Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KOD w Suwałkach. Kijowski: To skandal! Policja: Tak zachowywać się nie można

Tomasz Kubaszewski
Aktywiści KOD przed Archiwum Państwowym w Suwałkach. W grupie stoi też mężczyzna z różańcem. To zwolennik drugiej strony. Proponował KOD-owcom modlitwę
Aktywiści KOD przed Archiwum Państwowym w Suwałkach. W grupie stoi też mężczyzna z różańcem. To zwolennik drugiej strony. Proponował KOD-owcom modlitwę Marcin Kapuściński
Krzyczeli, że to hańba i że generał Anders w grobie się przewraca. Trzy osoby, które brały udział w akcji KOD w Archiwum Państwowym w Suwałkach, oskarżono o zakłócenie porządku. Ale jedna być może przed sądem w ogóle nie stanie, bo ma problemy zdrowotne.

Suwałki przeżyją zapewne kolejny najazd wszelkich możliwych mediów i działaczy różnych ugrupowań politycznych. Skierowanie przez policję wniosku o ukaranie trzech osób już wzbudziło kontrowersje. Mateusz Kijowski, lider KOD, nazwał to skandalem. Zaprotestowały też regionalne struktury Nowoczesnej.

Suwalski sąd będzie pewnie musiał wybrać na rozprawę największą salę i kto wie, czy nie zdecyduje się na wprowadzenie przepustek. Terminu, póki co, nie wyznaczono.

Wiceminister: zwyrodnialcy!

Zadymę, jaka miała miejsce 4 marca w Archiwum Państwowym w Suwałkach, „na żywo” pokazywały wszystkie najważniejsze telewizje. To się jeszcze nigdy w historii miasta nie zdarzyło. Jarosław Zieliński, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, wkrótce potem zauważył, że dziwnym trafem w jednej z telewizji odbywała się relacja, a wydarzenia na bieżąco komentował Mieczysław Bagiński z PSL, kontrkandydat Anny Anders, reprezentującej PiS w przedterminowych wyborach do Senatu. Wniosek? Telewizje musiały dostać cynk, że coś w suwalskim archiwum będzie się działo. Inaczej nikt by przecież wozów transmisyjnych z Warszawy nie wysyłał. I jest to, zdaniem posła, o tyle dziwne, że w mediach informowano o „spontanicznym proteście”. W dodatku twierdzono, że to protest „suwalczan”. A ci ostatni praktycznie nie brali w nim udziału.

Wystawa „Armia skazańców”, poświęcona generałowi Władysławowi Andersowi i jego żołnierzom, została zorganizowana w ostanim dniu kampanii wyborczej. W sali suwalskiego archiwum pojawiło się mnóstwo ludzi, w tym kandydatka na senatora PiS Anna Maria Anders, minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak i jego zastępca Jarosław Zieliński. Kilkanaście zgromadzonych osób miało przypięte znaczki KOD-u. Kiedy zaczęły się oficjalne wystąpienia, na sali podniósł się szum:

- Jesteśmy na wiecu wyborczym, czy w muzeum?! - krzyknął mężczyzna ze znaczkiem KOD. - Kto za to płaci? Komitet pani Anders, czy państwo?

- To za nasze podatki! - wtórowała mu starsza kobieta. - Dla Rydzyka daliście miliony, a dla emerytów 2 zł! Nigdy nie zagłosuję na PiS!

- Generał Anders był patriotą i teraz w grobie się przewraca - dało się też wyłowić z ogólnego zgiełku.

- Poświęciłem się jako dowódca, a obecnie dostałem złotówkę i 36 groszy podwyżki emerytury - wykrzykiwał prawdopodobnie jakiś były wojskowy.

- Czego się pani tak wydziera?! - odpowiadała starsza kobieta, najwyraźniej zwolenniczka Anny Marii Anders. - Jak się nie podoba, to proszę stąd wyjść. Możecie sobie protestować na zewnątrz.

Ludzi próbowali uspokajać obecni na uroczystości komendanci policji - wojewódzki i suwalski oraz ks. Stanisław Wysocki, prezes Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej. Niewiele to jednak dało. Zamieszanie trwało kilkanaście minut, po czym ministrowie i kandydatka poszli w swoją stronę, a KOD-owcy w swoją. Ci ostatni rozdawali później na ulicach Suwałk ulotki zachęcające do udziału w wyborach . Kilka osób z tego grona policja wylegitymowała.

To, że ta sprawa tak się nie zakończy, wiadomo było już parę dni później. Podczas konferencji prasowej wiceminister Zieliński nazwał aktywistów KOD „zwyrodnialcami”. Bo, jak tłumaczył, nie mają szacunku dla tragicznych losów żołnierzy generała Andersa.

Trzeba było nie zachwalać

Ruszyło policyjne postępowanie. Funkcjonariusze wzięli po lupę najpierw materiały filmowe z różnych mediów. Na tej podstawie ustalili, kto najgłośniej krzyczał. Wyszło, że niemal całe zamieszanie wywołały raptem trzy osoby. Ta, która dopytywała, czy to wiec wyborczy, czy wystawa i kto za to płaci, kolejna - ta od pieniędzy dla Rydzyka i emerytur oraz trzecia - która „poświęcała się jako dowódca” i też dostała małą podwyżkę. Funkcjonariusze przesłuchali w sumie kilkanaście osób. Okazało się, że wśród tych ze znaczkami KOD, którzy pojawili się na otwarciu wystawy, najwyżej czworo mieszka w Suwałkach. Reszta przyjechała z Warszawy, Białegostoku czy Siedlec. Jedna z tych osób zeznała, że spokój na sali był do chwili, gdy ministrowie Błaszczak i Zieliński nie zaczęli zachwalać Anny Marii Anders jako kandydatki w wyborach. Wtedy pojawiły się pytania, za czyje to pieniądze, dlaczego organizatorem jest Straż Graniczna i czemu wszystko odbywa się państwowej instytucji. - Gdyby nie to, pewnie do niczego by nie doszło - dodał przesłuchiwany.

Pierwszy mężczyzna, który zaczął krzyczeć podczas otwarcia wystawy i został objęty policyjnym wnioskiem o ukaranie, to aktywista KOD z Warszawy, a zarazem znany bloger. Nie przyznał się jednak do winy i odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień.

Podobnie jak druga osoba - mieszkaniec Białegostoku. Stwierdził on jednocześnie, że do Suwałk przyjechał... taksówką. Po to, żeby obejrzeć wystawę poświęconą generałowi Andersowi. Co działo się dalej, nie pamięta. Włącznie z tym, jak wrócił do domu.

Trzecia z najgłośniej krzyczących osób pochodzi natomiast z Suwałk. Z policjantami rozmawiała już chętniej. O spotkaniu w Archiwum Państwowym miała powiadomić ją znajoma z Facebooka. Wcześniej, jak twierdzi, z KOD-em nic ją nie łączyło.- Nawet jak już byłam na miejscu, to myślałam, że to wiec wyborczy, a nie otwarcie wystawy - zeznawała. - Jakiś mężczyzna przyczepił mi znaczek KOD. Kiedy zorientowałam się, co się dzieje, poprosiłam policjanta, żeby mnie stamtąd wyprowadził. Uważam, że zostałam wykorzystana.

Przez kogo? Tego nie sprecyzowała. Dodała jednak, że jest osobą chorą, która od lat pozostaje pod ciągłą opieką lekarską. I tę okoliczność sąd musi sprawdzić w pierwszej kolejności. Dlatego wystąpił o nadesłanie dokumentacji medycznej. Może się bowiem okazać, że taka osoba nie powinna odpowiadać za jakiekolwiek czyny.

Każdemu z obwinionych policja zarzuca naruszenie tego artykułu kodeksu wykroczeń, który mówi o zakłócaniu spokoju czy porządku publicznego krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem. W tym konkretnym przypadku chodzi o wznoszenie okrzyków, wypowiadanie głośnych komentarzy, przerywanie wypowiedzi i hałasowanie. Grozi za to nawet do 30 dni aresztu lub do 5 tys. zł grzywny. Termin rozprawy sąd wyznaczy, gdy przeanalizuje przypadek osoby narzekającej na swój stan zdrowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna