Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kizielany. Rano z kolędą szły dzieci i kawalerka, a wieczorem - żonaci

Ewa Bochenko
Najmłodsza grupa kizielańskich kolędników i podczas tych świąt odwiedzi sąsiadów z całej wsi
Najmłodsza grupa kizielańskich kolędników i podczas tych świąt odwiedzi sąsiadów z całej wsi
W Kizielanach od ponad 30 lat kolędnicy chodzą po domach z tą samą gwiazdą. Już od jesieni ją wspólnie naprawiają, a przy tym powtarzają teksty kolęd. A gwiazda jest niezwykła: ruchoma, świecąca i grająca, więc jest w tej wsi przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Nasza grupa kolęduje nieprzerwanie od ponad 30 lat. Zmieniają się tylko kolędnicy: starsi, z racji wieku, odchodzą, a w ich miejsce dołączają młodsi. Obecnie jest nas szesnaścioro - tak o kolędnikach z Kizielan w gminie Janów opowiada Tomasz Jaroma. Sam jeszcze kilka lat temu „chodził z gwiazdą”, a teraz kolędują z nią jego dzieci.

Ten popularny przed laty bożonarodzeniowy zwyczaj chodzenia po domach z gwiazdą, szopką lub turoniem należy już do rzadkości i spotykany jest głównie na wsiach. Kolędowanie jest tradycją odwiedzania bliskich i sąsiadów, wspólnego z nimi śpiewania kolęd i pastorałek. Dawniej wędrujące grupki dzieci i młodzieży - poprzebierane za pasterzy, śmierć, diabłów, anioły i inne postaci - odgrywały jasełka, śpiewały kolędy i robiły psikusy. W polskiej tradycji odwiedziny kolędników były wielką atrakcją i rozrywką dla mieszkańców. Pominięcie przez kolędników jakiegoś domostwa źle wróżyło temu gospodarstwu w nadchodzącym roku. Kolędujących zazwyczaj obdarowywano jedzeniem i drobnymi datkami pieniężnymi.

Kolędników gościli jedzeniem i piciem, więc nie było kierowców

- Bardzo miło wspominam czasy, w których w adwentowe wieczory wraz z kolegami z wioski ćwiczyliśmy śpiewanie kolęd i reperowaliśmy naszą gwiazdę - wspomina Grzegorz Szubzda z Kizielan, który podobnie jak sąsiad, Tomasz Jaroma, przekazał gwiazdę swoim dzieciom. - A było co reperować, bo była duża i jak na tamte czasy robiła wrażenie - obracała się, a w środku miała światełko! I zawsze ktoś w czasie kolędy chciał zakręcić promieniem gwiazdy, zajrzeć do żłóbka, a przy okazji niechcący coś obłamał albo urwał...

Szubzda wspomina, że tę do dziś funkcjonującą grupę kizielańskich kolędników stworzył ponad 70-letni dziś Tadeusz Krystoń. To on pomocą sąsiadów zrobił pierwszą gwiazdę, która, niestety, wkrótce potem spłonęła w pożarze jednego z kizielańskich domów.

- Jednak zaraz potem mieszkańcy wsi skonstruowali drugą gwiazdę, która - choć ma już ponad 30, służy im do dziś - dodaje Tomasz Jaroma.

Dawniej, jeszcze w latach 90., w Kizielanach było tylu chętnych do kolędowania, że trzeba było dzielić się tą gwiazdą, ustalać, kiedy kto z nią chodzi.

- W pierwszy dzień świąt, po śniadaniu, z kolędą wędrowały najmłodsze dzieci, po południu kawalerowie, a wieczorem ostatnia grupa - żonatych mężczyzn - odwiedzała sąsiadów - wylicza Szubzda. - Dzieci zazwyczaj chodziły po najbliższych domach i dostawały za to drobne pieniądze, zaś starsi kolędowali w całych Kizielanach i sąsiednich Szczukach. Zawsze zaczynaliśmy śpiewać pod oknami domu, a potem zazwyczaj gospodarz zapraszał nas do środka. Gościł nas jedzeniem i piciem, więc pieniędzy za kolędę nikt nie brał. No i tego dnia nikt z okolicy już nie jechał na zabawę, bo po prostu wieczorem, po tym goszczeniu się, nie było już kierowców... - ze śmiechem dodaje Grzegorz Szubzda.

Najpierw z gwiazdą, potem z szopką

Kizielańska kolęda to już tradycja, którą dziś chętnie kontynuują dzieci i młodzież.

- Oczywiście, że u nas nigdy nie ma kłopotu z zorganizowaniem grupy kolędników. Zawsze wszyscy jesteśmy chętni, by iść z gwiazdą - z dumą podkreśla 17-letni Kacper Jaroma z Kizielan.

Nastolatek wspomina, że tylko sporadycznie zdarzały się sytuacje, że ich kolędująca grupa nie została zaproszona do kogoś do domu.

- Prawdopodobnie dlatego, że jeszcze kilka lat temu w naszych okolicach było mnóstwo kolędujących grup, a większość z nich dla zarobku odbębniała kolędę byle jak - przypuszcza siedemnastolatek. - My bardzo się do tego przykładamy. Najpierw wspólnie uczymy się kolęd i je razem ćwiczymy. Dużo śpiewamy. My nie chodzimy po wioskach dla pieniędzy, tylko dlatego że taka jest tradycja. Zresztą, przy tak licznej grupie jak nasza trudno mówić o korzyściach finansowych - śmieje się Kacper. - Teraz, kiedy grup podobnych do naszych właściwie już nie ma, wszędzie jesteśmy mile witani, przyjmowani, gospodarze częstują nad ciastem, dają drobne do kieszeni, a czasem nawet zapraszają do stołu.

W drugi dzień świąt kizielańska grupa dzieci rusza też w wędrówkę z szopką.

- Chodzenie z gwiazdą i szopką to taki nasz wioskowy, świąteczny zwyczaj. I nasza w tym głowa, żeby jeszcze długo był żywy i nie wygasł- kończy Kacper.

Odświeżają piękną tradycję

Romuald Bujwicki z Sokółki, autor książek entograficzno-historycznych, zauważa z troską, że zwyczaj kolędowania zaczyna w naszym regionie zanikać

- Oczywiście zdarzają się wspaniali kolędnicy, jak ci kizielańscy, których słucha się i ogląda z przyjemnością, ale tacy to niestety już rzadkość - wyjaśnia Bujwicki. - Ogólnie trudno oprzeć się wrażeniu, że obecnie młodzież tę wspaniałą tradycję traktuje tylko i wyłącznie jako zajęcie zarobkowe. Są nieprzygotowani do śpiewania, ich występy dalekie są od atrakcyjności i stąd też małe zainteresowanie mieszkańców zapraszaniem ich do domów.

Do kolędujących perełek w powiecie sokólskim - obok dzieci i młodzieży z Kizielan - można zaliczyć również grupę Krzysztofa Haponia z Trofimówki.

W latach 90-tych Krzysztof Hapoń zawsze kolędował z kilkuletnim bratem. Obaj pięknie śpiewali. Do tego on przygrywał na małym, dziecięcym akordeonie, a brat nosił na szyi własnoręcznie zrobioną szopkę.

Mimo, że 20 lat temu podobnych do nich, kolędujących grup było bez liku, muzykujące maluchy zawsze i wszędzie były przyjmowane bardzo serdecznie. W 2000 roku nawet białostocki oddział Telewizji Polskiej nakręcił o nich reportaż.

- Atrakcja to dla nas była ogromna, że ktoś chciał na nas patrzeć i nas słuchać - wspomina Krzysztof. - Pamiętam, że po kilku latach dołączyli do nas inni koledzy ze wsi. Wszyscy lubiliśmy kolędowanie, a i zarobić na cukierki było można - podkreśla ze śmiechem.

W tamtym roku Krzysztof Hapoń postanowił odświeżyć bożonarodzeniową tradycję. Zaprosił muzykujących kolegów i tak w pierwszy dzień świąt, śpiewając i grając na dwóch akordeonach, obeszli okoliczne wsie.

- Wszędzie byliśmy bardzo miło przyjmowani - podkreśla. - Zapraszano nas do stołów... Wszyscy gospodarze byli hojni, bo średnio dostawaliśmy za występ 50 zł. Bardzo im się podobało to, że mamy akordeonowy akompaniament. Pewnie stąd taki entuzjazm, że wszyscy śpiewali razem z nami. A skoro w ubiegłym roku tak się nasze kolędowanie podobało, postaramy się je powtórzyć i w tym roku - obiecuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna