Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klasztor w Wigrach. Nikt nie chce dać 15 milionów złotych

Tomasz Kubaszewski
Wojciech Jakubicz
Dach przecieka, mury ledwo stoją, remontu wymagają instalacje elektryczna i kanalizacyjna. Czy jeden z najcenniejszych zabytków w regionie - pokamedulski klasztor w Wigrach wkrótce się rozsypie?

Ksiądz Dariusz Rogiński, dyrektor zarządzającego obiektem Wigierskiego Areopagu Nowej Ewangelizacji, od paru lat puka do niemal wszystkich możliwych drzwi. - W tym czasie złożyliśmy ponad 20 dobrze przygotowanych projektów na dofinansowanie niezbędnych remontów - mówi. - Zdecydowana większość została odrzucona.

Ani ksiądz, ani przedstawiciele Kurii Diecezjalnej w Ełku nie mają wątpliwości, że względy merytoryczne nie miały w tym przypadku specjalnego znaczenia. Ale wątku rozwijać nie chcą.

- To tzw. klątwa Zdrojewskiego - wyjaśnia Leszek Dec, radny wojewódzki PiS. - Kościół nie chciał się zgodzić na przedłużenie dzierżawy tego obiektu na kolejne 50 lat. I ówczesny minister kultury z PO Bogdan Zdrojewski się obraził. A ta partia dalej rządzi.
Przeciwnicy tej teorii zauważają, że gdyby Kościół zgodę jednak wyraził, dzisiaj problem rozpadającego się pokamedul-skiego klasztoru pewnie by nie istniał. Bo państwo dałoby kasę na remonty bez specjalnego problemu.

Jan Paweł II spędził tutaj prawie dwa dni

Zbudowany w XVII wieku klasztor zawsze należał do Kościoła. Był niszczony w czasie zaborów i I wojny światowej. Odbudowa za II RP nie trwała zbyt długo, bo wybuchła kolejna wojna. Obiekt popadł w jeszcze większą ruinę. W czasach PRL nikt nie miał jednak środków na odbudowę. W latach 70. ubiegłego wieku to się zmieniło. Państwo nagle zapragnęło stworzyć tutaj dom pracy twórczej, czyli, tak naprawdę, ośrodek wczasowy. Zobowiązało się przy tym, że pokamedulski klasztor zostanie odbudowany i wyremontowany. Tę umowę podpisano z Kościołem na 50 lat, czyli do roku 2023.

Prace nad Wigrami ruszyły pełną parą. Odbudowano m.in. eremy oraz wiele innych obiektów. Były klasztor zaczął wyglądać pewnie lepiej niż w czasach kamedulskich.

Na zainteresowanie turystów nie trzeba było długo czekać. W każde wakacje przez Wigry przewijały się tłumy ludzi. Dawna siedziba klasztoru stała się punktem obowiązkowym niemal każdej wycieczki odwiedzającej Suwalszczyznę. I krajowej, i zagranicznej. Piękny obiekt i takież widoki. Jednym słowem - kwintesencja suwalskiej przyrody.

Wielu próbowało załatwić sobie wczasy w wigierskim ośrodku. Miejscowi raczej nie mieli szans. Bo o wszystkim i tak decydowało Ministerstwo Kultury w Warszawie, któremu dyrekcja pokamedulskiego klasztoru bezpośrednio podlegała.
Już za demokracji zaczęło się liczenie, ile to wszystko kosztuje. W 1991 roku ówczesny minister kultury Marek Rostworowski zaproponował Kościołowi wcześniejsze rozwiązanie umowy dzierżawnej. Ale Kościół się na to nie zgodził.

Państwo dalej łożyło więc na utrzymanie obiektu. Głębiej do kieszeni musiało sięgnąć pod koniec lat 90., gdy okazało się, że podczas kolejnej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II chce nad Wigrami wypocząć. Dla papieża zbudowano specjalny apartament. Wszystkie obiekty zostały elegancko odmalowane, a kwiaty na trawniki sprowadzono aż z Holandii.

W czerwcu 1999 r. Jan Paweł II spędził w pokamedulskim klasztorze niemal dwa dni. Od tego czasu papieski apartament stał się miejscem pielgrzymek wiernych z całej Polski.

Pojawiła się groźba, że zapadnie się w skarpę

Niedługo po wyjeździe papieża z poklasztornych budynków zaczął odpadać tynk. A potem wszystko już się posypało. Szybko wyszło na jaw, że przeprowadzane przez kilkadziesiąt lat inwestycje, szacowane na 80 milionów złotych, są niewiele warte. Pojawiła się nawet groźba, że pokamedulski klasztor zapadnie się w skarpę, na której stoi. Bo nikt nigdy nie pomyślał o porządnej kanalizacji. Część ścieków trafiała wprost do ziemi, a ta stawała się coraz bardziej grząska i z trudem już utrzymywała potężną konstrukcję.

Poszczególne budynki też miały mnóstwo wad. Wychodziło na to, że dla kolejnych remontujących je ekip ważniejsze były elegancko wyglądające fasady niż mocne fundamenty.

Na początku tego stulecia sprawą zajęła się więc prokuratura. Wieloletniej dyrektorce ośrodka i jej współpracownikom przedstawiła kilka poważnych zarzutów dotyczących niegospodarności. Chodziło m.in. o ustawianie przetargów. W ich efekcie niektóre prace w ogóle nie zostały przeprowadzone. Ta głośna w regionie sprawa rozeszła się jednak ostatecznie po kościach. Oskarżeni zostali uniewinnieni od najważniejszych zarzutów i otrzymali kary w zawieszeniu.

Prawdopodobnie ta historia skłoniła kolejnego ministra kultury, Waldemara Dąbrowskiego, do wystąpienia z kolejną propozycją o wcześniejsze rozwiązanie umowy dzierżawnej z Kościołem. Było to w 2005 r. Minister uznał, że obiekt znajduje się zbyt daleko od Warszawy, by odpowiednio go kontrolować. Jednocześnie idea powołania tutaj domu pracy twórczej nie wypaliła. Bo funkcjonowanie placówki nie wpływało specjalnie na rozwój kulturalny Suwalszczyzny.

Kościół po raz kolejny się jednak nie zgodził na wcześniejsze rozwiązanie umowy.

Zdrojewski: przedłużmy umowę na kolejne 50 lat

Dom Pracy Twórczej w Wigrach wyraźnie odżył dopiero pod koniec ubiegłej dekady, kiedy ministrem kultury był Bogdan Zdrojewski. Instytucja zaczęła w końcu dawać coś otoczeniu, oprócz obiadów i noclegów. Odbywało się tu wprawdzie wiele dętych imprez kulturalnych dla "warszawki", ale były też m.in. letnie koncerty gwiazd polskiej muzyki. W ogrodach klasztornych występowali m.in. Katarzyna Nosowska czy też Lech Janerka.

Mimo to ministerstwo kultury obiektu dalej utrzymywać nie chciało. Zdrojewski był trzecim już ministrem, który złożył Kościołowi propozycję rozwiązania umowy zawartej w latach 70. Kościół postawił jeszcze mocniejsze veto niż wcześniej. Bo wiedział, że klasztor wymaga poważnych remontów, na które potrzeba milionów złotych. I tak fatalny stan budowli pogorszyło dodatkowo trzęsienie ziemi, które nawiedziło Suwalszczyznę w 2005 r. Popękały wówczas m.in. mury oporowe.

- Wiele lat temu państwo zobowiązało się, że wszystko odbuduje i wyremontuje - argumentowali przedstawiciele ełckiej kurii. - Dlatego Kościół zgodził się na dzierżawę na pół wieku. Państwo z umowy się nie wywiązało, bo obiekt się sypie.
Negocjacje między ministrem Zdrojew-skim a ełckim biskupem Jerzym Mazurem ciągnęły się wiele miesięcy. Ten pierwszy rzucił w końcu niespodziewaną propozycję - państwo dalej będzie zarządzać wigierskim obiektem pod warunkiem, że umowa zostanie przedłużona o kolejne pół wieku, czyli do 2073 roku. Minister zobowiązał się także, iż w najbliższych latach wszelkie niezbędne inwestycje zostaną w pokamedulskim klasztorze wykonane. Dlaczego i ta oferta została odrzucona?

- To za długi okres - brzmiała odpowiedź biskupa.

W grudniu 2010 r. minister Zdrojewski wypowiedział więc umowę dzierżawy. Kościół nie miał wyjścia. Musiał pokamedulski klasztor przejąć.
- Mam nadzieję, że uda nam się pozyskać dotacje na niezbędne remonty - mówił wtedy ks. Dariusz Rogiński.
Niedługo potem minister Zdrojewski przyjechał do Suwałk. Dziennikarze zapytali, czy kierowany przez niego resort będzie łożył na zabytkowy pokamedulski klasztor. Zdrojewski chwilę się zastanowił, zrobił marsową minę i odparł: - Kościół może składać projekty w konkursach. Jeżeli będą dobre, uzyskają dofinansowanie.
Obiecująco to nie zabrzmiało.

Zabytek? Tysiące turystów? A kogo to obchodzi

Były klasztor na najniezbędniejsze remonty potrzebuje dzisiaj około 15 mln zł. Większość wniosków o pieniądze trafiała do ministerstwa kultury. I jeden po drugim były odrzucane.
- Nic na to nie możemy poradzić - ksiądz Rogiński bezradnie rozkładał ręce.

Pojawiały się tylko podejrzenia, że nie chodziło o jakość projektów, lecz ich autora. I nie miało specjalnego znaczenia dobro zabytkowego obiektu odwiedzanego co roku przez tysiące turystów.
W ubiegłym roku to błędne koło postanowiły przerwać lokalne władze: prezydent Suwałk Czesław Renkiewicz, miejscowy starosta Szczepan Ołdakowski i wójt Tadeusz Chołko. Przygotowali wspólne wystąpienie do władz województwa podlaskiego. Napisali m.in., że jeden z najcenniejszych obiektów w całej północno-wschodniej Polsce niszczeje. Zaproponowali, aby remont pokamedulskiego klasztoru wpisać do kontraktu wojewódzkiego. Wówczas pieniądze byłyby zapewnione.

Ale poprzedni zarząd województwa pod kierownictwem marszałka Jarosława Dworzańskiego, reprezentującego tę samą partię co Zdrojewski, na to się nie zgodził. Oficjalny powód - zbyt mała wartość projektu. Bo w kontrakcie regionalnym mogą być zapisane jedynie znacznie kosztowniejsze inwestycje.

- Kościół będzie mógł ubiegać się o dofinansowanie w konkursach ogłaszanych w ramach regionalnego programu operacyjnego - wynikało z oficjalnego komunikatu urzędu marszałkowskiego, przypominającego wypowiedź ministra Zdrojewskiego sprzed paru lat.
Wszystko to działo się jeszcze w ubiegłym roku. Od tego czasu nie było już ani jednego oficjalnego czy nieoficjalnego wystąpienia w sprawie remontu pokamedulskiego klasztoru. Nawet wnioskodawcy wpisania inwestycji do kontraktu wojewódzkiego stracili zainteresowanie tą sprawą.

- Tamta petycja została wydana tuż przed wyborami samorządowymi - zauważa osoba związana z kręgami kościelnymi. - Może to przypadek, a może jednak nie.
Dzisiaj o to, by znalazły się publiczne pieniądze na wyremontowanie pokamedulskiego klasztoru głośno dopomina się tylko "Gazeta Współczesna". Politycy z naszego regionu milczą. Nowy zarząd województwa przyznał wprawdzie 160 tys. zł na remont klasztornych dachów, ale to kropla w morzu potrzeb.

Bogdan Dyjuk, członek zarządu z ramienia PSL, obiecał parę miesięcy temu, że sprawa wpisania remontu do kontraktu wojewódzkiego będzie jeszcze analizowana. Nic jednak z tego nie wyszło.
- Zdajemy sobie sprawę, jakim ważnym miejscem, choćby na turystycznej mapie regionu jest ten klasztor - zapewnia obecnie.
I zachęca ełckiego biskupa, by wystąpił z konkretnymi propozycjami.
- Zasiądziemy do rozmów - dodaje.
Ale niczego nie obiecuje.
ksiądz będzie się modlił do polskiego papieża
Ksiądz Rogiński zapowiada, że kolejne projekty na dofinansowanie będzie dalej składał. Gdzie tylko się da.
- Może dzięki modlitwom do Jana Pawła II i jego wstawiennictwu w końcu niezbędne środki otrzymamy? - składa ręce z nadzieją w głosie.
Już za niespełna dwa miesiące rozpoczną się wakacje i nad Wigry znowu zjadą tysiące turystów, na których ponoć tak wszystkim w naszym regionie zależy. Ludzie z całego kraju, a nawet świata, będą mogli sobie dokładnie obejrzeć popękane mury i odpadające tynki. Czy jeszcze kiedyś tutaj wrócą?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna