Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karnawał. Jak to onegdaj z bywało

W. Falkowski
Fot. W. Falkowski
Karnawał w dawnej Polsce.

Tańce, zwane pląsami, były już znane dawnym Słowianom. Początkowo wykonywały je dziewczęta wyłącznie podczas sobótek i obrzędów rodzinnych, by spełniły się magiczne działania. Dlatego właśnie zwalczał je Kościół, bo widział w nich magiczne zabiegi, które w surowym średniowieczu były uważane za grzech.

Ale młodzi jednak tańczyli tak jak i dorośli, prosty lud i mieszczanie.

Po koronacji Kazimierza Wielkiego tańcom, zabawom i uciechom nie było końca. Były to czasy, kiedy nawet biskupi nie stronili od tańców.

Tańcami zajmowali się Jagiełłowie. Ale popularne bale zaczęły się dopiero za królowej Bony, która ten zwyczaj przywiozła z Włoch.

Karnawał wiąże się z włosko-łacińskim carne vale, a wywodzi się z rzymskich bachanaliów. Pod słonecznym niebem włoskim obchodzony był barwnymi pochodami po ulicach i placach miast, balami maskowymi.

W polskim zimnym klimacie uczty i tańce odbywały się pod dachem. Tańczono przy różnych okazjach, ale karnawał stawał się stopniowo najważniejszym wydarzeniem, aby za Sasów podporządkować sobie wszystkie stany. U schyłku panowania Augusta III pojawiły się w miastach Polski reduty, czyli bale maskowe, a odbywały się one przez cały tydzień z wyjątkiem piątków i sobót. Wszyscy obowiązani byli być w maskach. Wstęp na reduty był odpłatny, a bilet upoważniał do korzystania ze światła i kapeli. Za napoje i jedzenie trzeba było oddzielnie płacić. Na takich redutach była również sposobność „zażywać uciech wstydliwych”. Za solidną opłatą otrzymywało się klucze do osobnego pokoju, gdzie można było spędzić urocze chwile ze swoją wybranką.

Na reduty ubierano się z fantazją. Obok prostych kostiumów wieśniaka czy mnicha występowali Żydzi czy Turczynki. Przebierano się za nietoperza lub Greczynkę w przezroczystych sukniach. Najchętniej tańczono mazura i poloneza, a później menueta i kontredansa. Bawiła się szlachta do upadłego, do ostatnich swych dni. Bawiła się i później, bo jak twierdzą kronikarze, najhuczniejsze karnawały przypadły na XIX wiek.

Bali było do wyboru, do koloru - jak byśmy dzisiaj powiedzieli. A więc proszone, składkowe, kawalerskie, panieńskie - można by wyliczać w nieskończoność.

W latach trzydziestych w domu, gdzie były panny na wydaniu, dawano jeden bal rocznie dla piętnastolatki, trzy dla dwudziestolatki, a sześć dla dwudziestopięciolatki. A mimo to zdarzało się czasem, że chociaż jak pisał Kazimierz Laskowski: chodziła na reduty, chodziła na bale, sto dwadzieścia razy tańcząc w karnawale. Aż wreszcie panieńskim skończywszy ostatki, po białym mazurze została… u matki.

No cóż, nie zawsze pomagały zabiegi matki, starania ojca i najpiękniejsze suknie balowe. Chociaż karnawały trwały nieprzerwanie od sylwestra i można było się ubawić, ile dusza zapragnie, wszyscy czekali na ostatki - szalone dni licznych pohulanek i tłustych uczt, które jak powiada Zygmunt Gloger - łakomy żołądek ludzki w przewidywaniu postu wymyślił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna