Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konie poniosły - dzieci w szpitalu

Wojciech Mierzwiński
Ełk. Sprawdźcie, co stało się w stadninie koni przy ulicy Zamkowej. Tam doszło do groźnego wypadku - poinformował nas Czytelnik. Po tym sygnale dotarliśmy do rodziców dziewczynek, które w sobotę podczas jazdy konnej miały wypadek.

- Poniosły je konie. Moja Andżelika spadła i wylądowała w szpitalu z urazem kręgosłupa - nie kryje emocji Piotr Ostrowski.

- A moja Ania ma połamaną w czterech miejscach rękę - mówi Radosław Radziewicz.

Pierwsza przy Andżelice pojawiła się mieszkająca niedaleko stadniny Janina Szuchnicka.

- Usłyszałam tętent kopyt i wisk dzieci. Po chwili zobaczyłam, że tuż obok mojego ogrodu leży dziewczynka. Leciała jej krew z nosa. Płakała, nie mogła się ruszyć. Błagała, żebym zadzwoniła do jej ojca. Przykryłam ją kocem, wezwałam pogotowie, zatelefonowałam do rodziców - mówi Janina Szuchnicka.

10-letnia Ania Radziewicz, jak mówi jej ojciec, sama podniosła się z ziemi. Z połamaną ręką doszła do stadniny.

Rodzice Ani i Andżeliki mają żal do szefa stadniny.

- Przecież ja zdążyłem przyjechać z miasta, zanim obok mojej córki pojawiła się instruktorka jazdy konnej, a do wypadku doszło kilkaset metrów od stadniny. Pytam więc, gdzie była i czy w ogóle była z dziewczynami, które pojechały konno w plener - nie kryje zdenerwowania Piotr Ostrowski.

Te pytania zadaliśmy właścicielowi stadniny. Twierdzi, że instruktorka była z Anią i Andżeliką, lecz po upadku dziewczyn pogalopowała po auto, by zabrać je do szpitala. Kiedy pytaliśmy o inne szczegóły, szef stadniny powiedział, że jest właśnie w Warszawie, szczegółów nie zna, bo nie było go na miejscu. W końcu dał nam numer do instruktorki. Ta przez cały dzień nie odbierała od nas telefonów.

Dziewczyny do stadniny zabrała w sobotę była żona pana Radosława.

- Ta sprawa musi zostać wyjaśniona, przecież moja córka mogła stracić życie. Kto pozwolił dziecku bez wiedzy mojej oraz mojej żony jechać konno w plener? Miała jeździć na placu - martwi się Piotr Ostrowski. - Córka wyszła w środę ze szpitala, musi teraz przez kilka tygodni nosić gorset.

- Tak obie dziewczyny rozpoczną wakacje, moja córka z ręką w gipsie, Andżelika w gorsecie - dodaje Radosław Radziewicz. - Właściciel stadniny nie zadzwonił nawet zapytać, jak czują się dzieci.

Gdy drugi raz dzwoniliśmy do właściciela stadniny, odparł, że szukamy sensacji, a instruktorka odwiedzała dziewczyny w szpitalu.

- Wiemy, że konie to pasja naszych córek. Mamy nadzieję, że wrócą do stadniny, lecz dopiero, kiedy będziemy pewni, że są tam bezpieczne - mówią Radosław Radziewicz i Piotr Ostrowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna