Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kobieta z Sokółki miała być chora na koronawirusa. Jej syn opisuje, co przeżyła jego rodzina

mt
pixabay.com
Maciek Kułakowski to syn kobiety z Sokółki, która miała być pierwszym przypadkiem zakażenia koronawirusem w mieście. Pierwszy test wykazał zakażenie. Drugi, którego wyniki przyszły w niedzielę wielkanocną rano, przyniosły dobrą wiadomość: tekst wyszedł ujemny

Historię opisał na swoim Facebooku Maciek Kułakowski. Publikujemy go w całości:

Prawdziwie nie ma Go tu, wstał jak powiedział, Alleluja!" ta nowina wlewa pokój i radość w serca ludzkie na całym świecie. Jestem jednak pewien, że pewna dobrze mi znana rodzina zapamięta ten Wielki Dzień szczególnie...

Świat nie był przygotowany na ten trudny czas. Nikt nie brał na poważnie tematu zamknięcia pewnego odległego miasta na innym kontynencie. To przecież tak daleko, nic nam nie grozi. Swobodne przemieszczanie się i spotkania są obowiązkowymi elementami, z których nie można zrezygnować. Z takim podejściem wirus rozprzestrzeniał się coraz szybciej i był coraz bliżej domu. Ostrzeżenia też nic nie dały. Zamknięcie szkół, zakładów pracy wielu z nas potraktowało jako okazję to zorganizowania przyjęcia, powrotu zza granicy do domu - w końcu mamy wolne!

Jeśli w taki sposób podchodzimy do tej sprawy, pozwolę sobie przybliżyć historię sięgającą znacznie wcześniej, niż wspomniany wirus. Pewna kobieta miała bardzo dużo wolnego. Każdy marzy o tym, by beztrosko siedzieć w domu, kiedy domownicy przejmują niektóre obowiązki, dzięki czemu jest nam lżej. Jakie to cudowne! Nie byłbym do końca tego taki pewien. Dłużący się czas spędzony we własnych 4 ścianach wiązał się z przebywaniem pewnego niechcianego gościa. Na imię mu było nowotwór i lubił się pojawiać w różnych odsłonach i różnych miejscach. Czy więc łatwo było siedzieć z nim w ciele mając cudowne wolne?

Jego obecność odczuwali wszyscy. Zarówno chora, jak i jej najbliżsi. To nieprzespane noce, gorzkie łzy, niecierpiące zwłoki wizyty u lekarzy, regularne badania i przyjmowanie chemioterapii, nerwy i gniew przeplatane smutkiem i żalem. Nie umiem powiedzieć, co jest większym bólem, noszenie go w sobie, czy znoszenie jego obecności w kimś...

Od zawsze w tej rodzinie wiązało się to z pewnymi ograniczeniami. Nigdy nie było łatwo. Zapracowany ojciec musiał godzić mnóstwo obowiązków służbowych z opieką żony. Syn musiał pogodzić się z zamianą spotkań z przyjaciółmi na opiekę nad matką. Były tego jakieś plusy. Z czasem przyjaciele podzielili się na fałszywych i tych wiernych, na których zawsze można było liczyć. Wciąż jednak siedząc zamknięci w czterech ścianach ograniczali wszystkie przyjemności i dokładali wszelkich starań, by żaden nieproszony gość nie zmniejszył składu mieszkańców domu. Dzielnie stawiali czoła przeciwnikowi.

Gdy na horyzoncie pojawiło się nowe zagrożenie, wiedzieli, że muszą podjąć odpowiednie działania, by nie musieli walczyć na dwóch frontach jednocześnie. Ograniczenie poruszania się i prośba o pozostanie w domach bardzo im sprzyjało. Nałożone normy higieny zmniejszały szansę na spotkanie się z nowym przeciwnikiem. Niestety nie wszyscy wzięli je na poważnie. Rodzina oprócz narzuconych zasad przyjęła dodatkowe, swoje, dla większej pewności, że nic im nie grozi. Cykliczne wyjazdy na leczenie chorej matki miało być niezakłócone. Co trzy tygodnie, we środy, kobieta ze spakowaną walizką stawała przed murami szpitala po swoją porcję uzdrawiającego eliksiru. Nie było łatwo po nim funkcjonować. Wszystkie najważniejsze elementy składające się na działanie całego organizmu były wyniszczane razem z nowotworem. Kobieta miała coraz mniej sił, nie miała odporności. Każde ciche kichnięcie było dla niej zagrożeniem życia.

Odkąd wirus dotarł do kraju, kobieta ograniczyła kontakty ze wszystkimi. Jedynymi ludźmi których widziała byli jej mąż i syn w domu oraz sąsiedzi uśmiechający się z balkonów. Musiała zrezygnować ze swojego ulubionego miejsca na świecie - kościoła. Całe szczęście pozostał on na ekranie...

Niespodziewany jej trzeci wyjazd na chemioterapię był poprzedzony telefonem ze szpitala. W poniedziałek 6 kwietnia uprzejma Pani ze szpitala poprosiła kobietę o kontrolne badanie na obecność wirusa. Było to jedynie środkiem bezpieczeństwa. Szpital nie chciał narażać pacjentów na żadne zagrożenie. Bezdyskusyjnie następnego dnia stawili się z mężem na badaniu. Byli pewni, że to zwykła formalność, przecież przez 3 tygodnie kobieta nie opuściła domu, a jej mąż nałożył na siebie dodatkowe środki ostrożności, niż zalecenia lekarzy. We środę rano czekali na przyjęcie przed szpitalem. Wtedy dowiedzieli się od wcześniej wspomnianej uprzejmej Pani, że wynik - "nie wyszedł". Próbka została poddana do kolejnego badania. To była ta sama próbka. Propozycja pobrania nowej została zbagatelizowana. Kazano im czekać kolejne 12 godzin na wyniki. Wrócili więc do swojego małego miasteczka z oczekiwaniem na potwierdzenie oczywistego. Po trzech godzinach (3 < 12) kobieta otrzymała informację, której nigdy nie chciała usłyszeć. "Pani wynik jest POZYTYWNY. Nie może pani przyjechać na oddział. Wszystkie służby zostały powiadomione."

To był wielki szok. Wzmożona ostrożność miała okazać się zupełnie bez sensu. Szybko rozpoczęto procedurę ponownego badania. Wynik był zupełnie niewiarygodny. Dwójka domowników nieustannie zamknięta przed światem nie mogła być chora. Cała trójka nie wykazywała żadnych objawów.

Konieczność kontynuowania leczenia kobiety i funkcjonowania placówki ojca motywowały do podjęcia szybkich działań. Dużo nadziei dodawały fakty o perypetiach przeprowadzonego badania oraz nieustanne zachowanie środków szczególnej ostrożności. Udało się następnego dnia pobrać nowe próbki do badania od całej trójki. Wiedzieli, że jeśli wyniki kobiety znów sprawią trudność, to wyniki negatywne mężczyzn potwierdzą, że ona z pewnością jest zdrowa. W tym czasie wieść rozeszła się w małym miasteczku bardzo szybko. W internecie można było znaleźć komentarze pokrzepiające jak i te wbijające w ziemię. Komórki wrzały w dłoniach od niekończących się telefonów. Dzwonili członkowie rodziny, przyjaciele i znajomi. Pytali w czym pomóc, czego brakuje na Wielkanocny stół. Nie brakowało też osób szukających sensacji...

Nastał radosny czas wielkanocnego poranka. Wstali i wpierw wspólnie uczestniczyli we mszy rezurekcyjnej. Ożywieni wiarą w cud zmartwychwstania udali się na wspólny posiłek. W czasie modlitwy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Przez ostatnie dni, nikt nie mógł ich odwiedzać, a przyjaciele, gdy zostawiali coś dla nich dzwonili na telefon i machając przez okno odjeżdżali. Tym razem tak nie było. Dzwonek do drzwi rozbrzmiał ponownie. Ktoś usiłował się z nimi spotkać.

To była kobieta. Przekazała synowi, który pierwszy podbiegł do drzwi list. Zaraz pojawili się i rodzice. Wtedy usłyszeli od kobiety

"Dzień dobry, dostarczam Państwu NEGATYWNE wyniki testów."

W oczach domowników pojawiły się łzy. Kobieta stojąca z kopertą wydawała się aniołem zwiastującym Zmartwychwstanie. W domu rozległ się śpiew. Gdy wrócili do stołu królowały łzy szczęścia.

***

Dobrze znacie tę rodzinę. To prości ludzie - niejacy Kułakowscy. A opowiadając wam tę historię mam nadzieję rozwiać wszelkie plotki panujące w tym naszym pięknym mieście. Przede wszystkim - moja mama nie jest osobą roznosząca zakażenie, a nawet osobą zakażoną. Odkąd ponownie mierzy się z rakiem nie miała kontaktu z nikim, kto wrócił zza granicy. Ja od 3 tygodni nie wysunąłem nosa poza swoją posesję. Tata, mimo lawiny obowiązków, zawsze stawiał za priorytet zdrowie swojej żony. Gdzie tylko nie odwrócić wzroku tam widać środki dezynfekujące, rękawiczki i maseczki.
Historia nowotworu jest mi znana od urodzenia. Odkąd pamiętam musimy się z tym mierzyć. Nauczyło mnie to w życiu rozwiązywania pewnych problemów bez większego zmartwienia, bo wiedziałem, że są dużo poważniejsze.
Dlatego bardzo chciałbym podziękować wszystkim, którzy w tym trudnym czasie się o nas troszczyli. Zarówno Wam, kochani przyjaciele, jak i wszystkim, którzy z większym lub mniejszym hejtem, bądź z chęcią posiadania sensacyjnej wiedzy, pragnę życzyć, by Zmartwychwstały Chrystus każdego dnia zwyciężał z Wami grzech i śmierć. Oby w czasie odległości od siebie wlewał w nas miłość, która nas jednoczy.

ALLELUJA!

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto