je przy żniwach, albo przy budowie domu. Ojciec budził skoro świt i trzeba było brać się do pracy.
Ukończył suwalski "mechaniak", a później poszedł do wojska.
- Grał w orkiestrze - wspominają przyjaciele. - Był bardzo przystojny, dziewczyny nie odrywały od niego wzroku.
Po wojsku kształcił się na białostockiej politechnice. Wrócił do Suwałk, gdzie pełnił kierownicze stanowiska w kilku urzędach. Był prezydentem miasta w latach 1981-1987, a później naczelnikiem urzędu i izby skarbowej. Od 2002 roku znowu rządził miastem. Pracował od rana do nocy. Nie zważał, że ma kłopoty z sercem.
- Był pracoholikiem - mówią znajomi prezydenta. - Wymagał dużo od innych, ale jeszcze więcej od siebie.
Z urzędu, po pracy, lubił wracać pieszo.
- Wtedy więcej widać. - śmiał się. - Muszę wiedzieć, co się dzieje.
Pozbierał pijaczynie kartofle
- Bardzo pracowity - wspomina Władysław Ewko. - Całe życie gonił, wiecznie coś robił. Ale nigdy nie odmówił pomocy.
Ewko wspomina, jak 34 lata temu jego córka ciężko zachorowała. Suwalscy lekarze nie radzili sobie z chorobą.
- W środku nocy zapukałem do drzwi Gajewskich - wspomina. - Pamiętam, że na dworze była straszna śnieżyca. A mimo to, Józek ubrał się i zawiózł moje dziecko do białostockiego szpitala. Kogo byłoby stać na takie gesty?
Tomasz Bilbin poznał Gajewskiego na studiach.
- Mieszkaliśmy razem w akademiku - wspomina. - Bardzo energiczny, z głową pełną pomysłów. Kreatywny i niezwykle pracowity. Tak było i na studiach, i w pracy.
Obowiązków miał co niemiara. A mimo to, znajdował czas dla rodziny.
- Wychował troje dzieci na porządnych ludzi - dodaje Bilbin, który od kilkunastu lat mieszka w sąsiedztwie Gajewskiego.
- To był strasznie fajny człowiek - potwierdzają sąsiedzi. - Choć niezwykle zapracowany, to zawsze znalazł czas, by się zatrzymać, uśmiechnąć, ukłonić.
Ludzie opowiadają, jak kilka dni temu prezydent wracał do domu.
- Jechał samochodem, a chodnikiem szedł jakiś pijaczyna z zakupami - mówią. - Machał tą torbą, machał, aż w końcu wysypały mu się kartofle. Prezydent to zauważył, zatrzymał się i wysiadł z samochodu. Uśmiechnął się, pozbierał ziemniaki i podał temu mężczyźnie. Po czym, wsiadł do samochodu i pojechał dalej.
Często było też tak, że gdy jechał samochodem, proponował podwiezienie.
- Nie wywyższał się. Nie patrzył, czy ktoś jest urzędnikiem, czy bezrobotnym - mówią. - Po prostu, zatrzymywał auto i zapraszał do środka.
Był bardzo religijny. Nie wyobrażał sobie, by w niedzielę nie pójść do kościoła.
Kaczka prezydenta
Gajewski miał też mnóstwo pasji: grał na saksofonie, na harmonijce, dobrze tańczył i był duszą towarzystwa. Gdy zapraszał gości, troszczył się, by nikomu niczego nie brakowało. Przyjaciele domu wspominają, że na każde święta przyrządzał swoje danie: kaczkę z gruszkami.
- Znakomita! - wspomina Wanda Chrostowska. - Choć brałam przepis, nigdy nie udało mi się przyrządzić równie dobrej.
Chrostowska jest lekarką. Poznała prezydenta Gajewskiego kilkadziesiąt lat temu, gdy przychodził do poradni z chorymi dziećmi.
- Troszczył się o nie bardzo - wspomina. - Takiego ojca można pozazdrościć.
A ostatnio, na głowę wchodziły mu wnuki.
- Pozwalał im na wszystko - dodaje Władysław Ewko. - Gdy się spotykaliśmy, opowiadał, co robią, gdzie są. Bardzo je kochał.
Pierwsze wakacje
Od kilkudziesięciu lat nie był na prawdziwych wakacjach.
- Czasem wyjeżdżał na kilka dni np. do Zakopanego - wspominają znajomi. - Ale nie wytrzymywał długo. Już po dwóch, trzech dniach mówił, że szkoda czasu i wracał do domu.
Te, przed tygodniem, miały być pierwszymi, prawdziwymi wakacjami. Do wyjazdu namówili go znajomi z Warszawy. Wybierali się do Włoch, chcieli mieć miłe towarzystwo. Gajewski pojechał wraz z żoną. W niedzielę, 25 lipca, wskoczył do hotelowego basenu i już nie wypłynął.
"Los jest zazdrosny, zabiera Tych, których najbardziej potrzebujemy" - napisała w księdze kondolencyjnej pani Katarzyna.
Od kilku lat, w Nowy Rok, prezydent witał suwalczanina, który jako pierwszy przyszedł na świat.
Na kolanach, jak każe tradycja, pił herbatę podczas zorganizowanych w mieście Dni Japońskich.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?