Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochają stare auta i PRL

Andrzej Bisz, Katarzyna Patalan-Brzostowska [email protected]
Wojciech Sokołowski na co dzień jeździ maluchem. Od święta woli syrenkę. Nie są to jednak jego jedyne oldskulowe samochody. Bardzo ceni sobie też trabanta, który - jak mówi -  jest bezusterkowy i oszczędny. Przy dobrych warunkach - z górki i z wiatrem - może się rozpędzić do 125 km na godzinę.
Wojciech Sokołowski na co dzień jeździ maluchem. Od święta woli syrenkę. Nie są to jednak jego jedyne oldskulowe samochody. Bardzo ceni sobie też trabanta, który - jak mówi - jest bezusterkowy i oszczędny. Przy dobrych warunkach - z górki i z wiatrem - może się rozpędzić do 125 km na godzinę.
Gdy wyjeżdżają na ulice, inni kierowcy patrzą na ich samochody z uśmiechem, a nawet wzruszeniem. Często do nich machają i pozdrawiają. Bo wielu Polaków ma sentyment do aut z epoki komunizmu.
Wojciech Sokołowski na co dzień jeździ maluchem. Od święta woli syrenkę. Nie są to jednak jego jedyne oldskulowe samochody. Bardzo ceni sobie też trabanta,
Wojciech Sokołowski na co dzień jeździ maluchem. Od święta woli syrenkę. Nie są to jednak jego jedyne oldskulowe samochody. Bardzo ceni sobie też trabanta, który - jak mówi - jest bezusterkowy i oszczędny. Przy dobrych warunkach - z górki i z wiatrem - może się rozpędzić do 125 km na godzinę.

Wojciech Sokołowski na co dzień jeździ maluchem. Od święta woli syrenkę. Nie są to jednak jego jedyne oldskulowe samochody. Bardzo ceni sobie też trabanta, który - jak mówi - jest bezusterkowy i oszczędny. Przy dobrych warunkach - z górki i z wiatrem - może się rozpędzić do 125 km na godzinę.

Trabanty, wartburgi, tarpany, wołgi, maluchy, duże fiaty, łady, nysy, polonezy oraz syrenki - to one jeszcze kilkadziesiąt lat temu królowały na naszych drogach. Później dla wielu stały się wstydliwym znakiem czasów PRL-u. Gdy przyszedł kapitalizm, trafiały do garaży, stodół, na zaplecza podwórek, a nierzadko prosto na złom. Na szczęście nie wszystkie. Niektóre kilka lat później wróciły na drogi, dzięki pasjonatom. Ci w tych autach kochają wszystkie ich wady i niedoróbki, ich specyficzny zapach, a nawet dym wydobywający się spod maski. Niektórzy nie wyobrażają sobie jazdy innymi samochodami i marzą o tym, by wszystkie pojazdy z epoki PRL-u ocalić przed zniszczeniem.

Właśnie taką misję ratunkową obrał sobie za cel Zdzisław Wróblewski, właściciel firmy "Świat Opon" w Kolonii Porosły, który na tyłach swojego przedsiębiorstwa tworzy tak niespotykaną ekspozycję, że mogłaby być bazą muzeum motoryzacji czasów komunizmu. W garażach, warsztatach, budynkach gospodarczych gromadzi auta, które u gości wywołują uśmiech wspomnień, a niejeden i łezkę wzruszenia upuści. Można u niego znaleźć wszystkie marki samochodów produkowanych w państwach demoludów. Brakuje tylko jednej - warszawy.

Ta jednak na internetowych aukcjach osiąga tak zawrotne ceny, że pan Zdzisław póki co rezygnuje. Za samochód ten trzeba bowiem zapłacić od 14 do nawet 80 tys. zł, co pokazuje, że wraca moda na PRL. Stare samochody, ich wyposażenie, części zaczyna się cenić, choć nie wszystkie. Niektóre modele wciąż trafiają na złom, sprzedawane są za bezcen lub niszczeją na polach. Te "skazane na śmierć" ratuje Wróblewski.

- Nie mam za bardzo czasu, żeby nimi jeździć, ale chcę je ocalić, nie chcę, żeby wylądowały na śmietniku - tłumaczy. - Może jest to trochę sentyment do lat młodości, ale mam serce do tamtych czasów i przedmiotów z PRL-u.

Poza samochodami, które są jego pasją, pan Zdzisław kolekcjonuje też stare motocykle, tablice informacyjne, makatki... Choć żona powoli zaczyna go stopować w zapędach powiększania kolekcji, by w altance, gdzie te rzeczy są eksponowane, nie zrobić graciarni.

Kochają stare auta i PRL

Syreny mają dusze

Zbieractwem rzeczy z czasów PRL-u zajmuje się też Piotr Kozłowski z Białegostoku. Ma on "komunistyczne" aparaty fotograficzne, motocykle, książki, ale samochody to jest to, co go naprawdę kręci. Zresztą nie tylko jego. Klimat PRL-u interesuje też jego żonę. Bakcyla udało się zaszczepić również synowi. Ten już jako 3-latek rozróżniał na ulicach stare fiaty i żuki, nie kojarzył natomiast współczesnych samochodów.

Pan Piotr jeździ głównie syrenką oraz polonezem typu Borewicz. Ma też wartburgi. Jak mówi, wszystkie jego samochody to auta z duszą i z historią. Tylko takie wybiera. Wśród nich jest między innymi syrenka z lekim wgnieceniem, którego obecny właściciel nie chce naprawiać. Pojazd z lat 80-tych należał do nauczyciela z Sokółki. Wgniecenie zaś to efekt zemsty czy złośliwego dowcipu jego uczniów.

Od syreny zresztą zaczęło się to jego kolekcjonowanie starych modeli. Podobnie jak i u wspomnianego wcześniej Zdzisława Wróblewskiego. Do pana Zdziśka kilka lat temu zgłosiła się klientka, która chciała mu odsprzedać koła od starego samochodu. Reszta miała trafić na złom. No i pan Zdzisław oczywiście odkupił od niej całe auto, bo było mu go szkoda.

Przez kilka lat stało ono na podwórzu, ale po jakimś czasie postanowił o syrenkę zadbać, dać jej nowe życie. Potem były kolejne stare pojazdy i kolejne...

Wojciech Sokołowski zaś, który życie dzieli między Warszawą a Białymstokiem, pierwszą syrenę kupił 15 lat temu. I od tej pory nie wyobraża sobie jazdy autami innymi niż PRL-owskie. Syrena to jego ukochany samochód.

- Choć mocno niedoskonały - zaznacza pan Wojciech i nie ukrywa, że dla niego to jeden z największych plusów tego pojazdu. - Kiedy powstawał, nie było pieniędzy ani materiałów, żeby go dobrze stworzyć i to mocno zawarzyło na jego jakości.

Sokołowski wspomina, jak uczestniczył kiedyś w rajdzie starych samochodów siedząc za kierownicą ukochanej syrenki. Do mety dotarł kilka godzin po wszystkich uczestnikach. Na dodatek był cały brudny. Ubabrał się, gdy co chwilę podczas przymusowych postojów musiał zaglądać pod maskę. Ale i tak był szczęśliwy.

Syrenka jest wyciągana z garażu raczej od święta. Na co dzień Sokołowski jeździ maluchem. Jego zdaniem, to niedoceniane auto. Opowiada, że w zaganianej Warszawie część kierowców trochę lekceważy jego samochód i próbuje wymusić pierwszeństwo. On zaś się nie daje, bo lubi rozpędzić się swoim fiatem 126 p...

Maluszkiem przejechał już, wraz ze swoją dziewczyną, całą Polskę. I również ona połknęła bakcyla starych aut, bo teraz razem z nim wyszukuje co ciekawsze egzemplarze.
- A wszystko dzięki mojemu ojcu, bo to on zaszczepił w mnie miłość do starych samochodów - wyznaje Wojciech Sokołowski.

Najcenniejsza pamiątka po dziadku

Natomiast Bartosz Jastrzębski z Łomży motoryzacyjne zacięcie i miłość do kultowych aut odziedziczył po dziadku. I wie, że kiedy jedzie swoim dużym fiatem główną łomżyńską ulicą, Aleją Legionów, przechodniom aż "wykręca karki" za jego cudeńkiem. Bo wszystko w jego aucie błyszczy: od stalowych, chromowanych felg począwszy, na lakierze kończąc. Nie da się ukryć, że fiat wzbudza spore zainteresowanie.

- FSO 1500, rok produkcji 1991, a dokładnie 25 maja 1991, a już w czerwcu zakończyła się ich produkcja - Jastrzębski podkreśla wyjątkowość swojego auta.

Dużym fiatem jeździ od 2003 roku. Ten model to najlepiej wyposażona wersja z wszystkich fiatów, które w tamtych czasach zjeżdżały z linii produkcyjnej.

- Dziś wydaje się to śmieszne, ale na tamte czasy podświetlenie schowka i bagażnika bądź welurowe fotele to było naprawdę coś! - tłumaczy 28-latek. - Trzeba było za to dodatkowo zapłacić. W moim fiacie jest także podgrzewana tylna szyba i automatycznie zwijane pasy. Dziadek, który kupił to auto, opowiadał mi, że pracownik fabryki montował mu je już w bramie, przy wyjeździe z fabryki.

FSO 1500 ma moc silnika 85 koni i napęd na tylne koła.

- Poza tym ma cztery hamulce tarczowe - dodaje pasjonat. - Kiedyś fiaty miały na tylnej szybie naklejkę informującą o tym, że są w nich cztery hamulce tarczowe, bo wówczas większość aut miała dwa hamulce bębnowe i zdarzało się, że gdy fiat ostro zahamował, to jadące za nim auto wjeżdżało mu w tył.
Fiat Jastrzębskiego zachwyca nietypowym wyglądem. Właściciel pomalował go na dwa kolory, dół to barwa wiśni z palety opla, dach - grafit z palety alfa romeo.

- Z uwagi na to, że wilgoć i sól to dla fiata "zabójstwo", autem jeżdżę tylko w sezonie - zaznacza Jastrzębski.

A miłością do fiata zaraził go dziadek, który przez długie lata był taksówkarzem w Łomży i od zawsze jeździł tylko fiatami.

- Tym też jeździł, ale krótko, bo już miał kłopoty ze zdrowiem - wspomina właściciel dużego fiata. - Auto kilka lat stało w garażu. Gdy zdałem prawo jazdy w 2003 roku, to dziadek mi go podarował.
I tak się zaczęła przygoda z FSO.

- Na tym samochodzie nauczyłem się jeździć, a gdy ktoś opanuje tak trudne auto jakim jest fiat, zwłaszcza zimą, to da radę w każdym aucie - podkreśla.

Łomżyniak interesuje się motoryzacją i pracuje w zakładzie mechanicznym.
- Z tej pasji w 2006 roku założyliśmy ogólnopolskie forum www.forum125p.pl - mówi Bartosz. - Organizujemy otwarcia i zamknięcia sezonów. Obecnie zarejestrowało się na nim już ponad 800 właścicieli fiatów.

Na zamknięciu tegorocznego sezonu w kategorii soft tuning jego auto zajęło pierwsze miejsce.
- Od dwóch, może trzech lat fiat stał się klasykiem, już nikt nie mówi, że to wrak. Takie auta osiągają spore ceny - podkreśla 28-latek. - Mój fiat jest wyjątkowy, bo jest dla mnie najcenniejszą pamiątką po dziadku. Pamiętam jak woził mnie nim do przedszkola, a później do szkoły...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna