Bogusław Brynda, zwolniony dyscyplinarnie kierowca z suwalskiego PKS, został wczoraj uniewinniony. Sąd nie znalazł żadnych podstaw, by uznać, że Brynda wraz ze swoim synem ukradli 25 litrów oleju napędowego o wartości 129 zł.
- Tej sprawy tak nie zostawię - zapowiada kierowca. - Ci wszyscy, którzy tej prowokacji się dopuścili i którzy mnie zniesławili, odpowiedzą za swoje czyny.
Doigrał się
Brynda pracował w oleckim oddziale PKS. Był jednocześnie działaczem Wolnego Związku Zawodowego Kierowców. Otwarcie występował przeciwko ówczesnemu zarządowi suwalskiego PKS. Krytykował go za sposób kierowania firmą i podejmowane decyzje. Na reakcję długo nie czekał. Otrzymał zwolnienie dyscyplinarne.
Powody były jednak tak enigmatyczne, że sąd nie miał wątpliwości, iż Bryndę zwolniono bezprawnie. 8 marca ubiegłego roku wrócił do pracy. Wówczas w oleckim PKS doszło do kuriozalnego strajku przeciwko powrotowi kierowcy. Autentyczność protestu do dzisiaj budzi wątpliwości.
W miarę spokojnie B. Bryndzie udało się przepracować jedynie do czerwca. W trakcie jednego z kursów pojawili się dwaj mężczyźni. Jak się okazało, byli to pracownicy firmy, którą szefostwo PKS wynajęło, by sprawdzali, czy kierowcy nie kradną paliwa.
- Zachowywali się ordynarnie, dostałem gazem po oczach, później wezwali policję, a z zakamarków autobusu, tuż przy piecu do ogrzewania, wyciągnęli kanister z paliwem - Brynda opowiadał na naszych łamach zaraz po zdarzeniu. - Ktoś musiał go podrzucić. Przetrzymywanie paliwa w tym miejscu, to zagrożenie dla pasażerów.
Kilka dni później otrzymał "dyscyplinarkę". - Przyszła pora, że złodzieje nie będą bezkarni - cytowaliśmy prezesa suwalskiego PKS Stanisława Biłdę.
Mało skuteczna firma
- Zostałem wyrzucony z pracy jako jedyny żywiciel rodziny - opowiada Brynda. - A mam czworo dzieci. W dodatku nie przysługuje mi prawo do zasiłku.
Złożył wprawdzie pozew do sądu pracy oraz zawiadomienie do prokuratury dotyczące podłożenia pojemnika z benzyną, ale postępowania zostały zawieszone do czasu rozstrzygnięcia kwestii rzekomej kradzieży. Sąd tymczasem nie miał wątpliwości, że policyjny wniosek o ukaranie zasadny nie jest. Sędzia wspomniał też o "nieudolnej prowokacji", ale na sprawców nie wskazał. - Wyrok nie jest prawomocny, mam jednak nadzieję, że policja nie będzie się od tego, po miażdżącym wręcz uzasadnieniu sądu, odwoływać - mówi Bogusław Brynda.
Sytuacja w suwalskim PKS w ostatnich miesiącach zmieniła się. Stanisław Biłda nie jest już prezesem.
Leszek Cieślik, jego następca, nie widzi przeszkód, by Brynda wrócił do pracy.
- Oczywiście wówczas, gdy wyrok się uprawomocni - dodaje.
Prezes wypowiedział umowę firmie, która miała kontrolować kierowców i m.in. ujawniła "aferę" z Bryndą.
- Bo w sensie dowodowym okazała się mało skuteczna - tłumaczy. - Z kontrolowaniem zużycia paliwa chcemy poradzić sobie własnymi siłami.
W najbliższym czasie odbędzie się kolejne posiedzenie sądu pracy w sprawie dyscyplinarnego zwolnienia B. Bryndy. Prawdopodobnie zapadnie wyrok.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?