Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa w Smoleńsku. Zwęglone, zmasakrowane zwłoki, głowy powgniatane w ciała

fot. yandex.ru
Katastrofa w Smoleńsku.
Katastrofa w Smoleńsku. fot. yandex.ru
"Były rodziny, które przez kilka dni bezskutecznie szukały ciał swoich bliskich, przeglądając w prosektorium dosłownie szczątki ofiar...".

Z żoną jednej z ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem rozmawiał reporter Naszego Dziennika. Kobieta opowiedziała jak wyglądała procedura rozpoznania szczątków i jak spędziła wraz z innymi rodzinami ten ciężki czas w Moskwie.

Pomiędzy identyfikacjami rodziny ofiar tragedii spędzały czas razem, w specjalnej świetlicy, rozmawiając, wymieniając poglądy, starając się nawzajem pocieszać.

Przeczytaj także: Fragment prezydenckiego samolotu trafi na Jasną Górę

Wstępnym etapem identyfikacji była rozmowa z funkcjonariuszami rosyjskich służb. Bliscy opowiadali, jak wyglądał ich zmarły czy zmarła. Chodziło o szczegóły dotyczące np. wzrostu, wagi czy innych szczegółów, które mogły być pomocne. Taka rozmowa trwała około godziny, półtorej. Informacje były szczegółowo notowane a potem śledczy na ich podstawie próbowali znaleźć konkretne szczątki. Kiedy jakiś szczegół zgadzał się z przedstawionym przez rodziny opisem, pokazywali im zdjęcia lub prezentacje komputerowe.

Niektórzy decydowali się na zobaczenie ciał, a nie zdjęć. Podobno był to straszny widok. Ludzie ci opowiadali o zmasakrowanych ciałach ofiar, które miały np. głowy wgniecione w klatki piersiowe. Część samolotu poza zniszczeniami stanęła w płomieniach. Ciała pasażerów uległy zwęgleniu a ich identyfikacja stała się niemożliwa. Oglądanie tych szczątków było bardzo trudne zarówno dla służb medycznych, jak i dla członków rodzin.

- Niektórzy nie mieli większych problemów z identyfikacją, jednak były rodziny, które podobnie jak my przez kilka dni bezskutecznie szukały ciał swoich bliskich, przeglądając w prosektorium dosłownie szczątki ofiar - mówiła żona jednej z ofiar. -Mąż był dość ascetyczny i w zasadzie nie miał na sobie wielu charakterystycznych przedmiotów. Nie nosił obrączki czy paska do spodni, nie miał też znaków szczególnych, dlatego tak trudno było zidentyfikować jego ciało i stąd w efekcie potrzebne były badania DNA.

Innym udało się rozpoznać np. obrączki, zachowało się także dziewięć koloratek kapłańskich należących do duchownych, podróżujących na pokładzie samolotu.

Na zdjęciach z przedmiotami ofiar były także podobno pierścienie biskupie, zegarki, kolczyki.

Zobacz również serwis specjalny Gazety Współczesnej: katastrofa samolotu prezydenckiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna