Katastrofa w Smoleńsku. Jak podaje "Fakt", zaraz po katastrofie w Smoleńsku polskie specsłużby poleciały do Rosji wraz z polską delegacją. Ruszyły dwie ekipy tajnych agentów, z premierem Tuskiem i ministrem Klichem. W sumie było to około 20 osób. Mieli za zadanie zdobyć jak najwięcej infermacji o tym, jak doszło do katastrofy. Jedni byli tam oficjalnie jako oficerowie wywiadu, inni robili za ekspertów i szeregowych członków delegacji. Agenci, występując w roli ekspertów, uczestniczyli później w Moskwie w czynnościach śledczych. Właśnie wtedy zgrali z odsłuchów rozmowy kontrolerów z wieży.
Agenci dostali jasne polecenie: "W Smoleńsku i Moskwie wpychamy się, gdzie się da, zabieramy, co się da, gadamy ze wszystkimi, z kim się da. Jak bez wódki nie razbieriosz, to też działać" - pisze "Fakt".
Polscy agenci kopiowali zarówno nagrania z wieży kontrolerów (które akredytowani przedstawiciele Polski mogli tylko odsłuchać), jak też nagrania z czarnych skrzynek. Dowiedzieli się też, jak zorganizowana była praca na lotnisku i jak wyglądały przygotowania do przyjęcia polskiego prezydenta.
- Nawet jeśli w sensie procesowym nie są to dowody dla naszej prokuratury i sądu, to są to tzw. informacje o dowodzie, z którymi sąd ze zbioru materiałów tajnych może się zapoznać - tłumaczy "Faktowi" jeden z polskich prokuratorów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?