Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kilkanaście godzin na czatach

Magdalena Kleban [email protected]
Żaden z naszych rozmówców nie zgodził się na zdjęcie w obawie przed dekonspiracją w codziennej pracy. Na zdjęciu cień Wojciecha Kruszewskiego.
Żaden z naszych rozmówców nie zgodził się na zdjęcie w obawie przed dekonspiracją w codziennej pracy. Na zdjęciu cień Wojciecha Kruszewskiego.
Agencji detektywistycznych mamy w Podlaskiem kilka, dużo mniej niż w innych regionach kraju. Jednak na brak pracy żaden z prywatnych detektywów nie narzeka. Jest odwrotnie - z każdym rokiem przybywa więcej zleceń.

- Jeszcze trzy lata temu było w tym biznesie krucho, teraz nie mogę narzekać. Coraz częściej trafiają do mnie też zlecenia z Polski. Nie ma co ukrywać, w porównaniu z taką Warszawą, ceny mamy bardzo konkurencyjne. Cena jest uzależniona od zlecenia, liczby przebytych km itp. Mogę jednak powiedzieć, że tak jak w Warszawie za kilkugodzinną obserwacją tamtejsze agencję liczą sobie 3 tys., to u nas jest to trzy razy mniej - mówi Jarosław Car, z biura detektywistycznego "Sojer" w Białymstoku, jeden z bardziej znanych białostockich przedstawicieli tej profesji. On, jak wielu jego kolegów, do tego zawodu trafił po przejściu na policyjną emeryturę, po 17 latach służby. Doświadczenia mu nie brakuje: zdobywał je zarówno pracując w białostockim wydziale kryminalnym policji, jak i później w Centralnym Biurze Śledczym.

Zdrad trafia najwięcej
- Znam się na tym, potrafię to robić i to lubię. Pieniądze też nie są bez znaczenia - przyznaje Car. - Najczęściej trafiają do mnie sprawy związane ze zdradami małżeńskimi, ale bywają i wątki kryminalne, a jakże. I te najbardziej lubię.

Podobnie ma i Wojciech Kruszewski (biuro detektywistyczne "Walker", zakres działania: Giżycko, Suwałki, Białystok). On z policyjną karierą musiał rozstać się po bardzo poważnym wypadku drogowym, "bliskim spotkaniu z z TIR-em" jak to ujmuje. - Ciężko było pożegnać się z pracą w policji. Ale dzięki licencji detektywa robię to co lubię - podkreśla były naczelnik pionu kryminalnego w policji.

Za to spraw kryminalnych unika Jacek Jankowski, z biura detektywistycznego "Solkan" w Białymstoku. On jednak nie ma za sobą kariery w służbach. W swojej pracy koncentruje się więc na sprawach cywilnych (także zdrady małżeńskie), jak i gospodarczych.

Licencję detektywa otrzymał 14 grudnia 2005 r.

- Z wykształcenia jestem prawnikiem. Pracowałem wcześniej w korporacjach międzynarodowych, gdzie odpowiadałem za bezpieczeństwo wewnętrzne tych organizacji, jak również za pozyskiwanie informacji związanych z działalnością wewnętrzną i zewnętrzną tychże korporacji - podkreśla Jankowski. - Wówczas zorientowałem się, że jest zapotrzebowanie na tego typu usługi na rynku biznesu, i wśród klientów indywidualnych. Sprawy gospodarcze stanowią bardzo poważny odsetek naszej pracy. Proszę zwrócić uwagę, jak wielu detektywów jest zatrudnionych choćby przez firmy windykacyjne, przykładem choćby firma Kruk.

Sprawdzają narzeczonych dzieci
Ale to właśnie doświadczenie zdobyte w policji przydaje się w tym fachu jak mało którym. Jankowski do wielu rzeczy musiał dochodzić sam, byli policjanci procedury, typowe schematy zachowań, mają często w małym palcu. Choć trzeba przyznać, że ustawodawca nałożył na prywatnych detektywów znaczne utrudnienia.

- Praca detektywa jest bardzo zbliżona do pracy policjanta. Jedyna różnica jest taka, że detektyw nie ma właściwie żadnych uprawnień - mówi Jarosław Car. - Możemy wyłącznie obserwować, przeprowadzać wywiady. Nie dowiem się w wydziale komunikacji do kogo należy dany samochód, bo urzędnicy nie mogą mi tego udostępnić. A ja zbieram informacje na temat jakiegoś majątku, sprawdzam czy jakiejś "lewizny" nie ma. I bez takiej wiedzy jestem "ugotowany".

- Moim zdaniem wielkim błędem jest to, że prywatnemu detektywowi nie pozwala korzystać się z policyjnych baz danych, jak choćby Centralnej Ewidencji Pojazdów - uważa Wojciech Kruszewski. - W końcu niejednokrotnie staram się pomóc organom ścigania w wyjaśnieniu danej sprawy.

- Swoich kolegów z policji nie śmiem prosić o pomoc, choć oni bardzo sympatycznie zareagowali na moją działalność. Podsyłają mi nawet klientów, choć zawistnicy też się zdarzają - mówi Car.

Dużo zleceń dotyczy zakładanych podsłuchów. Na rynku takich "zabawek" teraz nie brakuje. I ludzie coraz częściej obawiają się takiej inwigilacji. Często ich podejrzenia okazują się słuszne. Bywają jednak i sprawy bardziej "pokręcone".

- Kiedyś dostałem zlecenie od głównego podejrzanego w sprawie o pobicie ze skutkiem śmiertelnym - opowiada Car. - Ten człowiek nie zgadzał się z wersją policji. Trzeba było dotrzeć do świadków zdarzenia, przesłuchać.

- Bywa, że w związku z pracą mamy dylematy moralne, tutaj nic nie jest białe i czarne jak w policji, gdzie niemal od razu wiadomo kto jest ofiarą, a kto przestępcą - przyznaje Wojciech Kruszewski. - Ale kiedy tylko dojdę do wniosku, że moje działania mogłoby komuś przynieść krzywdę, to się wycofuję. Z zasady nie biorę też spraw, w której zaangażowane są dzieci, gdzie rodzice nie mogą dojść do porozumienia odnośnie opieki.

Zdecydowana jednak większość spraw dotyczy zdrad, poszukiwania dowodów niewierności, które będą mogły służyć jako dowód przed sądem. Zresztą wszystkie zebrane przez detektywa dowody trafiają do klienta.

- Na początku współpracy podpisuję z klientem umowę cywilnoprawną. I jesteśmy zobowiązani do przedstawienia klientowi pisemnego sprawozdania z wykonanych czynności - opisuje obowiązującą procedurę Jacek Jankowski. - Przekazuję także wszelkie zdobyte w tym czasie materiały: zdjęcia, filmy itp. To wszystko może być wykorzystane przez klienta. Także w sądzie, na dowód określonego zachowania osoby obserwowanej.

Wojciech Kruszewski wspomina, że coraz częściej, poza sprawdzaniem wierności małżeńskiej trafiają do niego zaniepokojeni rodzice, którzy chcą wiedzieć, czy ich syn/córka właściwie wybrał przyszłego małżonka. Ale uwaga! Nie wszystko, czego się dowiedzą, może zostać ujawnione.

- Jako detektywi nie możemy ujawniać danych wrażliwych, dotyczących np. preferencji seksualnych, poglądów politycznych - mówi detektyw.

Detektyw? Duuuuuuużo czekania
Żaden z detektywów nie zgadza się na zdjęcie, swoim klientom oferują też pełną dyskrecję.

- Chociaż mam swoje profile na portalach społecznościowych, to bardzo uważam, żeby nie pojawiły się tam żadne moje zdjęcia - przyznaje Jarosław Car. - W naszym zawodzie dyskrecja, anonimowość, jest kluczowa. To dlatego często muszę zmieniać samochody, to dlatego wreszcie wożę w samochodzie kilka kompletów ubrań, żeby w razie konieczności móc się szybko przebrać. Ostatnio tylko sytuacja mnie zaskoczyła, bo w ramach obserwacji trafiłem na wesele. Na to nie byłem przygotowany. Garnituru jeszcze ze sobą nie wożę...

- Praca detektywa to w gruncie rzeczy bardzo żmudna i często monotonna robota, kiedy na obserwacji danej osoby trzeba spędzić trzy-cztery, a bywa, że i dwanaście, a nawet 24 godziny - zdradza inną specyfikę pracy detektyw Kruszewski. - Bywa, że sprawa wymaga ślęczenia nad dokumentami. Szczerze mówiąc, nasza praca nie ma nic wspólnego z tym, co jest pokazywane w telewizji.

Myliłby się też, kto uważa, że detektywem może zostać każdy. Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że spełnienie wymogów jakie stawiane są przed kandydatami na detektywów - często i doświadczonych policjantów przyprawia o ból głowy.

Ale warto. I to pomimo, że choć bywają sprawy proste, łatwe i przyjemne, to nie brak i takich, które trzeba odchorować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna