Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa pod Jeżewem. Ta tragedia wstrząsnęła całą Polską

Izabela Krzewska
Archiwum
10 lat temu w katastrofie drogowej w okolicy Jeżewa zginęło dziesięcioro białostockich maturzystów oraz trzech kierowców.

Piątek, 30 września 2005 r., nad ranem. 52 uczniów I LO i Zespołu Szkół Elektrycznych w Białymstoku z trzema opiekunami wsiada do autokaru. Jadą do Częstochowy na pielgrzymkę w intencji pomyślnej matury. Około 6.44, nieopodal wsi Jeżewo Stare, autokar nagle zjeżdża na przeciwległy pas ruchu i zderza się czołowo z ciężarową lawetą. Pojazd z uczniami błyskawicznie staje w płomieniach. Ginie dziewięcioro maturzystów, kierowcy ciężarówki, autokaru i jego zmiennik. Do szpitala w ciężkim stanie trafia jeszcze jedna nastolatka. Umiera tydzień później.

Mimo że od tej jednej z największych tragedii na podlaskich drogach mija dziś dokładnie 10 lat, pamięć o niej jest wciąż żywa. Szczególnie wśród tych, którzy cierpienie pokrzywdzonych i rozpacz rodzin widzieli na własne oczy.

Walka z ogniem i paniką

- Siwy dym widać było z odległości co najmniej 15 kilometrów. Gdy przyjechaliśmy, autokar stał w ogniu. Dopiero, gdy para po gaszeniu opadła, okazało się, że w środku leży mnóstwo ciał - opowiada Marek Rzędzian, dziś prezes OSP Jeżewo Stare, która była pierwsza na miejscu tragedii.

Wokół panował chaos. Trzeba było uspokajać młodzież. opanować panikę. - Rodzice, którzy przyjechali, gotowi byli wskakiwać do autokaru, żeby szukać swoich dzieci - wspomina z bólem strażak-ochotnik.


Właśnie kończył służbę

- Dziesięć lat temu byłem młodym oficerem. Ale najgorszy dla mnie moment to - wbrew pozorom - nie wydobywanie ciał z autobusu, ale obraz zrozpaczonej matki, która szukała swego dziecka - wspomina mł. bryg. Wojciech Łapiński z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 3 z Białegostoku. - Na drodze zauważyła but córki. Na ten widok wpadła w histerię. Ten obraz na długo zostanie w mojej głowie.

Informacja o katastrofie dotarła około 40 minut przed końcem jego dobowego dyżuru. Nieznane były szczegóły. Było prawdopodobieństwo, że trzeba będzie uwalniać osoby zakleszczone w pojeździe. Ale rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. - Ogrom tego, co zastaliśmy po przyjeździe był przerażający. Wokół było mnóstwo porozrzucanych aut, które spadły z lawety.

Autokar spłonął doszczętnie jeszcze przed przybyciem PSP. Wybuchł zbiornik z paliwem. Został tylko szkielet pojazdu. - Młodzież, która sama ewakuowała się z autokaru podzieliła się na dwie grupy. Część była ranna. Płakali. Byli w szoku, przerażeni - dodaje mł. bryg. Łapiński.


To trauma na całe życie

- Zanim zostałem policjantem, jeździłem w zespole reanimacyjnym, później już jako mundurowy pracowałem w wydziale ruchu drogowego. Widziałem setki wypadków. Ale powiem szczerze: takiej masakry nie widziałem - przyznaje Jacek Dobrzyński, ówczesny rzecznik podlaskiej policji, dziś rzecznik CBA.

Porozrzucane części garderoby, plecaki, kurtki buty... fragmenty ludzkich ciał.

Rannych odwieziono do trzech różnych szpitali. Policji ciężko było doliczyć się ofiar. Nie było listy podróżujących autokarem. - Nie mogliśmy udzielić pełnych informacji rodzicom. Czułem ich ból. Pierwszy raz widziałem kobietę, która rwała sobie włosy z głowy. Przyznaje, że nawet teraz, gdy o tym mówię, łamie mi się głos. Takie obrazy, trauma zostają w człowieku na całe życie - kończy.

Pamięci ofiar

Dziś o godzinie 8.15 w kaplicy przy ul. Stołecznej zostanie odprawiona msza święta w intencji ofiar.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna