Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klasyczna Szkoła Obyczaju: Feministka bije męża!

(kk)
Zdzisiek został pokiereszowany. Niczym sowiecki gieroj po wojnie ojczyźnianej. Dostał młotkiem w głowę. Dobrze, że czaszka się nie rozpadła.

I nożem po łapie, że się o mało nie wykrwawił. Golenie były poodbijane, a o innych ranach ciętych i drapanych nie ma co wspominać. Tak, że przeszedł Zdzisiek wiele. Wszystkich obrażeń cielesnych nabawił się w rodzinnej wsi Siedlica dzięki swojej małżonce, którą natura obdarzyła niewiarygodną siłą.

Żona udała się raz do sołtysa. A tam, jak to w karnawale - wesoło. Napój z procentami własnej produkcji popijali sołtys i jego znajomi. A sołtys chłop silny.

Tak, że rozmowa w końcu dotarła do rozstrzygnięcia dylematu, kto we wsi jest najsilniejszy. Taki dylemat pojawiał się co jakiś czas i zawsze rozstrzygano go w ten sam sposób - mocowaniem się na rękę. I zawsze wygrywał sołtys. Jednak nie tym razem. Tym razem sołtysa pokonała Wiesława, żona Zdziśka.

Nic gorszego Zdziśka spotkać nie mogło. Jak Wiesława wróciła od sołtysa, nakładła mu po gębie. I od tej pory nakładała mu codziennie, aż do czasu, kiedy jej maltretowany małżonek skierował sprawę do sądu. Podczas rozprawy wyszło na jaw, że Wiesława uznała swego męża za świśniętego, czyli niespełna rozumu. Nie wiadomo, jak do tego doszła. Wykształcenia psychiatrycznego nie posiada. Jest technikiem rolnictwa i jak sama powiada, feministką.

- Mówiłam do niego: Idź i się lecz, Zdzichu. Do psychiatry idź. Ale gdzie tam... - zeznała przed sądem Wiesława. A z dalszych zeznań wynikało, że nie tylko słowem zachęcała męża do lekarskich odwiedzin. - Jak nie można do niego przemówić dobrocią, no to czym? Trzeba czasem ręką.

I ta ręka przemawiała. Na początku tylko w zaciszu domowym, więc Zdzisiek przed ludźmi się nie wychylał. Aż kiedyś przed sklepem ta ręka na oczach ludzi przywaliła mu tak, że przez kilka minut podnieść się nie mógł. Potem przemówiła noga i skopała Zdziśka na polu, więc przestał się kryć ze swoim nieszczęściem i uciekł przed połowicą w pole. Zatem Wiesława zaczęła go związywać "w kij" niczym bohatera Sienkiewiczowskiej Trylogii. Tego już nie wytrzymał. Pognał na policję.

Rozprawa toczyła się z trudem, bo Wiesława przedłożyła sądowi podpisane przez Zdziśka oświadczenie, w którym wyznawał, że nie był człowiekiem: "Ja, Zdzichu S., dnia 16 lutego po przysiędze złożonej dla żony i dzieci nie spełniłem warunków przysięgi. Ja, wręcz przeciwnie, byłem tyranem, niszczyłem żonę i dzieci. Przez wszystkie te dni nie byłem człowiekiem".

Na szczęście, wydało się, że Zdzisiek podpisał to pod groźbą porachowania mu wszystkich kości, po wcześniejszym przywiązaniu go przez szanowną małżonkę do krzesła. Podpisał i jak go tylko odwiązali od krzesła, uciekł w pole. Błąkał się jak partyzant przez kilka dni, ukrywał w stodole. W końcu brat go przygarnął, bo doszedł do wniosku, że to wstyd, aby rodzina bawiła się do dzisiaj w partyzantkę.

Przełom w sprawie nastąpił w wyniku zeznań parobka, który przyznał się, że na polecenie gospodyni, która była, co prawda, silna, ale i niezbyt szybka, pogonił za uciekającym w pole Zdziśkiem. Złapał i przytrzymał, aż gospodyni spuściła Zdziśkowi regularne manto.

Parobek dostał rok, Wiesława półtora, ale w zawiasach. Więc Zdzisiek dalej zamiast z żoną mieszka z bratem i boi się odwiedzić własną chałupę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna