Działacz opozycyjny z lat 80., aresztowany razem z innymi studentami w 1982 r. pod zarzutem naruszenia dekretu o stanie wojennym, historyk, w wolnej Polsce związał się ze służbami specjalnymi. Już w 1990 r. został szefem białostockiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa. Sześć lat później z hukiem go zwolniono, ponoć za przeciek. Ówczesny szef UOP twierdził, że to on jest odpowiedzialny za upublicznienie rozkazu o monitorowaniu sytuacji w zakładach pracy. Sam Bondaryk mówił, że został odwołany z powodów politycznych. Po rozstaniu z UOP-em został doradcą rady miejskiej.
Zarzuty w mediach
Szybko wezwano go jednak do Warszawy, tym razem do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Tworzył Krajowe Centrum Informacji Kryminalnej. Z nim związane były kolejne zarzuty stawiane Bondarykowi, tym razem przez media. Przy okazji gromadzenia materiałów lustracyjnych miał on zbierać dokumenty dotyczące życia prywatnego osób publicznych, a pochodzące m.in. z legendarnego już archiwum Milicji Obywatelskiej "Hiacynt". W archiwum tym znajdowały się informacje o preferencjach seksualnych ok. 11 tysięcy Polaków, w tym osób publicznych.
- To oszczerstwa - odpierał zarzuty Bondaryk, tłumacząc, że takie dane nie są gromadzone, a "Hiacynt" w ogóle nie istnieje.
Na tym jednak nie koniec. W grudniu 2005 r. pojawiły się kolejne zarzuty. Tym razem chodziło o tajne dokumenty Polskiej Telefonii Cyfrowej (operatora sieci Era), w której Bondaryk pracował. Zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa złożył do ABW Ryszard Pospieszyński, członek zarządu. Sądził on, że z departamentu pośredniczącego w zakładaniu podsłuchów wypłynęły tysiące tajnych dokumentów. "Rzeczpospolita" pisała wówczas: "W zawiadomieniu do ABW oskarżono o kopiowanie danych abonentów Krzysztofa Bondaryka". Śledztwo trwa do dziś, Bondarykowi nie postawiono żadnych zarzutów. Mimo to dla wielu osób jest "spalony" i nie powinien reprezentować w służbach nowego rządu.
Przyprawili mu "gębę"
- On nie jest kontrowersyjny, przyprawiono mu jedynie taką gębę - zapewnia Robert Tyszkiewicz, szef podlaskiego PO, który cieszy się z nominacji białostoczanina. - W ostatnich latach był ekspertem PO w sejmowej komisji służb specjalnych i jego praca została bardzo wysoko oceniona. Dlatego rekomendowanie go na szefa ABW było jednogłośne.
Tyszkiewicz podkreśla także, że major Bondaryk to dla PO gwarant wypełnienia zobowiązań wyborczych. To on ma sprawić, że polskie służby będą przejrzyste, a szereg nieprawidłowości zostanie wyjaśnionych. Nie wszystkich to jednak przekonuje.
- Wraca stare - wzdychają ci, którzy pamiętają Bondaryka jako szefa białostockiej delegatury UOP-u.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?